Nie można pozwolić na to, aby po otrzymaniu wezwania do usunięcia fałszywych profili korporacje internetowe nie podjęły żadnych działań lub po prostu stwierdziły, że tworzenie takich treści nie jest sprzeczne z wewnętrznymi regulacjami. Liczę na to, że w Polsce sprawa prof. Łętowskiej będzie przecierała szlaki kolejnym – mówi Milena Bogdanowicz, radca prawny w firmie prawniczej LSW i pełnomocnik prof. Ewy Łętowskiej w sprawie internetowej kradzieży tożsamości.

EŚ: Z jakich środków prawnych mogą skorzystać osoby, które padły ofiarą złodziejów tożsamości w mediach społecznościowych?

Mec. Milena Bogdanowicz: Zasadniczo mają one do dyspozycji dwie ścieżki działania. Pierwsza obejmuje podjęcie odpowiednich kroków na drodze prawnokarnej w oparciu o obowiązujące od kilku lat przepisy dotyczące stalkingu. Choć przestępstwo to najczęściej kojarzy się z fizycznymi przypadkami prześladowania, to za jego szczególny przypadek uznaje się także kradzież tożsamości w celu wyrządzenia danej osobie szkody majątkowej lub osobistej. Jeśli zatem dowiadujemy się, że ktoś się pod nas podszywa, wysyła w naszym imieniu emaile, zakłada fałszywe profile w mediach społecznościowych, to trzeba takie działania zacząć natychmiast dokumentować: robić print screeny, poprosić odbiorców złośliwych emaili o ich kopie itp. Następnie należy zgłosić do prokuratury lub na policję podejrzenie popełnienia przestępstwa.

EŚ: A druga ścieżka prawna?

MB: Niezależnie od wszczęcia działań na gruncie prawa karnego można też podjąć odpowiednie kroki na drodze cywilnoprawnej. W takim przypadku należy w pierwszej kolejności zwrócić się o usunięcie fałszywych kont czy profili do administratora danego portalu społecznościowego, bo najczęściej to właśnie tam dokonuje się internetowych kradzieży tożsamości. Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną odpowiedzialność prawna administratora stron internetowych jest co do zasady wyłączona, gdyż ustawodawca stanął na stanowisku, że trudno, aby taki administrator prowadził przeprowadzał autocenzurę i sprawdzał wszystkie wpisy na swojej domenie. Tym niemniej wyłączenie to ma charakter warunkowy i obowiązuje tylko do momentu, kiedy administrator otrzyma urzędowe zawiadomienie, np. zawiadomienie z prokuratury bądź wiarygodną wiadomość od osoby zainteresowanej (lub jej pełnomocnika), w której znajdzie się informacja o tym, że na zarządzanej przez niego stronie internetowej zamieszczone zostały treści naruszające dobra osobiste tej osoby, np. poprzez tworzenie fałszywych profili. Jeśli po otrzymaniu takiej wiadomości administrator nie usunie żądanych treści ani nie podejmie żadnych innych kroków, to odpowiedzialność spada wówczas na niego i można go pozwać za działalność niezgodną z prawem.

EŚ: Czy w podobnych sprawach zapadły już jakieś orzeczenia sądowe, których skutkiem było pociągnięcie do odpowiedzialności administratora?

MB: Najgłośniejszy do tej pory wyrok dotyczący stalkingu w internecie zapadł kilka lat temu w sprawie naruszenia dóbr osobistych przez portal Nasza Klasa. Był to dość podobny przypadek do sprawy prof. Łętowskiej: ktoś podszywał się pod pewnego mężczyznę z wykorzystaniem fałszywego konta oraz wysyłał z niego obraźliwe maile i groźby pozostałym członkom „klasy”. W wyniku postępowania sąd okręgowy, a następnie apelacyjny, potwierdziły odpowiedzialność administratora portalu i za brak reakcji na prośby o zamknięcie fałszywego konta nakazały mu zapłacić zadośćuczynienie oraz przeprosić powoda. Ten precedensowy wyrok pokazuje, że jeśli przepisy dotyczące stalkingu zostaną odpowiednio zastosowane, to w sytuacji naruszenia dóbr osobistych administratorzy za swoją bezczynność wcale nie muszą pozostać bezkarni.

EŚ: Osoby, które padały ofiarami złodziejów tożsamości w internecie i próbowały zainteresować swoim problemem organy ścigania, często skarżą się, że nie były przez nie traktowane wystarczająco poważnie. Prof. Łętowska ma nad nimi tę przewagę, że jest osobą znaną i miała możliwość nagłośnienia swojej sprawy.

MB: Ponieważ przepisy dotyczące stalkingu obowiązują stosunkowo od niedawna, rzeczywiście, prokuratura i policja nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne i uciążliwe może być stalkowanie. Tym niemniej myślę, że powoli się to zmienia i takie przypadki nie są już bagatelizowane. Co więcej, wydaje mi się, że ludzie coraz odważniej podejmują działania przeciwko wielkim korporacjom internetowym takim jak Facebook czy Google, nabierając przekonania, że nie mogą one pozostawać bezkarne, nawet jeśli mają siedzibę poza polską jurysdykcją. Oczywiście nie jest łatwo zmusić je do reakcji. Nawet zgłoszeniem prof. Łętowskiej Facebook zajął się dopiero po ok. trzech tygodniach. Korporacje internetowe zwykle bronią się tym, że dziennie dostają kilka tysięcy podobnych wiadomości i nie mają możliwości weryfikacji każdej z nich. Częściowo rozumiem taką argumentację, ale nie można pozwolić na to, aby po otrzymaniu wezwania nie podjęły żadnych działań lub po prostu stwierdziły, że tworzenie fałszywych profili nie jest sprzeczne z wewnętrznymi regulacjami. Sam Facebook czy Google przewidują w końcu mechanizmy zgłaszania naruszeń. O tym, że ludzie coraz mniej tolerują ich bezczynność świadczy fakt, że w Stanach Zjednoczonych, ale też w krajach europejskich pojawia się coraz więcej spraw związanych z dochodzeniem swoich praw przeciwko internetowym gigantom i liczę na to, że na polskim gruncie sprawa prof. Łętowskiej będzie przecierała szlaki kolejnym. Tym bardziej, że mamy tu do czynienia ze osobą powszechnie rozpoznawaną, szanowaną i stąd traktowaną w nieco inny sposób, niż przeciętny obywatel, który nie ma tylu narzędzi, żeby nagłośnić swój problem. Wiem zresztą, że prof. Łętowskiej bardzo zależało, aby jej sprawa była głosem w dyskusji na temat zagrożeń dla ochrony tożsamości w internecie oraz pokazała, że takie czyny jak zakładanie fałszywych profili na Facebooku należy traktować poważnie, zwłaszcza że borykają się z tym już tysiące ludzi. I o ile osoba, która podszywała się pod prof. Łętkowską, nie wysyłała żadnych obraźliwych czy obelżywych wiadomości nie było obelg, o tyle dla wielu ofiar cyberstalkingu fałszywe emaile i profile mogą oznaczać zniszczenie reputacji czy kariery.

EŚ: Niektórzy twierdzą jednak, że potrzebne są dodatkowe regulacje.

MB: Moim zdaniem nie jesteśmy w stanie kazuistycznie potraktować wszystkich problemów i dążyć do szczegółowego doprecyzowania każdego z nich. Zwłaszcza że obowiązujące przepisy wcale nie są złe. Jedyne nad czym należało by się zastanowić to wskazanie terminu, w jakim administrator powinien zareagować i podjąć odpowiednie działania w odpowiedzi na otrzymane wezwanie. Potrzebna jest też oczywiście większa świadomość prawna zarówno ze strony organów ścigania, jak i administratorów, często podmiotów quasi-monopolistycznych, które powinny brać odpowiedzialność za to, jak ogromną rolę odgrywają we współczesnym świecie. Choć jednocześnie zdaję sobie sprawę, że moje myślenie może być zbyt idealistyczne.

Rozmawiała Emilia Świętochowska