Byłoby najlepiej, gdyby orzecznictwo ETPC było na bieżąco aktualizowane i dostępne w języku polskim, gdyż nadal nie wszystkie ciekawe rozstrzygnięcia są tłumaczone – podkreśla sędzia Iwona Wiśniewska-Bartoszewska.

Emilia Świętochowska: Jak dowiedziała się pani o tym, że została laureatką konkursu MSZ?

Sędzia Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku, nagrodzona w konkursie pełnomocnika MSZ ds. postępowań przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka na najlepsze orzeczenie szeroko odwołujące się do strasburskich standardów wolności słowa: To było przede wszystkim ogromne zaskoczenie. O nagrodzie dowiedziałam się od pani prezes sądu okręgowego, podczas przerwy w zgromadzeniu ogólnym, a więc w obecności wszystkich sędziów. Niezmiernie się ucieszyłam, tym bardziej, że razem ze mną cieszyli się także moi koledzy i koleżanki.

EŚ: W jakim zakresie sprawa o zniesławienie, której dotyczył wydany przez panią wyrok, podpadała pod orzecznictwo ETPC?

IW-B: Cała sprawa zaczęła się od wniosku o likwidację szkoły podstawowej, którą rada gminy uznała za nierentowną. Bez uwzględnienia argumentów o roli placówki w życiu społeczności radni nie tylko tylnymi drzwiami podjęli decyzję o jej zamknięciu bez obiecanej mieszkańcom debaty publicznej, ale także do końca ich zwodzili, przekonując, że sprawa pozostaje otwarta. Podczas burzliwych obrad rady wielu mieszkańców dało więc wyraz swojemu niezadowoleniu z obrotu wydarzeń. Wśród nich znalazła się kobieta, której zarzucono, że obrzuciła radnych słowami „oszuści”, „złodzieje” i „tchórze”. Radni gminy poczuli się osobiście urażeni i uznali, że podobne sformułowania pomawiają ich o zachowania poniżające w oczach opinii publicznej oraz narażają ich na utratę zaufania społecznego. Zasada grubszej skóry, która powinna obowiązywać wobec osób piastujących funkcje publiczne okazała się więc w tym przypadku czystą teorią. Po przeanalizowaniu sprawy w szerszym kontekście nasz skład sędziowski stwierdził, że słowa mieszkanki nie miały wcale sugerować kryminalnej przeszłości radnych, gdyż były one ściśle powiązane z kwestią leżącą wówczas w centrum zainteresowania mieszkańców. Świadkowie zdarzeń przekonywali, że ich sposób rozumienia terminu „oszuści” czy „złodzieje” wynikał z poczucia oszukania, pozbawienia prawa głosu i możliwości obrony swojego interesu. W uzasadnieniu odwoływaliśmy się do art. 10 ust. 2 konwencji, który pokazuje jak wąski jest margines możliwej ingerencji władz publicznych w wypowiedzi dotyczące istotnych spraw społecznych. Kluczowa jest przy tym odpowiedź na pytanie, czy potrzeba ingerencji, a taką byłby wyrok skazujący, jest rzeczywiście tak pilna w danej sytuacji, że obraźliwa wypowiedź musi się spotkać z jakąś reakcją ze strony państwa. Uznaliśmy, że sprawa o tak istotnym dla mieszkańców znaczeniu czyni zakres dopuszczalnej ingerencji władz bardzo wąskim i nie ma takiej pilnej potrzeby, żeby sąd w jakikolwiek sposób napiętnował słowa wypowiedziane w ściśle określonych warunkach i w odpowiedzi na argumentację, która wywoływała powszechny sprzeciw mieszkańców.

EŚ: Czy trudno jest przygotować uzasadnienie wyroku szeroko odwołujące się do standardów strasburskich?

IW-B: Wymaga to na pewno dużo wcześniejszego przygotowania. Żeby w konkretnych przypadkach móc identyfikować sprawy, które podpadają pod dorobek ETPC, trzeba już dość dobrze orientować się w europejskim orzecznictwie i kierunkach jego rozwoju. Potem jest już głównie mrówcza praca, żeby to wszystko zebrać.

EŚ: Jaka jest z pani obserwacji znajomość konwencji i orzecznictwa ETPC wśród sędziów sądów powszechnych w Polsce?

IW-B: Moim zdaniem zarówno sędziowie, jak i prokuratorzy znają je coraz lepiej. Organizuje się teraz coraz więcej seminariów o tej tematyce, dzięki czemu łatwiej jest dalej indywidualnie poszerzać wiedzę i wykorzystywać ją później w codziennej pracy orzeczniczej.

EŚ: Często można jednak spotkać się z opinią, że postanowienia konwencji i orzecznictwo ETPC wywierają znaczący wpływ na wyroki Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, natomiast sądy powszechne nadal niechętnie traktują standardy strasburskie jako wskazówkę interpretacyjną przy wykładni prawa krajowego.

IW-B: O ile kiedyś rzeczywiście rzadko zdarzały się odwołania do dorobku ETPC, o tyle, patrząc z perspektywy ostatnich kilku lat, wydaje mi się, że sędziowie coraz częściej dostrzegają jego znaczenie i uwzględniają to w swojej pracy orzeczniczej. Ja np. mam na swoim koncie co najmniej kilka takich wyroków, m.in. z zakresu publikacji prasowych.

Konwencja i wyroki ETPC reprezentują pewną naturalną, zdroworozsądkową hierarchię wartości w społeczeństwie, która w sposób przemyślany i sensowny odróżnia kwestie kluczowe od kwestii istotnych, lecz drugoplanowych. Do sędziów takich jak ja bardzo przemawia taki właśnie porządek.

Z drugiej strony szerokie korzystanie z dorobku ETPC z pewnością wymaga także umiejętności biegłego poruszania się w różnorodnych, często skomplikowanych zagadnieniach podejmowanych przez ETPC. Niestety presja czasu oraz ogromna liczba spraw do rozstrzygnięcia często powodują, że sędziowie po prostu nie są stanie podołać temu zadaniu. Sama praca techniczna związana z opracowaniem orzeczenia zajmuje sporo czasu.

EŚ: To, że polscy sędziowie unikają powoływania się na standardy strasburskie, czasem tłumaczy się też niespójnym i wielonurtowym charakterem orzecznictwa ETPC. Czy jest to istotne utrudnienie przy pisaniu wyroków?

IW-B: Rzeczywiście, orzecznictwo ETPC nie wyraża stałych, ustalonych wartości, ale cały czas ewoluuje w różnych kierunkach wraz ze zmieniającymi się realiami. Jednak dokładnie to samo można przecież powiedzieć o orzecznictwie naszego SN czy TK. Pewne zjawiska nabierają po prostu nowych jakości i znaczenia, a rozstrzygnięcia sądów muszą to odnotowywać. Najistotniejsze jest, aby przy wydawaniu wyroków spoglądać z perspektywy funkcjonującej linii orzecznictwa oraz kierunku, w którym ona podąża.

EŚ: Czy lokalny kontekst spraw rozpatrywanych przez ETPC i wynikające z tego ograniczenia nie sprawiają problemu w dostosowaniu orzeczeń trybunału do polskich warunków?

IW-B: Wydaje mi się, że jest to nie tyle kwestia dostosowania wyroku do polskiego kontekstu, co raczej ogólnej interpretacji ducha konwencji i działań ETPC w świetle nowych faktów. Wiadomo, że w każdej sprawie pojawiają się różne okoliczności, dlatego przy korzystaniu z europejskiego orzecznictwa tak ważne jest przede wszystkim odpowiednie odczytanie i ocena wynikających z niego intencji, wartości i rozłożenia akcentów.

EŚ: Czy standardy strasburskie dotyczące wolności słowa na trwałe przeniknęły już do krajowego orzecznictwa i wywierają poważny wpływ na decyzje i praktyki władz publicznych?

IW-B: Może jeszcze nie całkowicie, ale z pewnością w dużym stopniu tak się dzieje. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli tylko jest taka możliwość, to sędziowie bardzo chętnie sięgają do dorobku ETPC w tej dziedzinie. Siła ETPC polega na tym, że interpretacje i intencje zawarte w jego orzeczeniach wpływają na rozstrzygnięcia polskich sądów, a władze publiczne muszą je respektować. Choć na pewno w większym zakresie dotyczy to SN niż sądów powszechnych. Żeby docenić znaczenie ETPC dla kierunków działań władz publicznych wystarczy też przypomnieć, że to właśnie jego orzecznictwo w sprawie wolności słowa doprowadziło do nowelizacji art. 212 kodeksu karnego poprzez złagodzenie sankcji karnej za zniesławienie.

EŚ: Czy orzecznictwo ETPC jest wystarczająco dostępne w sądach powszechnych, zwłaszcza niższej instancji?

IW-B: Z tym bywa różnie. Ja osobiście posiłkuję się specjalnym programem z wyrokami, natomiast dla codziennej pracy na pewno byłoby najlepiej, gdyby orzecznictwo było na bieżąco aktualizowane i dostępne w języku polskim, gdyż nadal nie wszystkie ciekawe rozstrzygnięcia są tłumaczone.

Rozmawiała Emilia Świętochowska