Handel danymi, w tym osobowymi, jest legalny, pod warunkiem że mamy podstawę prawną do zbierania danych i przekazywania ich dalej. Inaczej sprawa wygląda wtedy, gdy dane mają charakter danych osobowych, a inaczej – gdy są to dane kontaktowe do jakichś podmiotów - mówi w wywiadzie dla DGP generalny inspektor ochrony danych osobowych Wojciech Wiewiórowski

Czytelnicy DGP zwrócili nam uwagę na działalność firm, które handlują danymi kontaktowymi innych firm. Tworzą bazy liczące np. półtora miliona firm i za kilkaset złotych je odsprzedają. To znakomite narzędzie dla spamerów i reklamodawców. Ale czy to legalne?

Handel danymi, w tym osobowymi, jest legalny, pod warunkiem że mamy podstawę prawną do zbierania danych i przekazywania ich dalej. Inaczej sprawa wygląda wtedy, gdy dane mają charakter danych osobowych, a inaczej – gdy są to dane kontaktowe do jakichś podmiotów. A więc adres e-mailowy, który będzie mówił o tym, że jest to Jan Kowalski w firmie X, może być traktowany jako dana osobowa. Jeśli e-mail ma formę np. biuro@nazwafirmy.pl, to nie są to dane osobowe. Dlatego ten drugi rodzaj danych, który indywidualizuje nie tyle osobę, co firmę, nie podlega ochronie wynikającej z ustawy o ochronie danych osobowych. Może natomiast podlegać pewnym regułom antyspamowym. Ale one w ostatnim czasie się zmieniły i chronią tylko dane osoby fizycznej, a nie przedsiębiorcy.

Część osób, których dane znalazły się w takich bazach, twierdzi, że nawet upublicznienie swoich danych nie oznacza udostępnienia ich innym podmiotom, zwłaszcza tym, które nimi potem handlują. Czy mają rację?

Trzeba pamiętać, że jeżeli dane zostały w publicznym miejscu potraktowane przez przedsiębiorcę jako dane kontaktowe, to tym samym zostały przekazane do dystrybucji. Dotyczy to nawet adresów prywatnych, których przedsiębiorca użył jako adresów kontaktowych. Firma oferująca bazę danych, która składa się z danych ujawnionych jako dane kontaktowe do podmiotu gospodarczego, ma prawo do ich przetwarzania i budowania różnych zestawień, włącznie z narzędziami wyszukiwawczymi. Problem, jaki mamy z takimi firmami, polega na tym, że często bardzo szeroko traktują swoje prawo do publicznego ujawniania czyjegoś adresu. Przyjmują założenie, że ujawnienie jakiegokolwiek adresu e-mail w dowolnym miejscu, już oznacza, że możnego swobodnie wykorzytywać. Dotyczy to np. sytuacji, gdy ktoś ujawnia adres na swoim profilu społecznościowym. Tymczasem uzależnione to jest od tego, jak został ujawniony – bo mógł być udostępniony tylko grupie znajomych z tego profilu. Inny problem może polegać na tym, gdy zmieniamy swój adres kontaktowy na stronie internetowej i jednocześnie przestajemy się godzić na przetwarzanie poprzednich danych. Problem polega jednak na tym, że wówczas można najwyżej próbować usuwać je z wszystkich miejsc, w których był przetwarzany. Ale jest to bardzo trudne. Bo za każdym razem wycofujemy dane z jednego podmiotu, który tę bazę kupił, a nie z setek firm, które również ją kupiły.

Zdarza się, że przedsiębiorcy widoczni w bazach danych, otrzymali faktury od takich firm za to, że się tam znajdują.

Istnieje rodzaj oszustwa, jakim jest podsyłanie informacji o tym, że nasz adres będzie upubliczniony w jakiejś bazie i w związku z tym wykorzystywany do celów marketingowych, a następnie żądanie opłaty za tego typu działanie. Jeżeli nie mamy zawartej umowy na świadczenie takiej usługi, która wprost zobowiązywałaby nas do zapłaty, nikt nie ma prawa tego od nas żądać.