Projekt przewiduje, że w demonstracjach nie będą mogły uczestniczyć osoby, których nie będzie można zidentyfikować ze względu na ubiór, nakrycie twarzy lub zmianę wyglądu. Projekt przewiduje możliwość uczestnictwa w demonstracjach osób zakrywających twarz, jeśli cel protestu będzie uzasadniał takie zachowanie.
Tydzień temu, po rozruchach, do jakich doszło w Warszawie podczas obchodów Święta Niepodległości, szefowa biura prasowego kancelarii prezydenta mówiła, że problem anonimowego łamania prawa pozostaje nierozwiązany. Joanna Trzaska-Wieczorek przypomniała wówczas, że posłowie usunęli z prezydenckiego projektu Prawa o Zgromadzeniach przepis o zakazie zasłaniania twarzy podczas demonstracji ulicznych.
Tym razem pytani przez IAR w zeszłym tygodniu w Sejmie politycy byli zgodni - tak dalej być nie może i poparli podjęcie zdecydowanych kroków, żeby ukrócić chuligańskie wybryki w trakcie demonstracji.
Politycy o pomyśle prezydenta
Małgorzata Kidawa-Błońska z PO mówiła, że pomysł zakazu zakrywania twarzy jest dobry, na to wskazują doświadczenia z ostatnich lat. Jej zdaniem nikt kto ma czyste zamiary nie zakrywa twarzy kominiarką. Kidawa-Błońska argumentowała, że kominiarka kojarzy się jednoznacznie, używają jej ci, którzy chcą napaść na bank, sklep czy chce ukryć swoją twarz.
Również SLD uważa, że manifestanci powinni odsłonić twarz. Zakaz demonstrowania w kominiarkach wpłynie na bezpieczeństwo - mówił poseł Dariusz Joński i dodał, że SLD przygotowuje w tej sprawie projekt ustawy.
Poseł PiS Mariusz Błaszczak podkreślił, że trzeba tępić chuligańskie wybryki i dodał, że podczas prac w Sejmie PiS był za zakazem, a przeciw organizacje lewackie. Przychylnie o inicjatywie prezydenta mówił także senator niezależny Włodzimierz Cimoszewicz, choć przyznał, że taki zapis może budzić wiele emocji. "Ingerujemy w prywatność i zachowania ludzi, ale ze względu na bezpieczeństwo publiczne staje się to konieczne" - zaznaczył senator. Innego zdania był poseł niezależny Ryszard Kalisz. Zmiana prawa powinna dotyczyć tylko i wyłącznie osób znajdujących się na trasie demonstracji. W ocenie Kalisza, odstępstwo od takiej zasady powinno być surowo karane. Policja powinna traktować złamanie tej zasady nawet na "pół centymetra" jako przestępstwo - tłumaczył Kalisz. 11 listopada w czasie zamieszek podczas Marszu Niepodległości policja zatrzymała ponad siedemdziesiąt osób. Doszło do bijatyk z policją. Zniszczono tęczę znajdującą się na placu Zbawiciela i podpalono budkę strażniczą przy ambasadzie Rosji. Miasto oszacowało straty na 120 tysięcy złotych. Kilku zatrzymanych już dzień później usłyszało wyroki trzech miesięcy więzienia.