Projekt daje ministrowi sprawiedliwości prawo wglądu do akt dyscyplinarnych prokuratora. Choć na gruncie ustawy o ustroju sądów powszechnych – w swoim mateczniku – nie ma on takich uprawnień -uważa Jacek Radoniewicz, rzecznik dyscyplinarny prokuratora generalnego.

Krajowa Rada Prokuratury apeluje, aby jak najszybciej wprowadzić jawność dyscyplinarek prokuratorów. To dobry pomysł?

Oczywiście. Prokurator generalny od dawna zabiega o jawność tych postępowań. Zaproponował takie zmiany jeszcze w projekcie z czerwca 2011 r. Przepisy przedstawiono ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości Krzysztofowi Kwiatkowskiemu.

Ale pytanie, czy to wymaga pilnej interwencji ustawodawcy? Na przykład projektu poselskiego?

Niejawność tych postępowań to archaizm. Im szybciej zostanie zlikwidowana, tym lepiej. Tak uważam. Ale to mój osobisty pogląd. Tryb wprowadzenia zmiany nie ma znaczenia.

Ministerstwo Sprawiedliwości także proponuje jawność w projekcie prawa o prokuraturze. W rozmowie z DGP wiceminister Michał Królikowski deklaruje nawet, że przepisy dotyczące jawności mogłyby wejść w życie znacznie wcześniej niż cała ustawa. Czyli nie w styczniu 2015 r., ale już po 14 dniach od publikacji ustawy. Nie widzi pan przeciwwskazań?

To dobry pomysł.

Jak miło. Przynajmniej w tej kwestii wszyscy zgadzają się ze wszystkimi. To przejdźmy do szczegółów. Zacznijmy od podobieństw między pomysłami PG i MS...

Zbieżności jest sporo. Minister sprawiedliwości chce zmienić strukturę sądów dyscyplinarnych. Chce decentralizacji. W pierwszej instancji byłyby to sądy przy prokuraturach apelacyjnych i przy Prokuraturze Generalnej. A w drugiej – powszechne sądy apelacyjne. Podobną strukturę przewidział także prokurator generalny w swoim projekcie. To przełomowe rozwiązanie, na miarę zmian, jakie dokonały się w sądownictwie dyscyplinarnym sędziów w 2001 r.

Czyli podobna filozofia?

Podobna, ale nie ta sama. Projekt prokuratora generalnego przewidywał, że sędziami w sądach pierwszej instancji byliby prokuratorzy z jednostek apelacyjnych. To kalka rozwiązań przyjętych w sądownictwie powszechnym przed zmianami z 2001 r. A ministerialny projekt przewiduje, że oprócz nich byliby w składach także reprezentanci prokuratur rejonowych lub okręgowych.

Chyba to dobrze. Orzekać będą także przedstawiciele tego szczebla, z którego wywodzi się obwiniony prokurator.

Zobaczymy. Prokuratorzy apelacyjni mają duże doświadczenie, przeszli przez wszystkie szczeble prokuratury.

A różnice między pomysłami prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości?

Nie są zasadnicze. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Projekt PG bardziej wychodzi naprzeciw praktyce orzeczniczej. Likwiduje te mankamenty postępowania dyscyplinarnego, które zostały zauważone przez sądy.

Na przykład?

Immunitet. Projekt PG uściśla delikatną kwestię przeszukania. Dziś nie jest pewne, czy przeszukanie jest objęte immunitetem, czy nie. Przepisy milczą na ten temat. Dlatego PG rozstrzygał w projekcie, że przeszukanie u prokuratora jest możliwe po uzyskaniu zgody jego przełożonego. Inny przykład: kary. Teraz jedną z kar jest przeniesienie na inne miejsce służbowe. Nie jest pewne, czy sąd orzekając taką sankcję, może wskazać konkretne miejsce. A wskazanie odległej prokuratury zwiększa przecież dolegliwość kary. Dlatego proponowaliśmy doprecyzowanie i gradację tych kar: przeniesienie w ramach okręgu, czyli między prokuraturami rejonowymi, czy też w ramach zasięgu prokuratury apelacyjnej albo w ogóle poza apelację. Ponadto projekt PG przewidywał wprowadzenie instytucji kary łącznej, dawał prokuratorowi generalnemu prawo do uchylenia niezasadnej kary porządkowej upomnienia.

A czego najbardziej brakuje w ministerialnym projekcie?

Choćby odesłania wprost do części ogólnej kodeksu karnego. Projekt PG przewidywał takie rozwiązanie. Obecnie sąd dyscyplinarny stosuje instytucje wywodzące się z prawa karnego materialnego, nie mając właściwie żadnej podstawy, żadnego odesłania. Projekt ministerialny nie recypował tego rozwiązania.

Szkoda?

Tak. Były też inne kwestie, które zostały pominięte. Projekt PG wzmacniał zdecydowanie rolę rzecznika dyscyplinarnego kosztem przełożonego dyscyplinarnego. Dziś absolutnym dysponentem tego, co się dzieje w postępowaniu wyjaśniającym, jest przełożony dyscyplinarny, który wydaje dyspozycje rzecznikowi dyscyplinarnemu. Zgodnie z propozycjami PG przełożony miałby wpływ na zainicjowanie działań przez rzecznika, ale już nie na ich przebieg – mógłby jedynie zaskarżyć postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania i jego umorzenie. Decyzja o wystąpieniu do sądu z wnioskiem o ukaranie należałaby wyłącznie do rzecznika.

Według projektu ministerialnego rzecznik występuje do sądu o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego nie tylko na żądanie przełożonych dyscyplinarnych, ale także ministra sprawiedliwości. To chyba jeden z ważniejszych punktów zapalnych na linii PG i MS?

To niepotrzebna kompetencja.

Ale podobne uprawnienia ma minister wobec sędziów.

Ten argument mnie nie przekonuje. Rozwiązanie MS zdaje się zakładać, że na wysokości zadania nie są w stanie stanąć prokuratorzy, którzy są przełożonymi dyscyplinarnymi, w tym także prokurator generalny. Nie wiem, skąd takie założenie, bo przecież nie może wynikać ze znajomości realiów praktyki prokuratorskiej. Proszę również zauważyć, że projekt ten daje ministrowi sprawiedliwości i upoważnionym przez niego osobom prawo wglądu do akt dyscyplinarnych i żądania informacji o sprawie, choć na gruncie ustawy o ustroju sądów powszechnych – a więc w swoim niejako mateczniku – minister takich uprawnień... nie ma. Projekt zabiera przy tym prokuratorowi generalnemu prawo wglądu w czynności sądów dyscyplinarnych, jak również uprawnienia do zwracania uwagi na stwierdzone nieprawidłowości, żądania wyjaśnień i usunięcia skutków uchybień. W ogóle widać wyraźnie tendencję do zrównania kompetencji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, a – przepraszam – kto za funkcjonowanie prokuratury odpowiada?

To pytanie nie do mnie. Raczej kamyczek do ogródka projektodawcy. Mnie zaś interesuje, czy jest pan podobnie jak szef Krajowej Rady Prokuratury zwolennikiem przekazania spraw dyscyplinarnych sądom powszechnym?

Wolę kompromisowe rozwiązanie. Sądownictwo środowiskowe w pierwszej instancji plus kontrola sądów powszechnych w drugiej instancji.

Janusz Śliwa, zastępca prokuratora apelacyjnego w Krakowie, po mojej publikacji w oświadczeniu wyznał: „Nie wierzę w skuteczność prowadzonych w aktualnym kształcie postępowań dyscyplinarnych i realność ich wpływu na poprawę funkcjonowania prokuratury. Chyba że zwiększy się wielokrotnie liczbę prokuratorów pełniących obowiązki w tym zakresie, oczywiście kosztem ich zadań śledczych”. Jak pan rozumie tę refleksję?

Oczywiście, że postępowania dyscyplinarne to nie sposób na poprawę jakości pracy prokuratury. Nie wiem jednak, czy koledze chodziło o zwiększenie liczby prokuratorów orzekających w sprawach dyscyplinarnych, czy raczej o stworzenie grupy sędziów „zawodowych”. To drugie rozwiązanie jest tyle kuszące, co – według moich obliczeń dotyczących potrzeb dla sformowania składów pierwszej i drugiej instancji – nierealne. Wątpię przy tym, czy znaleźliby się prokuratorzy, którzy byliby chętni do zajęcia się wyłącznie sprawami dyscyplinarnymi, tracąc kontakt ze zwykłą praktyką prokuratorską, nawet jeżeli miałoby to tylko nastąpić na okres czteroletniej kadencji.

Czy przewlekłość postępowań dyscyplinarnych to problem? Jak często zdarzają się umorzenia spraw z powodu przedawnienia?

Według moich ustaleń w roku ubiegłym z powodu przedawnienia sąd umorzył 4 sprawy na ponad 30 rozpoznanych. Tak się po prostu złożyło, bo np. w 2010 r. na prawie 40 zakończonych spraw przedawniła się tylko jedna. Nie ukrywam jednak, że problemem jest celowe przeciąganie postępowań dyscyplinarnych przez niektórych obwinionych, wykorzystujących – czy raczej nadużywających – swoje procesowe uprawnienia. Na pomoc w takich wypadkach idzie orzecznictwo, w tym także Sądu Najwyższego, które podobne zachowania nakazuje oceniać przez pryzmat uchybienia godności urzędu.