W procesie cywilnym sędziowie mogą się zmieniać. Zasada jest tylko jedna: sędzia, który wydaje wyrok, powinien być obecny na rozprawie poprzedzającej rozstrzygnięcie. W efekcie zastępstwa w składzie orzekającym z powodu nieobecności sędziego wyznaczonego do sprawy są normą i nikogo nie dziwią. Nikogo też nie cieszą, bowiem zarówno sędziowie, jak i pełnomocnicy wskazują, że instytucja zastępstwa nie funkcjonuje dobrze. Zasada szybkości postępowania kłóci się często z wydaniem sprawiedliwego orzeczenia.
Orzekanie zgodnie z ustawą
/
DGP
Co ja tutaj robię
„Biorę z szafy togę i idę na salę sądową, by prowadzić rozprawy w sprawach, o których nic nie wiem. Mam prowadzić postępowanie, mając mgliste pojęcie o tym, kim są ci ludzie i po co oni przyszli.
Mam słuchać świadków i biegłego, nie wiedząc, co jest sporne, a co nie, i o co w sprawie chodzi, a na koniec jeszcze pewnie wydać wyrok, no bo w końcu jak postępowanie dowodowe zostało wyczerpane, to nie ma powodu dla odraczania rozprawy. W dodatku nie do końca rozumiejąc, na jakiej niby zasadzie ja tu siedzę” – relacjonuje na blogu swoje zastępstwo jeden z sędziów.
Gdy nagle okazuje się, że kolega nie przyszedł do pracy, a wyznaczone na dany dzień sprawy czekają na rozpoznanie, wówczas, zgodnie z regulaminem urzędowania
sądów powszechnych (Dz.U. z 2007 r. nr 38, poz. 249 z późn. zm.), przewodniczący wydziału wyznacza do prowadzenia postępowania innego sędziego.
Wszystko ze świadomością, że sędzia, który o sprawie dowiaduje się na godzinę przed posiedzeniem, nie zna akt na wylot, a nierzadko widzi je pierwszy raz.
„Jednak obsada to nie tylko liczba i skład, to także osoby, które w nim zasiadają” – wskazuje sędzia. Dodaje, że takie nagłe
zmiany w składzie orzekającym na pewno nie są z korzyścią dla stron i dla prawidłowości wydanego orzeczenia.
– Są jednak sprawy, które da się szybko ogarnąć i wystarczy rzucić okiem na dwie strony wniosku. Czasem można ją rozpoznać i strony nie tracą terminu. Wówczas widzę sens zastępowania kolegi, ale bywają też postępowania niezwykle skomplikowane, wielotomowe, i żeby sędzia mógł zadać prawidłowe pytania biegłym czy stronom, to musi dobrze znać dokumenty, i wtedy racjonalnie myśląca osoba odroczy rozprawe. Wszystko zależy od charakteru sprawy i mądrości sędziego – wskazuje sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.
Problem bowiem tkwi w pogodzeniu dwóch wartości: szybkiego rozpatrzenia sporu stron, które przychodzą do
sądu i chcą mieć wyrok, na który czekały miesiącami, oraz jakości wyrokowania.
– Nie zawsze da się to pogodzić – przyznaje sędzia Żurek.
I doświadczają tego pełnomocnicy na sali sądowej. Wskazują, że sędziowie, nie chcąc odraczać spraw, które później spiętrzą się w referacie nieobecnego sędziego, decydują się je rozpoznawać.
– Wielokrotnie byłem obecny przy sytuacjach, w których sędzia zapoznawał się z aktami dopiero po rozpoczęciu posiedzenia sądowego, ze wszystkimi stronami obecnymi na sali – potwierdza radca
prawny Jacek Świeca z kancelarii Świeca i Wspólnicy.
Dodaje, że takie sytuacje są nie tylko żenujące dla całego wymiaru sprawiedliwości, ale uderzają następnie w pełnomocników, w stosunku do których klienci, nierozumiejący zasad postępowania sądowego, mają niekiedy pretensje. Spotkałem się także z sytuacjami, w których wezwani świadkowie nie byli przez
sąd rozpytywani na żadną okoliczność i tylko dzięki aktywności pełnomocników można było cokolwiek zaprotokołować.
– Zdarzyło się i tak, że na rozprawę, na której był przesłuchiwany kluczowy świadek, przyszedł sędzia na zastępstwo. W efekcie ten pierwotnie wyznaczony do sprawy mógł się zapoznać z zeznaniami tylko z protokołu. A to nie daje możliwości oceny wiarygodności świadka – przekonuje adwokat Zbigniew Krüger z kancelarii Krüger & Partnerzy.
Jego zdaniem taki brak bezpośredniości oceny dowodów może mieć wpływ na wynik sprawy.
Bez odmowy
Sędziowie przy tym nie mogą odmówić wzięcia zastępstwa. Zdarzyło się, że sędzia Jacek I. z olsztyńskiego sądu zaraz po przyjściu do pracy dowiedział się, że za chwilę będzie musiał iść i rozpoznawać sprawy nieobecnego kolegi.
Odniósł akta i odmówił osądzenia nagle przydzielonej sprawy. Uznał, że nie jest w stanie przygotować się do niej. Za to zostało wszczęte przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne i został ukarany upomnieniem. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego (sygn. akt SNO 35/10), który utrzymał karę.
Rzetelne rozpoznanie sprawy nie powinno być traktowane mechanicznie
Orzekł bowiem, że przepisy nie pozwalają sędziemu uchylić się od wykonania polecenia przełożonego. W takiej sytuacji osoba wyznaczona na zastępstwo musi iść i poprowadzić sprawę. Nie wolno jej powoływać się na zasadę niezawisłości sędziowskiej i zrezygnować.
– Sędziowie z mieszanymi uczuciami przyjęli takie stanowisko – przyznaje sędzia Rafał Puchalski, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Krok do przodu, dwa w tył
Sędziowie wskazują również, że o ile możliwość zastępstw przyczynia się do szybkiego załatwienia spraw z wokandy nieobecnego sędziego, o tyle opóźnia rozstrzygnięcie spraw znajdujących się w ich własnym grafiku.
Jeżeli bowiem są zmuszeni rozpoznawać cudze sprawy, tracą czas, który poświęciliby na zapoznanie się z aktami swoich postępowań. Może się więc zdarzyć, że co prawda nie odroczą sprawy, na której zastępują, ale mogą być zmuszeni do odroczenia własnej.
„Ponieważ przesiedziałem cały dzień na sali, sądząc cudze sprawy, to nie byłem w stanie przez ten czas przygotować się do mojej własnej sesji, wyznaczonej na następny dzień. Owszem, teoretycznie skoro niektóre sprawy sądzę już ze dwa lata, to powinienem wiedzieć, co jest w aktach i o co w sprawie chodzi, ale biorąc pod uwagę, że spraw »na biegu« to ja mam w tej chwili ponad 300, nie jestem w stanie wszystkiego pamiętać, a już na pewno nie kojarzę szczegółów” – ciągnie na blogu sędzia.
– Czasem dzieje się to kosztem spraw, które sędzia ma w swoim referacie – potwierdza sędzia Żurek.
Patowa sytuacja
Problem w tej chwili jest nie do rozwiązania. Ideałem byłoby ustanowienie niezmienności składu orzekającego. Jednak to musiałoby się wiązać z reorganizacją wymiaru sprawiedliwości. Prawnicy wskazują jednak, że jeżeli sprawy mają być solidnie rozstrzygane, to trzeba skończyć z takimi zastępstwami.
Przekonują, że jeżeli właściwy sędzia z przyczyn losowych nie może prowadzić własnego postępowania, to powinno się je zdjąć z wokandy.
I proponują, by czynności wykonywane przez sędziego zastępcę ograniczyć tylko do tych niecierpiących zwłoki, np. przesłuchania świadka wezwanego z zagranicy albo takiego, który ma zaplanowany pobyt w szpitalu. W takim przypadku jego ponowne przybycie do sądu mogłoby być utrudnione.
– To dobry pomysł – potwierdza sędzia Puchalski.
– Rzetelne rozpoznanie sprawy cywilnej nie powinno być bowiem traktowane czysto mechanicznie. To oznacza, że sprawę powinien sądzić ten sam skład i znać jej przebieg oraz zgromadzony materiał dowodowy możliwie dokładnie, szczególnie w wyniku osobistego uczestniczenia w rozprawach – uważa dr Adam Bodnar, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Dodaje, że w sytuacjach nagłej choroby lub innego istotnego zdarzenia należy ważyć interesy. Jeżeli na rozprawie mają mieć miejsce czysto techniczne czynności, to pewnie zastępstwo nie powinno zagrażać całości procesu. Jeżeli jednak czynności merytoryczne – sytuacja jest odmienna.
– Dlatego zastępstwa powinny być absolutnym wyjątkiem – podkreśla dr Bodnar.
Ministerstwo Sprawiedliwości nie widzi jednak tu problemu.
– Możliwość zorganizowania zastępstwa sędziego, który z różnych przyczyn nie może uczestniczyć w rozprawie, rzutuje korzystnie na sprawność postępowania – przekonuje Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.