Definicja pojęcia „sprostowanie” w propozycji nowelizacyjnej nie różni się od tej w istniejącym prawie – zwraca uwagę Maria Ołowska-Łoszewska. – Dobrze, że zniknęła instytucja odpowiedzi. Sprostowanie i odpowiedź przysparzały kłopotów zarówno redaktorom, jak i autorom replik – broni regulacji Joanna Taczkowska.
NIE: Część przepisów może być niezgodna z konstytucją. Projekt musi zostać zrewidowany, nim trafi do Sejmu
Maria Ołowska-Łoszewska
Nie jestem zwolenniczką tworzenia w krótkim czasie ustawy Prawo prasowe od podstaw. Nie mamy w tej chwili czasu na rozległą debatę środowiskową czy gruntowne przemyślenia.
Dlatego uważam, że dobrze opracowana nowelizacja w pełni by nam dziś wystarczyła. Tym bardziej że z powodu narosłego orzecznictwa praca nad nową ustawą wymaga olbrzymiej ostrożności.
Jednak zanim projekt nowelizacji prawa prasowego trafi do Sejmu, powinien zostać zrewidowany. Zwłaszcza że w świetle ostatniego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 1 grudnia 2010 r. pochodzące z 1984 r. przepisy o sprostowaniu i odpowiedzi (art. 31, 33 ust. 1 i art. 46 ust. 1 prawa prasowego) są niezgodne z konstytucją.
Tymczasem sposób zdefiniowania pojęcia „sprostowania” w propozycji nowelizacyjnej właściwie nie odbiega od sposobu definiowania w prawie z roku 1984.
Co więcej określone w art. 33 ust. 1 obligatoryjne przyczyny odmowy zamieszczenia sprostowania ujęte są bez zmian.
Jeśli nie dokonano rewizji, nie ma sensu wprowadzać przepisów, które w dużym stopniu brzmią tak samo jak te, które mamy w dzisiejszej ustawie. Nowe regulacje oznaczają co prawda daleko idącą zmianę dotyczącą zlikwidowania odpowiedzi, pojawia się jednak pytanie, czy wprowadzenie takiego ujęcia sprostowania, w połączeniu z konstrukcją odmowy jego zamieszczenia i karą za niezamieszczenie sprostowania, nie narazi zapisów na zarzut niekonstytucyjności.
Nie zostały zmienione przepisy dotyczące obligatoryjnych przyczyn, ze względu na które redaktor naczelny odmawia zamieszczenia sprostowania.
Co więcej nadal bezpodstawna odmowa zamieszczenia sprostowania w tego rodzaju przypadku stanowi przestępstwo z tą różnicą, że zagrożone wyłącznie karą grzywny, a nie jak dotychczas karą grzywny lub ograniczenia wolności. Nadal jest to jednak przestępstwo.
Jednocześnie wiele przepisów w zakresie odpowiedzialności karnej nie zostało usuniętych. Jeśli w ciągu 18 miesięcy od dnia ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego niekonstytucyjne przepisy dotyczące sprostowań nie zostaną zmienione, te niekonstytucyjne znikną, pozostaną jednak inne odnoszące się do tej instytucji, które nie były przedmiotem zaskarżenia do trybunału.
TAK: Wskazanie terminów autoryzacji było niezbędne: zdyscyplinuje rozmówców i ułatwi pracę dziennikarzom
Joanna Taczkowska
W nowelizacji ustawy o prawie prasowym największe zainteresowanie budzą nowe regulacje dotyczące autoryzacji wypowiedzi w określonym czasie. Wskazanie terminów autoryzacji, czyli 12 godzin dla dziennika i 3 dni dla czasopisma, było niezbędne z dwóch powodów: takie rozwiązanie ułatwi pracę dziennikarzom oraz zdyscyplinuje rozmówców.
Zaproponowane terminy są moim zdaniem optymalne. Z własnego doświadczenia wiem, że powszechną praktyką było dotychczas nieformalne uzgadnianie czasu oczekiwania.
Potwierdzają to również badania spraw dotyczących autoryzacji wypowiedzi oraz oceny środowiska dziennikarskiego. Normą zwyczajową stały się 24 godziny, co wynikało z obowiązującego do 2002 r. rozporządzenia prezesa Rady Ministrów, dotyczącego trybu pracy rzeczników prasowych w organach administracji publicznej. Niemniej żaden dziennikarz nie zakładał, że autoryzacji dokonuje się natychmiast. Trzeba mieć na względzie również to, że projektodawca zaznaczył, iż dziennikarz i rozmówca mogą samodzielnie ustalić te terminy.
W dalszym ciągu autoryzacja wypowiedzi pozostaje również etycznym obowiązkiem dziennikarza, w którego interesie powinna leżeć rzetelność debaty publicznej. Istotne jest to, by cytat był prawdziwy i odpowiadał oczekiwaniom rozmówcy. Trzeba również dać mu prawo do decydowania o integralności wypowiedzi. Jeśli osoba udzielająca wywiadu chce go autoryzować, powinna mieć taką możliwość bez względu na powody.
Ważne jest również, że autoryzacja ma charakter obowiązku względnego, co oznacza, iż aktualizuje się on w momencie zgłoszenia zastrzeżenia przez rozmówcę. Jeśli rozmówca nie zastrzega autoryzacji, dziennikarz nie musi uzgadniać z nim ostatecznego kształtu wypowiedzi.
Jednocześnie osoby pokrzywdzone przez prasę będą miały prawo do sprostowania. Zniknie natomiast instytucja odpowiedzi. Sprostowanie i odpowiedź przysparzały dotychczas wiele problemów zarówno redaktorom, jak i autorom nadsyłanych replik. Chociażby z tego względu, że piszący je często nazywają sprostowanie odpowiedzią i odwrotnie. A przecież wymagania formalne dotyczące obu tych tekstów są odmienne.
Według mnie bohaterom artykułów powinno przysługiwać również prawo do repliki w bardzo szerokim rozumieniu. Nie chodzi tylko o prostowanie odpowiedzi, ale także reagowanie na ocenę danej osoby, jeśli w opinii bohatera materiału była ona niekorzystna.