Jak nieoficjalnie dowiedział się DGP, minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przyznał, że nie jest zadowolony z funkcjonowania krakowskiej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, szkolącej aplikantów. Minister dostrzega jej słabe punkty. Nic dziwnego. Pomysł umieszczenia aplikantów w jednym ośrodku miejskim od początku wzbudzał zdziwienie w środowisku prawniczym. W pierwotnej wersji szkoła miała mieć swoje oddziały w trzech miastach akademickich. Wymieniana była między innymi Warszawa, Gdańsk, Poznań.
Wkrótce będą znane wstępne wyniki trzytygodniowej kontroli w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP), którą przeprowadzili urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości.
– Nie widzę w tym żadnej logiki, tym bardziej że Kraków nie znajduje się w centrum kraju – mówi sędzia Tomasz Pałdyna z Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy.
Co więcej, centralizacja kształcenia w jednym ośrodku w Krakowie może spowodować, że sędziowie i prokuratorzy będą rekrutować się przede wszystkim z tej części Polski.
– Po ukończeniu szkoły może brakować chętnych do pracy w sądach i prokuratorach w innych częściach Polski – obawia się adwokat Paweł Sowisło z Kancelarii Sowisło & Topolewski z Poznania.



Ograniczenie dostępu

Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury wzorowana jest na podobnych placówkach funkcjonujących w Unii.
– Nie możemy porównywać się do Hiszpanii, Francji czy Niemiec, gdyż tam istnieje lepsza infrastruktura komunikacyjna i np. podróż pociągiem z Marsylii do Paryża nie trwa kilkanaście godzin – uważa Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Studenci prawa z zainteresowaniem, ale także dużą rezerwą przyglądają się funkcjonowaniu szkoły.
– Nasz sceptycyzm budzi konieczność dojazdów lub przeprowadzki do Krakowa – podkreśla Marzena Obiedzińska z Europejskiego Stowarzyszenia Studentów Prawa ELSA Poland.
– Ponadto studenci obawiają się konieczności zwrotu stypendiów w przypadku rezygnacji z wykonywania zawodu sędziego lub prokuratora – dodaje.
Podczas spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie ELSA na Uniwersytecie Szczecińskim spośród kilkudziesięciu studentów obecnych na sali tylko jeden wyraził chęć związania swojej przyszłości z zawodem sędziego. Gdy aplikacja sądowa była prowadzona przez sądy okręgowe, takiego problemu nie było.
– Obecnie nie tylko konieczność przeprowadzenia się do innego miasta, ale też długość aplikacji i niepewna przyszłość zawodowa stanowią barierę i nie motywują najzdolniejszych do odbywania aplikacji – uważa Wojciech Gajos, dyrektor Biura Stowarzyszenia Doradców Prawnych.



Kilka ośrodków szkolenia

Bartłomiej Przymusiński uważa, że błędem była rezygnacja z koncepcji utworzenia regionalnych filii.
Problemu nie widzi Beata Barylak-Pietrzkowska, zastępca dyrektora ds. dydaktycznych w KSSiP, która tłumaczy, że w Krakowie odbywają się wyłącznie zajęcia seminaryjne (w ramach rocznej aplikacji ogólnej jest to dziesięć pięciodniowych zjazdów).
– Praktyki aplikanci odbywają w miejscu lub w pobliżu miejsca zamieszkania. Fakt szkolenia aplikantów w Krakowie pozostaje też bez wpływu na miejsce służbowe (siedzibę) sędziego, które co do zasady, związane jest z jego miejscem zamieszkania – tłumaczy Beata Barylak-Pietrzkowska.

Sędzia pod przymusem

Obowiązujące przepisy mogą również doprowadzić do wzrostu liczby sędziów, którzy pełnią swój zawód przymusowo. W braku zatrudnienia poza wymiarem sprawiedliwości były aplikant jest zobowiązany do spłaty stypendium otrzymywanego w trakcie nauki. Nauka w szkole, poza dotychczasową aplikacją sądową, jest jedyną drogą do uzyskania zatrudnienia w charakterze asystenta sędziego.
– Osoby, które ukończyły studia prawnicze, powinny mieć możliwość uzyskania zatrudnienia bez tej aplikacji, gdyż już obecnie pozostają w sądach wakaty na stanowiskach asystenckich z powodu braku osób spełniających kryteria, a absolwenci zatrudnieni pod rządami poprzednich przepisów w większości dobrze sobie radzą – tłumaczy Bartłomiej Przymusiński.



Obecne rozwiązanie jest wątpliwe również ze względu na brak zainteresowania aplikantów stanowiskiem asystenta lub referendarza. Wielu pełni te funkcje tylko dlatego, że dostali za mało punktów, aby dostać się na aplikację sędziowską.
– Z analiz potrzeb kadrowych wynika, że z obecnej aplikacji ogólnej ok. 100–150 osób będzie miało szansę na dalsze kształcenie na sędziego lub prokuratora. Pozostała grupa ok. 150–200 osób powinna trafić do zawodu asystenta w sądzie lub prokuraturze – mówi Jacek Czaja, wiceminister sprawiedliwości.
Zdaniem Barbary Godlewskiej-Michalak, rzecznika prasowego Krajowej Rady Sądownictwa, wielu problemów można by uniknąć, gdyby wszystkie sprawy związane z kształceniem aplikantów sądowych podlegały bezpośrednio KRS-owi, a nie ministrowi sprawiedliwości.

Nieliczni zostaną sędziami

Obecna forma szkolenia jest również niekorzystna ze względu na małe szanse aplikantów w konkursie na stanowisko sędziowskie. Przystępować do niego mogą bowiem również czynni zawodowo adwokaci, radcowie prawni czy prokuratorzy. W porównaniu z prawnikami aplikanci nie mają żadnego dorobku zawodowego, co wiąże się ze słabszą pozycją wobec doświadczonych konkurentów.
– Aplikanci sądowi uzyskują na głosowaniach sądów okręgowych niewielki procent głosów i przegrywają je z innymi startującymi na wolne stanowiska sędziowskie – wskazuje Bartłomiej Przymusiński.
Jeżeli nawet części aplikantów uda się dostać na wymarzone stanowiska, to nie nastąpi to wcześniej niż za kilka lat.
– Istnieje obawa o brak ciągłości kadr w sądach, powstanie luka pokoleniowa, bo pierwsi aplikanci ze szkoły mogą trafić do sądów około roku 2014 – podkreśla Bartłomiej Przymusiński.
3 tygodnie trwała kontrola, którą przeprowadził resort sprawiedliwości w funkcjonującej od półtora miesiąca KSSiP