Andrzej K., oskarżony w sprawie "afery gruntowej" przyznał w środę, że przyjął pieniądze od podstawionego przez CBA przedsiębiorcy, jednak - powiedział - zrobił to w przekonaniu, że sprawa odrolnienia jest legalna.

"Jeśli chodzi o podstawowy zarzut, przyznaję się do jego popełnienia, lecz sposób popełnienia był inny niż opisany w akcie oskarżenia" - odczytał Andrzej K. z oświadczenia złożonego przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia.

Oskarżony przyznał, że przyjął 10 tys. zł, które - jak powiedział - uważał za zaliczkę na poczet transakcji i w całości przekazał Piotrowi Rybie - również oskarżonemu w tym procesie. Podarowany telefon potraktował jako zwykły w środowiskach biznesowych upominek.

K. oświadczył, że był pewny, iż w wyłączenie gruntów z produkcji rolnej są zaangażowane inne osoby, z którymi "bezpośrednie kontakty utrzymywał Piotr Ryba". "W moim przekonaniu sprawa miała być legalna i zgodna z procedurą" - powiedział K.

Dodał, że czuł się zastraszany i szantażowany naciskami na dokończenie transakcji ze strony Andrzeja Sosnowskiego (pod tym nazwiskiem występował agent CBA).

Na poprzedniej rozprawie K. chciał się dobrowolnie poddać karze, na co nie zgodził się sąd, a Ryba twierdził, że to K. wmanewrował go w sprawę

K. odmówił składania wyjaśnień z wyjątkiem pytań kierowanych do jego obrońcy. W trakcie procesu sąd odczytał jego wyjaśnienia ze śledztwa. K. mówił, że z Rybą poznał go był ówczesny senator PiS Jarosław Chmielewski. Potem K. przyjął Rybę do pracy. Według K. Ryba powoływał się na znajomości we władzach Samoobrony i resortu rolnictwa, oferując protekcję w odrolnieniu. Ze sprawą nieruchomości na Mazurach, którą chciałby odrolnić zgłosił się Sosnowski, sugerując, że sprawa jest już uzgodniona z władzami gminy.

Ryba - czytał sąd wyjaśnienia K. z lipca 2007 - zażądał 7-8 mln zł dla siebie, wicepremiera Andrzeja Leppera, K. i innych urzędników. Po targach Sosnowskiego stanęło na 3 mln zł.

K. wyjaśniał, że wielokrotnie chciał się wycofać, jednak Sosnowski naciskał, by dokończyć transakcję, ponieważ poniósł już duże koszty i w razie rezygnacji domagał się kilkuset tysięcy złotych odstępnego. K. mówił w śledztwie, że obawiał się, iż Sosnowski ma związki z mafią i może być niebezpieczny, a żona K. czuła się śledzona.

Sąd przesłuchał także pierwszych świadków - przedsiębiorców zajmujących się m.in. nieruchomościami, którzy o propozycjach K. donieśli CBA. Zeznawali, że K. oferował pomoc w odrolnieniu dużych połaci ziemi, powołując się na kontakty z ministrem rolnictwa. Według świadków K. występował z tą propozycją ledwie ich poznawszy, sugerował też, że będzie to duża transakcja, a nie "drobnica" rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych.

K. i Ryba są w sprawie "afery gruntowej" w resorcie rolnictwa w 2007 r. oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie i oferowanie za 3 mln zł pomocy w odrolnieniu działki na Mazurach. Mieli ją oferować agentowi CBA udającemu biznesmena. Grozi im do ośmiu lat więzienia.

Na poprzedniej rozprawie K. chciał się dobrowolnie poddać karze, na co nie zgodził się sąd, a Ryba twierdził, że to K. wmanewrował go w sprawę.

Oskarżeni "wpadli" w wyniku akcji CBA, którą ma badać sejmowa komisja śledcza ds. nacisków. Szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że Biuro dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę. Agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali stawkę łapówki z Rybą i K. W końcowej fazie akcji doszło do przecieku. Lepper 6 lipca miał się spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy ich zatrzymano.

Zdaniem niektórych prawników CBA nie miało prawa fałszować dokumentacji

Przeciek bada stołeczna prokuratura. W związku ze sprawą funkcję szefa MSWiA stracił w sierpniu 2007 r. Janusz Kaczmarek, który ma zarzuty utrudniania wyjaśnienia przecieku, wraz z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i b. szefem PZU Jaromirem Netzlem.

Zdaniem niektórych prawników CBA nie miało prawa fałszować dokumentacji. Śledztwo w sprawie legalności akcji prowadzi Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie. O przestępstwie zawiadomił wójt Mrągowa, który odkrył fałszerstwo dokumentów przez CBA. Kamiński podkreślał, że wszystkie sfałszowane dokumenty miały poważną wadę prawną, która uniemożliwiała wydanie decyzji o odrolnieniu.

Płocka prokuratura prowadzi zaś śledztwo z doniesienia Ryby, dotyczące domniemanego nakłaniania go przez CBA do składania fałszywych zeznań. Sprawa dotyczy propozycji wobec Ryby, iż po złożeniu obciążających zeznań wobec kilku osób (m.in. polityków Samoobrony, ale też SLD i PO) opuści on areszt. Ryba wyszedł z aresztu niedawno; areszt wobec Andrzeja K. uchylono w grudniu 2007 r. Media podawały, że ten b. oficer UOP mógł być od początku prowokatorem CBA.