Urząd wojewódzki nie musi udostępniać kodu źródłowego swojego systemu komputerowego – uznał wczoraj rozstrzygający precedensową sprawę Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.
Sprawa dotyczy systemu Elektronicznego Zarządzania Dokumentacją (EZD), którego autorami są pracownicy Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. To bardzo przydatne narzędzie, do którego licencja jest bezpłatnie udzielana innym urzędom w Polsce. Skorzystać z niego chciała również Fundacja ePaństwo. Uznała, że po dostosowaniu system mógłby być z powodzeniem wykorzystywany czy to przez organizacje pozarządowe, czy nawet prywatne firmy. Dlatego też fundacja zwróciła się o udostępnienie jego kodu źródłowego oraz dokumentacji wdrożeniowej, powołując się na ustawę o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego (Dz.U. z 2016 r. poz. 352 ze zm.).
Wojewoda podlaski odmówił, powołując się na wyjątek dotyczący praw autorskich. Rzeczywiście, art. 6 ust. 4 pkt 3 ustawy ogranicza prawo do ponownego wykorzystania ze względu na prawa autorskie. Tyle że chodzi o prawa autorskie innych podmiotów. W przypadku EZD prawa majątkowe posiada urząd wojewódzki, na co zwróciło uwagę Ministerstwo Cyfryzacji, badając skargę na decyzję wydaną w pierwszej instancji. Mimo że uznało decyzję wojewody za niesłuszną, to jednocześnie postanowiło umorzyć postępowanie. Jego zdaniem jest ono bezprzedmiotowe, gdyż kod źródłowy do programu komputerowego w ogóle nie może stanowić informacji sektora publicznego, która podlegałaby przepisom o ponownym wykorzystaniu.
Z tezą tą polemizował podczas wczorajszej rozprawy Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo. Zwrócił on uwagę, że informacja sektora publicznego to pojęcie szersze niż informacja publiczna, o której mowa w ustawie o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1764 ze zm.).
– Informacja sektora publicznego to każda treść lub jej część będącą w posiadaniu podmiotów publicznych – przekonywał podkreślając, że choć unijna dyrektywa 2003/98/WE rzeczywiście pozwala na pewne odstępstwa wobec programów komputerowych, to ograniczenia te nie zostały wprowadzone do przepisów krajowych, a więc w Polsce nie obowiązują.
– Jeśli zgodzimy się na dowolne przyjmowanie co jest, a co nie jest informacją sektora publicznego, to za chwilę może się okazać, że nie będą nią dane kryptograficzne czy też meteorologiczne – argumentował Krzysztof Izdebski.
Reprezentująca ministerstwo radca prawny Agnieszka Wolska przekonywała z kolei, że program komputerowy nie mieści się w definicji informacji sektora publicznego, gdyż nie został stworzony po to, by realizować cele publiczne.
– Powstał on poza zakresem właściwości urzędu wojewódzkiego. Tworzenie takich programów, jest bowiem zadaniem urzędu. Równie dobrze mógłby on zostać po prostu kupiony. To nie jest narzędzie wykorzystywane na rzecz obywateli, tylko dla usprawnienia pracy urzędu – mówiła.
WSA w Warszawie uznał, że urząd nie miał obowiązku udostępniania kodu źródłowego. Niestety w ustnych motywach ograniczył się jedynie do lakonicznego stwierdzenia, że nie może on stanowić informacji sektora publicznego, gdyż w ogóle trudno go uznać za jakąkolwiek informację.
– Przepis mówi o każdej treści czy jej części. Kod źródłowy ma jednak postać cyfr, z których bez ich przetworzenia nic nie wynika. Trudno uznać, że te cyfry stanowią treść, dlatego sam w sobie kod źródłowy nie jest informacją – uzasadnił wyrok sędzia sprawozdawca Janusz Walawski, zastrzegając, że obszerniejsze motywy zostaną podane w pisemnym uzasadnieniu wyroku, gdyż spodziewa się, że ze względu na precedensowy charakter sprawy Fundacja ePaństwo o takie uzasadnienie wystąpi.
Krzysztof Izdebski rzeczywiście zapowiedział, że się o nie zwróci.
– Boję się, że tok rozumowania sądu może zmierzać w stronę zrównania informacji sektora publicznego z informacją publiczną. To zaś oznaczałoby, że ustawa o ponownym wykorzystaniu informacji sektora publicznego traci sens istnienia – komentował po ogłoszeniu wyroku.
ORZECZNICTWO
Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z 23 maja 2017 r., sygn. akt II SA/Wa 2096/16.