6 lutego warszawski sąd ma wydać wyrok w sprawie, w której Skarb Państwa pozwał Federację Rosyjską o prawie 9 mln zł za bezumowne korzystanie z nieruchomości na warszawskim Mokotowie. W środę na rozprawie po raz pierwszy zjawił się prawnik jednego z rosyjskich podmiotów.

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się sprawa o bezumowne korzystanie przez Rosję z nieruchomości przy ul. Bobrowieckiej 2b w Warszawie w latach 2009-15. Pozew opiewa na 8,9 mln zł wraz z ustawowymi odsetkami. Powodami są Skarb Państwa i miasto stołeczne Warszawa reprezentowane przez Prokuratorię Generalną.

W środę sąd wyznaczył termin wydania wyroku na 6 lutego.

Na rozprawie po raz pierwszy stawił się reprezentant Federalnego Państwowego Przedsiębiorstwa Unitarnego ds. Zarządu Własnością za Granicą. Występujący w tej roli adwokat Marcin Klaus wniósł o oddalenie powództwa Skarbu Państwa. Powiedział, że jego mocodawcy o sprawie dowiedzieli się z mediów. Według adwokata rosyjskie przedsiębiorstwo, którego status można porównać do polskiej spółki Skarbu Państwa, sprawuje "nadzór techniczny i logistyczny" nad częścią rosyjskich nieruchomości za granicą - w tym nad budynkiem przy Bobrowieckiej. Podkreślił jednak, że firma "w żadnej mierze nie może być pozwana w tej sprawie", bo nie reprezentuje Federacji Rosyjskiej. Zdaniem mecenasa Rosja powinna być reprezentowana przez ambasadora.

"Mamy jeden pozwany podmiot. Jest to Federacja Rosyjska. Trochę w takim razie dziwi mnie obecność pana mecenasa, bo z jednej z strony pan mecenas twierdzi, że reprezentowany przez pana mecenasa podmiot nie może reprezentować Federacji Rosyjskiej, a z drugiej strony chce zająć w imieniu tej Federacji stanowisko" - zwrócił się do niego sędzia Paweł Pyzio. Mec. Klaus odparł, że kieruje się ostrożnością procesową.

Przedstawicielka Prokuratorii Generalnej mec. Sylwia Hajnrych uznała, że różne sposoby zarządzania rosyjskimi nieruchomościami za granicą nie powinny mieć wpływu na ustalenie, kto powinien reprezentować Rosję przed sądem, i że tę rolę powinien pełnić ambasador. "W ocenie strony powodowej tym podmiotem powinien być ambasador Federacji Rosyjskiej. Natomiast kierując się ustaleniami poczynionymi w innych postępowaniach sądowych strona powodowa z ostrożności wskazała również drugą z jednostek, czyli Federalne Państwowe Przedsiębiorstwo Unitarne" - powiedziała Hajnrych.

W środę miała się odbyć rozprawa w sprawie, w której Skarb Państwa pozwał Federację Rosyjską o 7,6 mln zł wraz z ustawowymi odsetkami za bezumowne korzystanie z innej nieruchomości na Mokotowie, przy ul. Kieleckiej 45 w latach 2012-2015. Następny termin wyznaczono na 27 marca.

W odrębnym postępowaniu trwa spór sądowy o wydanie nieruchomości przy Bobrowieckiej, czego domagają się władze Warszawy. Wyrok dotyczący wydania nieruchomości przy ul. Kieleckiej jest już prawomocny.

9 listopada 2016 r. Sąd Okręgowy w Warszawie w trybie zaocznym orzekł, że Federacja Rosyjska ma zapłacić polskiemu Skarbowi Państwa ponad 7,8 mln zł wraz z odsetkami za bezumowne korzystanie z nieruchomości przy ul. Sobieskiego 100 na warszawskim Mokotowie. Przedstawiciele Rosji, powiadomieni o terminie rozprawy, nie stawiali się w sądzie ani nie zajęli stanowiska w sprawie. W związku z tym sąd przychylił się do powództwa.

Wyrok jest nieprawomocny. Jak powiedział w środę mec. Klaus, reprezentowane przez niego przedsiębiorstwo zgłosiło sprzeciw. Oznacza to, że sprawa będzie toczyła się od początku.

Jednocześnie mec. Klaus powiedział, że reprezentowana przez niego rosyjska firma nie zajmuje się nadzorem nad nieruchomościami przy ul. Kieleckiej i ul. Sobieskiego.

Pod koniec października 2016 r. sąd nakazał Federacji Rosyjskiej wydanie nieruchomości przy ul. Sobieskiego 100 stronie polskiej. Wskazał, że Rosjanie nie mają tytułu prawnego do jej posiadania. Znajduje się na niej m.in. apartamentowiec, który w czasach PRL był hotelem i rezydencją dla radzieckich dyplomatów. Na jego teren miały wstęp tylko upoważnione osoby z ZSRR, a potem Federacji Rosyjskiej.

Federacja Rosyjska użytkuje w Polsce kilkanaście nieruchomości, m.in. w Warszawie. Część obiektów ma uregulowany stan prawny - są albo własnością Federacji Rosyjskiej, albo Rosja korzysta z nich na podstawie ważnych umów. Część nieruchomości strona rosyjska użytkuje bez ważnych - według polskiej strony - umów. Za te nieruchomości od jakiegoś czasu magistraty w Warszawie, a także w Gdańsku, naliczają opłaty i wzywają stronę rosyjską do ich uregulowania. Wobec braku odzewu występują na drogę sądową.

We wszystkich procesach występuje ten sam problem, związany z doręczaniem pozwów stronie pozwanej, czyli Federacji Rosyjskiej. Z dwustronnej umowy polsko-rosyjskiej o pomocy prawnej z 1996 roku - którą stosuje sąd okręgowy - wynika, że tryb doręczenia polega na tym, iż sąd kieruje pozew do tłumacza przysięgłego, potem przesyła do rosyjskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, które przekazuje go rosyjskiemu organowi właściwemu ds. nieruchomości zagranicznych Federacji Rosyjskiej.

Sprawa własności i opłat za placówki dyplomatyczne od długiego czasu jest kwestią sporną pomiędzy Polską a Rosją. W 2015 roku Sąd Arbitrażowy Petersburga i Obwodu Leningradzkiego nakazał Konsulatowi Generalnemu RP zwolnienie nieruchomości i uregulowanie zadłużenia w wysokości 74,3 mln rubli z tytułu wynajmu. Sąd wydał też list egzekucyjny pozwalający na zaangażowanie komorników do eksmisji. Polska nie uznaje wyroku sądu arbitrażowego w Petersburgu ani kolejnych decyzji wydanych przez sąd i traktuje je jako decyzje niezgodne z prawem międzynarodowym.