Po przekroczeniu 24 punktów karnych funkcjonariusz odbiera dokument, a włodarz wysyła kierowcę na egzamin. Uprawnienie musi mu jednak zwrócić, bo nie ma podstawy do wydania decyzji o jego zatrzymaniu.
Sytuacja jest z gatunku absurdalnych. Art. 135 ustawy prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1137) nakazuje policjantowi zatrzymanie prawa jazdy w przypadku stwierdzenia, że kierujący przekroczył liczbę 24 punktów karnych. Dokument trafia potem do starosty, który z kolei kieruje taką osobę na egzamin sprawdzający. W przepisach jest jednak luka. Starosta ma co prawda kompetencję do skierowania na egzamin, a nawet do cofnięcia uprawnień, gdy kierowca go nie zda. Nie ma jednak podstawy prawnej do zatrzymania prawa jazdy. To oznacza, że odebrany wcześniej przez policję dokument musi zwrócić kierowcy.
Błędne koło
W rezultacie do upływu terminu, w którym kierowca musi poddać się egzaminowi, teoretycznie może dalej jeździć. Oczywiście do czasu, gdy znów zatrzyma go policjant. Wtedy funkcjonariusz po raz kolejny będzie musiał odebrać prawo jazdy, przesłać je do starosty i tak w kółko.
– Jeśli była to rutynowa kontrola i powodem zatrzymania nie było przekroczenie przepisów, wówczas policjant nie może nałożyć żadnego dodatkowego mandatu – przyznaje Mariusz Wasiak z biura ruchu drogowego Komendy Głównej Policji.
Mandat można dostać bowiem za brak dokumentu prawa jazdy lub za jazdę bez uprawnień. A w takiej sytuacji jedno i drugie kierowca, na razie, ma.
Problem nie jest powszechny, bo tak samo, jak nie ma przepisów dających starostom podstawę do zatrzymania prawa jazdy, tak nie ma też przepisów nakazujących ich zwracanie kierowcom. Ci zwyczajnie nie wiedzą, że mogliby żądać zwrotu zabranego na drodze dokumentu.
– Nikt nie wystąpił z takim wnioskiem, ale gdyby tak się stało, to mielibyśmy problem. Musielibyśmy takie zatrzymane przez policję prawo jazdy zwrócić – przyznaje Bartosz Pelczarski, dyrektor biura komunikacji w urzędzie miasta w Poznaniu.
W praktyce dokumenty leżą więc w urzędach.
– U nas zatrzymane przez policję prawo jazdy trzymamy w aktach. Piszemy notatkę służbową, że dokument został zatrzymany przez policję na podstawie art. 135 prawa o ruchu drogowym. Gdyby jednak jakiś kierowca przyszedł i zażądał wydania dokumentu, to rzeczywiście musielibyśmy go oddać, bo nie ma podstawy prawnej do jego zatrzymania – słyszymy też w jednym ze starostw w południowej Polsce.
Kierowcy jednak żyją w nieświadomości. Przez całe lata procedurę zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie limitu punktów regulował kodeks drogowy. W tej ustawie luki w przepisach nie było. Starosta, jeśli otrzymał od policji sygnał o przekroczeniu 24 punktów karnych, wydawał decyzję o skierowaniu kierowcy na sprawdzenie kwalifikacji i decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy.
Wszystko zmieniło się wraz z wejściem w życie 19 stycznia 2013 r. ustawy o kierujących pojazdami (Dz.U. z 2011 r. nr 30 poz. 151 ze zm.). Choć bardziej istotne w tym przypadku są te jej przepisy, których wejście w życie odroczono. Nowa ustawa miała całkowicie zreformować politykę karania za punkty karne. Pierwotnie przepisy przewidywały, że po przekroczeniu limitu punktów kierowca nie będzie kierowany na ponowny egzamin, lecz dostanie szansę w postaci kursu reedukacyjnego. Po czterodniowym szkoleniu punkty miałyby zostać wykasowane. Na ponowny egzamin kierowca trafiłby dopiero, gdy w okresie pięciu lat od zakończenia kursu ponownie przekroczył roczny limit.
Skoro więc po pierwszym przekroczeniu limitu kierowca i tak nie traciłby uprawnień, to nie był potrzebny przepis obligujący starostów do wydawania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Został więc wykreślony w prawa o ruchu drogowym – ale nie znalazł się również w ustawie o kierujących. Kłopot polega na tym, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie było gotowe na wejście w życie wszystkich przepisów tej ostatniej. Z powodu konieczności przebudowy systemów informatycznych (w tym budowy systemu CEPiK 2.0) wejście w życie części z nich, m.in. dotyczących kursów reedukacyjnych, odroczono do 4 stycznia 2016 r.
Nie tędy droga
Ustawa była co prawda wielokrotnie nowelizowana jeszcze przed jej wejściem w życie 19 stycznia 2013 r., lecz nikt nie zwrócił uwagi na lukę. Absurdu nie wyeliminowano także przy okazji ostatniej nowelizacji z czerwca tego roku. Naprawić sytuację można na dwa sposoby: albo przywrócić staroście uprawnienia do wydawania decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy, albo odebrać takie prawo policji.
Ministerstwo Infrastruktury skłania się ku temu drugiemu rozwiązaniu. Dlatego przy okazji prac nad ustawą o pijanych kierowcach, która oprócz kodeksu karnego zmienia przepisy m.in. kodeksu drogowego (druk sejmowy nr 2586), ministerstwo zaproponowało wykreślenie z art. 135 ust. 1 litery g, obligującej policjantów do zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie limitu punktów.
Zdaniem prof. Ryszarda Stefańskiego z Uczelni Łazarskiego nie jest to dobry kierunek.
– Albo uznajemy, że trzeba eliminować z dróg piratów drogowych, albo nie. Przekroczenie liczby punktów skutkuje koniecznością nie tylko zdania ponownego egzaminu, lecz także poddania się badaniu psychologicznemu. I to jest nawet ważniejsze. Bo ktoś, kto np. notorycznie przekracza prędkość, przecież zna przepisy i wie, jakie są ograniczenia. Być może problem leży w jego psychice. Im wcześniej zatrzymamy mu prawo jazdy i wyślemy na badania, tym lepiej – argumentuje Stefański, który jest zdania, że lepszym rozwiązaniem byłoby przywrócenie uprawnień starostom.
Przynajmniej do 4 stycznia 2016 r.