Mieszkańcy mojej miejscowości wystąpili kiedyś do gminy z prośbą o udzielenie informacji, kiedy to w końcu rozpocznie się, planowana od dawna, budowa sieci wodociągowej. Jakie było ich zdziwienie, gdy nie dość, że odpowiedź nadeszła, to jeszcze w terminie.
Pan, podpisany z imienia i nazwiska, opatrzony stosownymi tytułami, na bitych czterech kartkach wyjaśniał zawiłości planowania, wdawał się w szczegóły prawa budowlanego i zagłębiał w niuanse gminnej polityki przetargowej (cokolwiek to znaczy). Jednej wszakże informacji pismo nie zawierało: kiedy rzeczona inwestycja się rozpocznie.
Mieszkańcy nawet nie byli zdziwieni. W końcu każdy, kto choć raz w życiu otrzymał pismo, w którym „wzywa się do osobistego stawiennictwa pod rygorem odpowiedzialności, a w przypadku kontaktu telefonicznego prosimy o kontakt” albo „zakład wydał orzeczenie nieustalające niezdolności do pracy” wie, że nie zawsze język służy do porozumienia się. Czasami ukrywa, co ma zostać ukryte. Albo gubi sens w napuszonej formie.
Urzędnicze pisma najczęściej są dotknięte tą druga przypadłością. Trochę to wina historii, trochę przyzwyczajenia, a jeszcze trochę – chęci zachowania powagi.
Jakby nie było, próbujmy to zmienić. Stąd wspólna akcja DGP i biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie będziemy pisać, że „celem projektu predefiniowanego jest pomoc w nauczeniu urzędników współpracy w obywatelskim partnerstwie przy realizowaniu wspólnej komunikacji, które będą rozwiązywały wspólne problemy”.
Napiszemy: chodzi o więcej zrozumienia. Urząd może się komunikować z obywatelami w zrozumiały sposób. Może się komunikować po ludzku.