- W sprawie statusu Izby Dyscyplinarnej TSUE wypowiedział się w kwestii ustrojowej. My chcemy uzyskać odpowiedź procesową - mówi dr Karol Pachnik, adwokat
dr Karol Pachnik, adwokat fot. Wojtek Górski / DGP
Sąd dyscyplinarny izby adwokackiej w Warszawie, w którym pan zasiada, zdecydował się skierować do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytania prejudycjalne, czy można kierować środki odwoławcze do Izby Dyscyplinarnej, czy do Izby Karnej SN. Czy ma do tego prawo? Nie jest przecież sądem w rozumieniu prawa krajowego, a jedynie organem samorządu.
Nie zgodzę się z tym. Definicja sądu krajowego w prawie unijnym jest bardzo szeroka. Należy zbadać, czy ma on podstawę prawną działania, stały charakter, czy jest obligatoryjny do rozstrzygania pewnych spraw, a zasiadający w nim sędziowie są niezawiśli. Pytania prejudycjalne zadają bardzo różne podmioty, nie tylko sądy państwowe. I czasem otrzymują odpowiedzi. Zdarzyło się nawet, że z takim pytaniem wystąpił austriacki organ dyscyplinarny adwokatury i otrzymał odpowiedź. Choć oczywiście może być tak, że w tym wypadku TSUE uzna, że nie jesteśmy sądem krajowym, ale przykłady dopuszczania pytań sądu dyscyplinarnego są. Wiemy, że trybunał może nam nie odpowiedzieć w ogóle, a nawet jeśli odpowie, to może się w międzyczasie wielokrotnie zmienić ustawa i sądownictwo dyscyplinarne będzie miało zupełnie inny kształt.
Dlaczego zadano pytania? Czy po uchwale trzech połączonych izb Sądu Najwyższego kwestia Izby Dyscyplinarnej nie jest wystarczająca jasna?
Obawiam się, że wciąż mamy do czynienia z chaosem prawnym. Istotnie, jest uchwała trzech izb SN, ale mamy też stanowisko Ministerstwa Sprawiedliwości, że jest nieważna i że nie ma skutków prawnych. Jest też wniosek prezydenta o kontrolę następczą legalności tej uchwały.
Ale przecież stanowisko resortu i głowy państwa nie ma mocy wiążącej, a uchwała SN – tak.
Nie ma mocy wiążącej, ale najprawdopodobniej niebawem zostanie wdrożona ustawa kagańcowa. Będzie ona egzekwowana przez sprzyjający linii ministra pion dyscyplinarny w sądach powszechnych. I może być tak, że przez fakty dokonane orzeczenie to nie będzie realizowane. Mieliśmy już takie sytuacje. Najpierw dwóch sędziów do TK awansem wybrały Platforma Obywatelska i PSL, a potem to zostało anulowane. Wybrano trzech kolejnych sędziów, których powołanie trybunał uznał za niezgodne z konstytucją, jednak oni wciąż zasiadają w TK i orzekają. Więc wyroki sądu sobie, oceny prawne sobie, a czynności faktyczne sobie. Chodzi też o to, że zanim w naszym sądownictwie dyscyplinarnym dojdzie do ujednolicenia stanowisk, chaos organizacyjny może panować dłuższy czas. Dlatego chcieliśmy mieć wiążące wskazania w tym zakresie.
Czy nie lepiej w takim przypadku – również metodą faktów dokonanych – po prostu przesyłać odwołania od wyroków sądu dyscyplinarnego do Izby Karnej, respektując uchwałę trzech izb SN?
Niektórzy wierzą w sprawczą moc prezes Gersdorf, która zaczęła przesyłać kasacje do Izby Karnej. Ale prezes Gersdorf za dwa miesiące nie będzie i nie wiadomo, kto ją zastąpi. Może zmieni się znów ustawa, a prezesem SN zostanie sędzia Przesławski, obecny prezes Izby Dyscyplinarnej? A co, jeśli izba ta będzie zajmować się tymi sprawami z urzędu, nawet bez akt? Plotka głosi, że uchwałę w sprawie II DSI 67/18 (sprawa Romana Giertycha – red.) wydano, nie mając dokumentów sprawy. My jako pion dyscyplinarny adwokatury nie możemy też ślepo wierzyć w moc Sądu Najwyższego. Zanim zapadła ta mocno krytykowana uchwała Izby Dyscyplinarnej, analogicznej argumentacji użył SN w uchwale izby karnej w sprawie I KZP 9/17. Co prawda dotyczyła ona radców prawnych, ale sprowadzała się do tego, że skoro uchwała korporacyjna nie określa kompleksowo postępowania przed sądami dyscyplinarnymi, to należy ją uzupełniać przepisami procedury karnej, w tym przypadku uznano, że zamiast kasacji przysługuje sprzeciw wobec wyroku. Nie stawiałbym więc sprawy tak, że z jednej strony jest Izba Karna, nasi zbawiciele, a z drugiej Izba Dyscyplinarna. Musimy widzieć zagrożenia i z jednej, i z drugiej strony i w ramach samodzielności jurysdykcyjnej dowiedzieć się, jak mamy się zachowywać, broniąc niezależności sądownictwa dyscyplinarnego.
Ale jeśli obawiają się państwo, że skoro uchwała trzech izb nie będzie wykonywana, a ona jest realizacją w polskim systemie prawnym listopadowego wyroku TSUE, to dlaczego następne orzeczenia TSUE w tej kwestii miałyby zostać wykonane? Sąd unijny już się przecież w sprawie wypowiedział.
TSUE się wypowiedział, ale w sprawach statusu Izby Dyscyplinarnej, w kwestii bardziej ustrojowej. My chcemy zyskać odpowiedź procesową. I dopiero po jej otrzymaniu możemy zobaczyć, co dalej. Czy będzie ona respektowana, czy nie, to się okaże. Ale chcemy mieć jasną odpowiedź w naszych sprawach dyscyplinarnych, by nikt nam nie mógł powiedzieć, że stosujemy nieuzasadnioną analogię, bo uchwała SN nie dotyczy nas i nie możemy jej stosować. Chcemy więc wiedzieć, jak postępować w sprawach dyscyplinarnych, szczególnie adwokackich. I wtedy będziemy mogli zdecydować, czy zwracać się do Izby Dyscyplinarnej czy Karnej. Zbliżają się też tegoroczne wybory w adwokaturze. Zobaczymy, kto się opowie za jakim stanowiskiem. Będzie to miało dużą wartość poznawczą, zarówno pod względem sprawiedliwości i czystości procedur, jak i dalszych naszych wyborów adwokackich.
To wciąż nie rozwiązuje problemu, bo odpowiedź TSUE na państwa pytanie również może nie być respektowana. Po co więc pytać?
Może nie być respektowana, ale pozbywamy się zarzutu, że odpowiedź wydana przez Sąd Najwyższy nie dotyczy naszych spraw dyscyplinarnych i że nie powinniśmy się na nią powoływać. Chcemy wiedzieć, jak jest, żeby nikt nam nie zarzucał, że tej analogii nie można stosować. A czy orzeczenie będzie respektowane, to kwestia środków wykonawczych w prawie unijnym.
Jednak cały czas będzie to odpowiedź tylko w jednej, konkretnej sprawie. Więc do innych trzeba ją stosować również na zasadzie analogii.
My zadaliśmy bardzo generalne pytanie: czy można przekazywać sprawy do takiego organu jak Izba Dyscyplinarna? Więc będzie to dotyczyło wszystkich spraw adwokackich. Prezes Gersdorf i reszta „starych” sędziów Sądu Najwyższego mieli dużo zastrzeżeń do Izby Dyscyplinarnej, ale wysyłali do niej sprawy. Izba Karna nie czuła się kompetentna do rozpoznawania naszych kasacji. Dopiero teraz mówi, że je rozpozna, ale ID SN uważa, że to ona ma do tego kompetencje. Liczenie na to, że sprawa sama się rozwiążę bez naszego udziału, może się okazać zgubne.
Chcemy mieć jasną odpowiedź w naszych sprawach dyscyplinarnych, by nikt nam nie mógł powiedzieć, że stosujemy nieuzasadnioną analogię, bo uchwała Sądu Najwyższego nas nie dotyczy
A co z innymi toczącymi się sprawami w sądach dyscyplinarnych? Zanim TSUE wypowie się w sprawie pytań, to przecież trzeba te kasacje gdzieś kierować…
Oczywiście, na pewno trzeba je kierować do Sądu Najwyższego. Ale która izba, to niech już sobie SN w ramach własnych kompetencji ustali. Moim zdaniem, szanując uchwałę połączonych izb, właściwa powinna być Izba Karna. Ale zdarzają się przypadki, że Izba Dyscyplinarna sama podejmuje sprawy. A tych, które już ma, nie chce oddać. W tej izbie orzekają sędziowie Sądu Najwyższego – bo nie można powiedzieć, że są to przypadkowe osoby. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby np. zwolennicy jednej partii mogli uznawać wyroki Izby Karnej, a wyborcy innej – podważać je, a respektować tylko wyroki Izby Dyscyplinarnej. Mamy więc wyroki, ale nie ma mechanizmów ich wzruszenia. I wydaje mi się, że będą one respektowane, by nie doszło do dwuwładzy, chaosu i wybierania, który wyrok jest ważny, a który nie.
Przypomina to trochę sytuację z asesorami.
Trybunał Konstytucyjny rozstrzygał m.in. kwestie, czy asesor sądzący osobiście i jednoosobowo jest niezawisły. I powiedział wyraźnie, że nie ma przymiotu niezawisłości, można na niego oddziaływać, gdyż jest tylko „sędzią na próbę”. To podobny model argumentacji jak w przypadku uchwały trzech izb. Ale w drugim punkcie wyroku TK (w którym zasiadali wówczas m.in. prof. Ewa Łętowska i prof. Marek Safjan) orzekł, że wyroki już wydane przez asesorów nie podlegają wzruszeniu.
Jednak w przypadku sędziów Izby Dyscyplinarnej wskazano wyraźnie, że te wyroki można wzruszyć.
Jest tylko pytanie: kto ma to zrobić i w jakim trybie? Akta są przecież w Izbie Dyscyplinarnej, która twierdzi, że jest sądem i może rozpoznawać sprawy. A co, jeśli ktoś uzyskał korzystny dla siebie wyrok? Czy będzie mu zależało na jego wzruszeniu? Podzielą się sami prawnicy, bo przecież działanie w interesie klienta polega na tym, żeby uzyskać dla niego korzystny wyrok. W takich sytuacjach będzie więc trzeba argumentować, że był on prawomocny i poprawny. Nie ma automatyzmu w uchylaniu wyroków, nie ma mechanizmów które by to przesądzały. I ten chaos potrwa może kilka miesięcy, a może kilka lat.
Więc lepiej na wszelki wypadek stawiać się na posiedzeniach Izby Dyscyplinarnej, zarówno jako obwiniony, jak i obrońca?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Prowadzenie obrony przez konferencje prasowe to działanie dla własnego blasku, ale niekoniecznie na korzyść klienta. Proszę sobie wyobrazić, że Izba Dyscyplinarna wyda wyrok w konsekwencji rozpoznania kasacji od orzeczenia naszego sądu dyscyplinarnego. I jak ma się zachować samorząd? Jeden samorząd będzie ten wyrok akceptował, drugi nie? Ktoś powie, że akceptuje tylko wyroki uchylające, a ktoś inny, że wszystkie. Dla bezpieczeństwa klienta lepiej więc się stawić. Nawet jeśli uznajemy, że to nie jest sąd, to dopóki ta izba uważa się za właściwą i ma akta, to z przyczyn faktycznych może ten wyrok wydać. Trzeba walczyć wszystkimi metodami, nie można zadowolić się „moralnym zwycięstwem”. Można sobie przecież wyobrazić, że minister sprawiedliwości będzie sam wysyłał odwołania do Izby Dyscyplinarnej. W procedurze karnej może bowiem wysłać je bezpośrednio do organu odwoławczego, z zachowaniem terminu, a w trybie administracyjnym przymuszać do wykonywania wyroków Izby Dyscyplinarnej.