Do takiego wniosku doszli autorzy raportu na temat kondycji amerykańskich kancelarii. Wszystko dlatego, że popyt na ich usługi nie wrócił do poziomu sprzed recesji.

Jak pokazuje badanie przeprowadzone na zlecenie firmy prawniczej Altman Weil wśród 356 partnerów zarządzających i prezesów dużych kancelarii, mają oni spory problem z odpowiednim zagospodarowaniem potencjału swojego zespołu. Ponad połowa ankietowanych twierdzi, że prawnicy w randzie wspólników nie mają wystarczająco dużo zajęć. Jeszcze gorzej jest w przypadku partnerów (non-equity), bo aż 62 proc. respondentów uważa, że mają oni zbyt mało pracy. Najwyraźniej jest to widoczne w kancelariach zatrudniających ponad 250 prawników - narzeka na to 80 proc. ankietowanych partnerów zarządzających takich firm.

Najbardziej oczywistym rozwiązaniem problemu przerostu zatrudnienia są zwolnienia i w ostatnim roku z tej opcji skorzystali szefowie 54 proc. ankietowanych kancelarii. Ponad połowa podjęła też pewne kroki w kierunku zdeklasowania najbardziej próżnujących wspólników do rangi zwykłych partnerów non-equity.

Dwie trzecie badanych jest też przekonanych, że przerost zatrudnienia i marnotrawiony potencjał osłabia tempo wzrostu ich kancelarii. Mimo to ponad połowa z nich planuje w ciągu kolejnych pięciu lat zwiększyć liczbę partnerów non-equity, uważając, że klienci, których oni sprowadzają do firmy, mają strategiczne znaczenie dla jej rozwoju. W przeciągu ostatniego roku 85 proc. ankietowanych kancelarii zatrudniło prawników, którzy przyczynili się do powiększenia jej portfolio.

Coraz więcej firm polega też na pracy niskokosztowanych prawników, zatrudnianych w niepełnym wymiarze godzin lub do wykonania konkretnych zleceń (z tej opcji korzysta już trzy czwarte wielkich kancelarii). Mimo że większość szefów kancelarii ma pewność, że outsourcowanie niektórych usług prawniczych do tańszych ośrodków to nieodwracalny trend w ich branży, to na razie taką działalność podjęło tylko 9 proc. z nich. Większość zdaje sobie też sprawę, że rozmiary zatrudnienia w ich firmach są dalekie od optymalnych, jednak podejmowanie decyzji o bardziej drastycznych zmianach utrudniają im różne czynniki osobiste, polityczne i kulturowe.

Co istotne czterech na pięciu szefów kancelarii odnotowała, że zapotrzebowanie na ich usługi prawnicze wróciła do poziomu sprzed najbardziej kryzysowych lat 2008-2009. Większość uważa jednak, że trzeba na to poczekać jeszcze od trzech do pięciu lat. Zdaniem 62 proc. respondentów spadek popytu na usługi kancelarii to już stała tendencja związana m.in. z rozwojem nowych technologii, konkurencją ze strony nietradycyjnych podmiotów świadczących pomoc prawną oraz standaryzacją usług. Ponad połowa jest też zdania, że obserwowany obecnie spadek zysków w przeliczeniu na partnera to tak samo trwałe zjawisko.

Największe zagrożeniem dla biznesowej przyszłości kancelarii są jednak sami klienci. Ponad trzy piąte ankietowanych przyznaje, że straciło zlecenia na rzecz wewnętrznych departamentów prawnych przedsiębiorstw. Wielu uważa też, że niektórych prawników można dziś już zastąpić asystentami prawnymi oraz programami informatycznymi.