Ukaranie właściciela serwisu internetowego za brak skutecznego mechanizmu filtrującego obraźliwe i wulgarne wpisy internautów nie narusza jego prawa do wolności wypowiedzi – wynika z wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

W 2006 r. portal informacyjny Delfi opublikował artykuł zatytułowany „SKL zniszczyła planowaną drogę lodową”. Autor tekstu zasugerował, że promy SKL, publicznego przedsiębiorstwa transportowego, spowodowały złamanie pokrywy lodowej w miejscach, gdzie miały powstać drogi lodowe. W ciągu dwóch dni pod artykułem pojawiło się 185 głównie anonimowych komentarzy, z których wiele było obraźliwych dla L., większościowego udziałowca SKL, a nawet zawierało groźby pod jego adresem. W odpowiedzi pełnomocnik

L. zażądał usunięcia kilkudziesięciu wulgarnych wpisów oraz wypłaty zadośćuczynienia w wysokości 500 tys. koron estońskich (ok. 32 tys. euro). Wydawca portalu wykasował komentarze po sześciu tygodniach, ale nie zgodził się zapłacić.

L. wniósł więc powództwo cywilne przeciwko właścicielowi strony, ale zostało ono oddalone. Sąd stwierdził bowiem, że sekcja z komentarzami nie jest częścią materiałów redakcyjnych, a wydawca zasadniczo nie ma na nią żadnego wypływu. Skoro nie można uznać, że to Delfi publikuje tego rodzaju wpisy pod artykułami, nie można też obarczyć jej odpowiedzialnością za ich monitorowanie.

Sąd apelacyjny uwzględnił odwołanie L. i zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania przez sąd I instancji. Ten kolejnym razem orzekł on na korzyść powoda, stwierdzając, że zawarcie w „warunkach publikacji komentarzy” informacji, że wpisy niezgodne z dobrymi praktykami są zakazane, a wydawca portalu zachowuje prawo do usuwania takich wpisów, było niewystarczające i nie gwarantowało ochrony praw osób trzecich. Co więcej zdaniem sądu to Delfi jako wydawca nie może zrzucić odpowiedzialności za treść wpisów na użytkowników portalu przez zamieszczenie stosownego zastrzeżenia. Zwłaszcza że komentarze pod artykułem o SKL były wulgarne, naruszały dobra osobiste L. i z pewnością wychodziły poza granice dozwolonej krytyki. Ostatecznie sąd przyznał powodowi 5 tys. koron estońskich (320 euro) zadośćuczynienia.

Wyrok ten potrzymał sąd odwoławczy w Tallinie, który podkreślił, że wydawca portalu wprawdzie nie miał obowiązku nadzorować komentarzy pod swoimi tekstami, ale powinien wprowadzić jakiś inny, skuteczny system filtrowania wpisów naruszających dobra osobiste innych. Delfi jest bowiem dostawcą treści, a nie jedynie pośrednikiem zapewniającym techniczą infrastrukturę to publikowania wpisów przez internautów. Estoński Sąd Najwyższy podtrzymał to rozstrzygnięcie.

Firma Delfi odwołała się w końcu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zarzucając estońskim władzom, że pociągając ją do odpowiedzialności za komentarze publikowane przez użytkowników portalu naruszyły ich prawo do wolności wypowiedzi (art. 10 konwencji). 10 października 2013 r. sędziowie trybunału jednogłośnie przyznali rację rządowi. Ich zdaniem ingerencja w swobodę wypowiedzi Delfi była zgodna z prawem krajowym i niewątpliwie służyła realizacji uzasadnionego celu (tj. ochronie dóbr osobistych L.).

Pozostawało pytanie, czy zachowana została przy tym zasada proporcjonalności. W ocenie ETPC skarżący mógł przewidzieć, że artykuł o SKL wywoła negatywne reakcje, a mimo to, nie wprowadzając skutecznego systemu filtrowania obraźliwych i wulgarnych wpisów internautów, nie zapewnił wystarczającej ochrony praw innych. Jest to o tyle istotne, że możliwość wniesienia powództwa cywilnego o zadośćuczynienie przeciwko autorom zniesławiających komentarzy była niewielka ze względu na trudności w ustaleniu ich tożsamości. Innymi słowy to wydawca portalu zdecydował o tym, że anonimowi użytkownicy mogą wyrażać swoje opinie pod artykułami i stąd ponosi za nie odpowiedzialność. Trybunał uznał zatem, że ingerencja w prawo wolności wypowiedzi Delfi była proporcjonalna i uzasadniona.

Na skutek odwołania sprawę zgodziła się rozpatrzyć Wielka Izba ETPC. Sędziowie nie mieli wątpliwości, że komentarze pod artykułem w portalu Delfi zawierały elementy mowy nienawiści i podżegania do przemocy. Do rozważenia pozostawała natomiast kwestia, czy estońskie sądy, uznając, że skarżący ponosi odpowiedzialność za treść obraźliwych wpisów, ograniczyły jego wolność rozpowszechniania informacji. Należało przy tym wziąć pod uwagę, że artykuł, który wywołał falę negatywnych reakcji, sam w sobie opierał się na faktach i pod względem merytorycznym nie budził zastrzeżeń, zaś portal, w którym go zamieszczono, należy do największych profesjonalnych serwisów informacyjnych w Estonii. Co więcej jego przychody pochodzą głównie z wpływów z reklam, te zaś zależą przede wszystkim od liczby osób odwiedzających stronę. Wydawca ma więc interes ekonomiczny w zachęcaniu użytkowników do komentowania, co pokazuje, iż jego rola wychodzi poza czysto techniczną funkcję pośrednika.

Sędziowie Wielkiej Izby zaznaczyli też, że 320 euro zadośćuczynienia zasądzone na rzecz L. nie jest kwotą nieproporcjonalną do przewinienia, biorąc pod uwagę, że Delfli jest administratorem jednej z najbardziej popularnych estońskich stron internetowych. Po wyroku Sądu Najwyższego portal nie stracił użytkowników, a wręcz przeciwnie – ich liczba, podobnie jak przychody z reklam, dalej rosły. Zasadnicza zmiana, jaka zaszła w jego funkcjonowaniu, to zatrudnienie zespołu moderatorów kontrolujących wpisy pod tekstami.

Biorąc pod uwagę te okoliczności, a w szczególności skrajnie negatywny i wulgarny charakter spornych komentarzy, sędziowie Wielkiej Izby stosunkiem głosów 15:2 uznali, że pociągnięcie do odpowiedzialności wydawcy portalu za to, że nie usunął wpisów wystarczająco szybko i nie przyczynił się w sposób wystarczający do ustalenia tożsamości ich autorów, było uzasadnionym i proporcjonalnym ograniczeniem prawa do wolności wypowiedzi.

Wyrok Wielkiej Izby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 16 czerwca 2015 r. w sprawie Delfi przeciwko Estonii (sygn. 64569/09)

Emilia Świętochowska