Największe kancelarie w Polsce coraz aktywniej działają w wolontariacie. Nie zyskują pieniędzy, ale zyskują poklask: osób wykluczonych społecznie albo uczniów, których wiedza o prawie jest zaskakująco wybiórcza. Jednak decyzje o działaniu na rzecz innych wcale nie przychodzą tak łatwo.

Osiągnęli zawodowy sukces, teraz wspierają tych, którym się nie powiodło. Dlaczego?

- Praca pro bono daje poczucie dobrze spełnionego obowiązku i tego, że robi się to, co powinno się robić. Uwierzy mi Pan, jeśli powiem, że praca pro bono czyni nas, prawników lepszymi ludźmi? Myślę, że tak jest – mówi Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokat w kancelarii Clifford Chance.

Jednak nie przychodzi to wcale z taką łatwością, jak się może niektórym wydawać. Jak tłumaczy Michał Karwacki, counsel w Squire Patton Boggs, aby móc pomagać innym, najpierw trzeba pomóc sobie.

- Na odwrót się nie da. I rzeczywiście do pewnego momentu myślałem głównie o sobie – przyznaje mec. Karwacki.

Życie to nie „Prawo Agaty”

Adwokat Dominika Kupisz kierująca praktyką podatkową w kancelarii SPB została poproszona o to, aby poprowadzić lekcję w gimnazjum – w ramach projektu Europejskiego Dnia Prawnika polegającego na szerzeniu wiedzy prawniczej wśród młodzieży.

Co można przekazać w ciągu kilkudziesięciu minut?

Choćby podstawowe informacje, które szczególnie interesują uczniów. Czyli na przykład w jakich sytuacjach można wrzucić zdjęcie na Facebooka, kiedy lepiej tego nie robić, jakie konsekwencje mogą mieć działania, które wydają im się niewinną zabawą lub drobnymi złośliwościami wobec kolegów.

Na ile młodzież była zainteresowana? Dopytywali o coś?

Starałam się od samego początku z nimi rozmawiać, podpytywać, jak zachowaliby się w danej sytuacji. Moim celem było wywołanie dyskusji na temat ich oceny pewnych życiowych sytuacji. Zajęcia były więc siłą rzeczy interaktywne. Chociaż oczywiście zawsze są ludzie bardziej zainteresowani i mniej. Ale sądzę, że to nie dotyczy wyłącznie młodzieży.

Jaka jest świadomość prawna tak młodych ludzi?

Zaskoczyło mnie, że w zasadzie wszyscy wiedzieli, jak kształtuje się ich odpowiedzialność karna w zależności od wieku. Poza tym z ich wiedzą bywa bardzo różnie. Na pewno trochę kojarzą, ale na ogół niedokładnie. Widzą, że dana sytuacja może być problematyczna, ale nie wiedzą, w czym dokładnie problem leży i z jakimi konsekwencjami mogą się spotkać. Moim zdaniem, jak na początek edukacji prawnej, to już bardzo wiele.

Czym prościej informujemy o prawie, tym lepiej?

W tym wypadku tak. Bardziej chodzi o pokazanie, że prawo funkcjonuje także wokół kilkunastolatków niżeli wskazywanie dzieciakom ogromu konkretów. To by mogło zniechęcać.

A chodzi, jak mniemam, o to aby zachęcać, m.in. zachęcać do rozważenia zostania prawnikiem w przyszłości?

Uważam, że moją misją było przede wszystkim przybliżyć dzieciakom pracę prawnika. Tym bardziej, że niedługo będą decydowali o swojej przyszłości, wybiorą, kim chcą zostać. Dlatego też wyjaśniałam młodym ludziom, na czym polega praca adwokata. I tłumaczyłam, że to niekoniecznie ta sama praca, którą widzimy w „Magdzie M.” lub „Prawie Agaty”.

O, to proszę mi wyjaśnić – tak jak Pani wyjaśniała gimnazjalistom – na czym polega praca adwokata.

Praca adwokata polega przede wszystkim na tym, żeby pomagać ludziom. Jako jedyny zawód zostaliśmy oficjalnie powołani do współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich. Jest to zapisane już w pierwszym zdaniu Prawa o adwokaturze.
I praca adwokata z jednej strony polega na tym, żeby wspierać klienta stricte prawnie, ale z drugiej – cały czas dostrzegam misję swojego zawodu i widzę swoją odpowiedzialność za realizację praw człowieka i obywatela.
Nie chodzi przecież o to, żeby wykształcony prawnik pomagał ludziom jedynie w pisaniu umów bądź podczas rozpraw. Sprawy, które prowadzimy niejednokrotnie wiążą się z bardzo osobistymi przeżyciami klientów albo w ogóle z ich funkcjonowaniem na co dzień. Dobry adwokat powinien brać ludzi za rękę i przeprowadzać ich przez gąszcz skomplikowanych przepisów. Tak, aby uprościć codzienne życie i sprawić by jego komfort był lepszy.

„Pomagamy tworzyć dobro”

Michał Karwacki, counsel w Squire Patton Boggs

Jest Pan prawnikiem transakcyjnym. Takim, który ludziom kojarzy się z białą wykrochmaloną koszulą, nienagannie zawiązanym krawatem i wielomilionowymi „dealami”. A spotykamy się po to, aby porozmawiać o działalności pro bono. Z jakim zamysłem wybrał Pan studia prawnicze? Chciał Pan negocjować kontrakty zza mahoniowego biurka czy może zbawiać świat i pomagać biednym?

Moja decyzja o wyborze prawa była dość prosta. I zarazem może zabrzmi śmiesznie, ale sądzę, że wiele osób miało podobnie. Wybrałem studia prawnicze, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Uległem przekonaniu, że skoro w szkole nie najlepiej mi idzie w fizyce lub matematyce, to odnajdę się na kierunku humanistycznym. W moim przypadku – na prawie.

A jak już Pan się znalazł na studiach?

Byłem naprawdę zadowolony. Zobaczyłem, że jest to kierunek, który mi odpowiada. A co do moich ideałów kierowałem się przede wszystkim dwoma potrzebami. Po pierwsze: zarobić na chleb, móc zapewnić byt swojej rodzinie. A po drugie: nie utracić w swojej działalności poczucia godności i przynajmniej starać się, aby zrobić coś dla innych.
Myślę, że każdy ma taką potrzebę w sobie. Wbrew pozorom prawnicy także.

Też szedłem na wydział prawa z przeświadczeniem pomagania innych. Jak i wielu moich znajomych. Jednak w toku studiów gdzieś zatracaliśmy w sobie tę chęć niesienia pomocy. Pan w którymś momencie nie zwątpił?

Sądzę, że ważna jest kwestia dojrzałości. Aby móc pomagać innym, najpierw trzeba pomóc sobie. Na odwrót się nie da. I rzeczywiście do pewnego momentu myślałem głównie o sobie.

Kiedy więc stał się Pan dojrzały?

Gdy pojawiła się rodzina oraz zbudowałem pewne podwaliny dla swojej kariery zawodowej. W momencie, w którym zbudowałem pewien kapitał – głównie osobisty, ale i gwarancję ekonomicznego – nabrałem przekonania, że muszę dawać więcej z siebie innym. Chociaż skłamałbym, gdybym stwierdził, że stało się to dla mnie najważniejsze. Najważniejszy zawsze będzie mój dom.

Powiedzmy więc „sprawdzam”. Jak wygląda Pana działalność pro bono?
Współpracuję między innymi z organizacją NESsT. Jej celem jest wspieranie lokalnych inicjatyw społecznych, głównie tych występujących w małych miejscowościach, dotyczących osób niepełnosprawnych czy społecznie wykluczonych.

Na czym polega to wsparcie?
Przede wszystkim jest to darmowe doradztwo. Oferujemy pełne wsparcie prawne, ale i organizacyjne. Na przykład analizujemy biznesplany, spotykamy się z tymi ludźmi, wyjaśniamy wszelkiego typu zawiłości. A bywa ich naprawdę dużo, bo niektóre projekty są niesamowite. Nie tak dawno pomagaliśmy rozwiązać problemy prawne związane z budową i sprzedażą konstrukcji użytkowych z wierzby, wytwarzanych przez spółdzielnię socjalną Parostatek z Cieszyna w ramach projektu Żywa Architektura.
Mówiąc górnolotnie, ale i w sposób odpowiadający rzeczywistości: pomagamy tworzyć dobro.

A czy czuł się Pan kiedyś zawiedziony? Pomógł Pan komuś, a okazało się, że ktoś Pana tak naprawdę wykorzystał?
Oczywiście, że tak się zdarzało. To jest życie wraz ze swoimi różnymi odcieniami. Czasem wyciągając do kogoś rękę, można zostać w tę rękę uderzonym. Ale nie można się zrażać. Trzeba podchodzić po chrześcijańsku: pomagać i ufać bliźnim, jeśli tylko się da.

Spektrum działań

Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokat w kancelarii Clifford Chance

Reprezentujemy podopiecznych Fundacji Dzieci Niczyje w postępowaniach przed sądem. To są trudne i bardzo delikatne sprawy, często dotyczą przemocy domowej i nadużyć seksualnych. Ostatnio prowadziliśmy sprawę dotyczącą nauczyciela, który dopuścił się tzw. innej czynności seksualnej wobec 7 letniej uczennicy. Działaliśmy w tej sprawie, jako pełnomocnicy rodziców, którzy zostali pozostawieni bez jakiejkolwiek pomocy. Szkoła próbowała zbagatelizować sprawę, nie udzieliła rodzicom żadnego wsparcia, prokuratura zareagowała dopiero wówczas, kiedy okazało się, że ów nauczyciel był już karany za tego rodzaju przestępstwo. Od momentu wpłynięcia aktu oskarżenia do sądu do dnia pierwszej rozprawy minęło 16 miesięcy. Myślę, że bez naszej interwencji czas ten byłby jeszcze dłuższy. Tego rodzaju sprawy wzbudzają duże emocje i zapadają w pamięć.
Inna sprawa z kolei dostarcza nam bardzo dużo pozytywnej energii. Współpracujemy ze Stowarzyszeniem „Amp Futbol” promującym i organizującym turnieje i rozgrywki piłki nożnej dla osób po jednostronnej amputacji kończyny. Pomagamy im stworzyć międzynarodową federację zrzeszającą tego rodzaju organizacje. Pracujemy też nad tym, aby piłka nożna osób po amputacjach stała się dyscypliną paraolimpijską. Naszym celem jest kibicowanie im podczas najbliższej paraolimpiady, zwłaszcza, że drużyna z Polski naprawdę świetnie gra.