Od kiedy prezydent Bill Clinton podpisał w 1996 r. ustawę skracającą czas na wniesienie apelacji od wyroku skazującego na karę śmierci do jednego roku, w Stanach Zjednoczonych zanotowano co najmniej 80 spraw, w których prawnicy nie dotrzymali tego terminu. 16 więźniów zostało straconych i tylko jednego adwokata ukarano dyscyplinarnie - wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez amerykańską organizację pozarządową The Marshall Project.

Prawnik otrzymał zresztą jedną z najłagodniejszych kar, jakie przewidują kodeks zasad wykonywania zawodu, a mianowicie naganę. Mimo że sędziowie regularnie udzielają reprymendy adwokatom za lekceważenie swoich obowiązków, określając takie zachowanie jako "rażąco nieprofesjonalne" i "niewybaczalne", to nie są one w żadnej sposób piętnowane przez samorządy ani agencje rządowe. Tylko w ok. jednej trzeciej spośród 80 spraw, sędziowie federalni ostatecznie wyrazili zgodę na wniesienie odwołania od kary śmierci, często dlatego, że nieprawidłowości, których dopuścili się pełnomocnicy skazanych były dużo poważniejsze niż zwykłe zaniedbanie. W niektórych sprawach opóźnienia we wniesieniu odwołania sięgały 200-300 dni.

Najwięcej, bo aż 37 z 80 przypadków niedotrzymania terminu złożenia apelacji odnotowały sądu federalne na Florydzie, mimo że w 1998 r. stworzono tam listę adwokatów chętnych do prowadzenia spraw o karę śmierci. W praktyce okazało się jednak, że wielu z nich nie miało doświadczenia w reprezentowaniu klientów w tak skomplikowanych sprawach na poziomie federalnym.

Zdaniem autorów raportu brak systematycznego monitoringu oraz karania za błędy, które klienci mogą przypłacić śmiercią uwidacznia to, jak zróżnicowana jest jakość finansowanej ze środków publicznych pomocy prawnej dla osób skazanych na karę śmierci.