Sprawą poufności umów zawieranych przez Sąd Najwyższy z wydawnictwami prawniczymi zainteresował się poseł Przemysław Wipler. Wystąpił w tej sprawie z interpelacją do ministra sprawiedliwości. Tłumaczy, że kwestie umów zawieranych przez Sąd Najwyższy należą do zakresu jego działalności administracyjnej, zatem powinny podlegać kontroli ministra. Parlamentarzysta dopytuje się więc, czy i kiedy ministerstwo badało umowy zawierane przez SN.
Jednak władztwo nadzorcze ministra nie sięga Sądu Najwyższego. „W świetle (...) aktów prawnych regulujących działanie sądów wskazać należy, że minister sprawiedliwości nie posiada w ramach swoich kompetencji żadnych uprawnień nadzorczych nad działalnością administracyjną Sądu Najwyższego” – odpowiedział posłowi Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości.
Minister sprawuje tylko nadzór nad działalnością administracyjną sądów powszechnych. Sąd Najwyższy jest natomiast samodzielną jednostką sektora finansów publicznych, która pokrywa swoje wydatki bezpośrednio z budżetu. Ani z Konstytucji, ani z innych regulacji nie wynika, by jakiekolwiek uprawnienia nadzorcze nad SN zostały delegowane na ministra sprawiedliwości.
Dlatego minister nie kontrolował obowiązków nadzorczych sprawowanych przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego w zakresie umów. I nie może zainicjować procedury takiej kontroli.
Jeśli zgodnie ze stanowiskiem ministra nie ma ustawowo zagwarantowanych realnych możliwości kontrolowania działalności administracyjnej SN, to sądzę, że mamy w systemie prawnym lukę do załatania – komentuje poseł Wipler.
I dodaje:
Doceniając wagę konstytucyjnych wartości, takich jak niezależność sądów i niezawisłość sędziów, fundamentów demokratycznego państwa prawnego, nie wolno zapominać, że sądy, w tym Sąd Najwyższy, dysponują publicznymi pieniędzmi, i to niemałymi.
O udostępnienie umów zawartych przez SN z wydawnictwami wystąpiła Fundacja ePaństwo. Mimo pozytywnych rozstrzygnięć sądów do dziś nie udało się jej uzyskać dostępu do kontraktów.