Niejasne przepisy, doniesienia od prawników na temat ich niekonstytucyjności, praktyka sądów działających na korzyść pozwanych – wszystko to sprawia, że przybywa tych, którzy decydują się obchodzić rządowe zakazy i nakazy.

Przykładem może być Polski Związek Pływacki, który by ratować baseny, powołał do kadry narodowej wszystkich zarejestrowanych u siebie zawodników. Zgodnie z przepisami bowiem obiekty mogą świadczyć usługi na rzecz członków kadry narodowej polskich związków sportowych. Dzięki decyzji związku baseny mogą działać dla ponad 22 tys. osób.
– W PZP do tej pory było ok. 500 kadrowiczów. Są miasta, gdzie jest ich dosłownie kilku i utrzymywanie dla nich basenu było dla właściciela nieopłacalne. Radykalnie rozszerzając kadrę, spowodowaliśmy, że te miejsca mogą pozostać otwarte – tłumaczy prezes PZP Paweł Słomiński. Ta decyzja obowiązuje do 31 stycznia z dwóch powodów. – Tego dnia wygasają licencje na 2020 r. Poza tym nie wiemy, co się wydarzy po 17 stycznia.
Tą samą drogą poszedł Polski Związek Triathlonu i uchwałą powołał wszystkich zawodników posiadających aktualną licencję związku. Z niedoskonałych przepisów postanowił też skorzystać Bytom, gdzie stok narciarski, lodowisko oraz boiska zostały zamknięte do 17 stycznia. Wyjątek stanowi „górka na sanki” w Sport Dolinie, o której nie ma mowy w rozporządzeniu, dlatego oferuje usługi najmłodszym.
Innym przykładem są górskie hotele, które wynajmują parkingi, do których darmo oferują noclegi, czy kluby, które zapewniają, że organizują grupowe kursy taneczne, a nie dyskoteki.
Nagromadzenie takich działań poskutkowało masowymi kontrolami przez policję. Na przykład w gdańskim klubie funkcjonariusze byli dwukrotnie. Zaczęło się od tego, że właściciel w mediach społecznościowych zapraszał na „wydarzenie taneczne”. Przy pierwszej wizycie policji tłumaczył, że trwa trening tańca przygotowujący uczestników do zawodów, które mają odbyć się w przyszłym roku. Za drugim razem odbywała się już impreza na ok. 200 osób z alkoholem. Jak informuje pomorska policja, materiał zebrany w sprawie zostanie przekazany pod ocenę sanepidu. Służby sanitarne mogą nałożyć karę administracyjną do 30 tys. zł. Materiały trafią też do prokuratury z wnioskiem o rozważenie wszczęcia śledztwa z art. 165 kodeksu karnego (sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się choroby zakaźnej). Grozi za to do 8 lat więzienia.
Łódzka policja skontrolowała w ostatnich dniach ponad 561 obiektów sportowych oraz handlowych. – W klubie w Radomsku zastaliśmy 26 ćwiczących – informuje mł. insp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej w Łodzi. Tu również zostanie skierowany wniosek do sądu.
Podobnie w Dębicy. Podinspektor Marta Tabasz-Rygiel z podkarpackiej policji opowiada, jak w tamtejszej siłowni wylegitymowano kilkanaście osób. Najmłodsza miała 17 lat, najstarsza była 60 plus. – Ponieważ rozporządzenie daje zawodowcom możliwość treningu, policjanci nie nałożyli mandatów, ale postanowili każdą z osób przesłuchać – mówi.
W Łodzi szerokim echem odbiła się też kontrola restauracji „Gorąca Kiełbasiarnia”, której właściciel na drzwiach napisał: „Ośrodek szkoleniowy”. Wcześniej w mediach społecznościowych mówił: Rząd sugeruje przedsiębiorcom większą elastyczność? Wzięliśmy sobie tę sugestię do serca. (…) Zakres szkolenia – prawidłowe korzystanie z noża i widelca oraz łyżki i łyżeczki oraz poprawna konsumpcja kawy i herbaty, piwa oraz soków i napojów”.
Skończyło się mandatem 500 zł, a do sanepidu pójdzie notatka. Czy się opłacało?
– Tak – nie ma wątpliwości właściciel Mateusz al Najar. Podkreśla, że zamieścił informacje w mediach świadomie. – Chciałem, trochę bezczelnie, pokazać, w jak trudnej sytuacji jesteśmy. Spodziewałem się wizyty policji. Żyjemy w państwie, które jest silne wobec słabych, a słabe wobec silnych – dodaje.
Jego zdaniem rozporządzenia doprowadziły do powstania podziemia oferującego różne usługi. – Nikt nie neguje koronawirusa, ale chcemy przetrwać. Rozporządzenia są nieludzkie, stąd w ludziach łatwość ich omijania – ucina.
Zdaniem prawników ograniczanie działalności gospodarczej, podobnie jak wprowadzanie zakazu zgromadzeń czy – odwołanej już – godziny policyjnej w sylwestra, nie jest zgodne z konstytucją.
Artykuł 46 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu chorób zakaźnych daje co prawda zezwolenie na regulowanie ograniczeń w drodze rozporządzeń. Doktor Damian Tokarczyk, starszy prawnik w Kancelarii Raczkowski, zauważa jednak, że w latach 90. Trybunał Konstytucyjny wprost wskazał za niezgodne z konstytucją ograniczanie praw i wolności w drodze rozporządzenia.
– Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą jednak naruszać istoty wolności i praw. Tymczasem zamknięcie na kilka miesięcy hoteli, klubów fitness stanowi takie naruszenie. Właściciele nie są bowiem w stanie prowadzić biznesu – tłumaczy Maciej Gawroński, partner zarządzający, radca prawny w kancelarii Gawroński & Partners.
Pojawia się więc pytanie, po co tworzyć takie martwe prawo. Jednym z celów – jak mówią prawnicy – jest prewencja. Że nieskuteczna? Pozwala jednak mieć poczucie działania. Zdaniem części ekspertów danie delegacji rządowi do stanowienia o ważnych kwestiach w drodze rozporządzenia nie byłoby złą decyzją. Pozwalałoby bowiem szybciej reagować na pandemię. Problem w tym, że przesunięcie kompetencji ustawowych w ręce rządu umożliwia stosowanie prawa w sposób – jak to ujmują prawnicy – histeryczny, powodując, że konstytucja stałaby się fasadowa. Czy to więc znaczy, że przedsiębiorcom nic nie grozi za łamanie przepisów?
– Narażają się na mandaty i dochodzenie swoich praw w sądzie. Sanepid czy policja są wykonawcami przepisów. Funkcjonariusze nie będą zastanawiali się nad ich konstytucyjnością. Wiele więc zależy, na kogo trafimy podczas kontroli i jak do sprawy podejdzie sąd – dodaje Maciej Gawroński.
Poza tym obchodzenie przepisów oznacza często zejście do szarej strefy oraz narażenie się urzędowi skarbowemu, który może zakwestionować zaliczenie ponoszonych wydatków do kosztów prowadzonej działalności. – Taka decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności – dodaje Maciej Gawroński.
W komendach słyszymy, że na sylwestra nie ma planowanej akcji nalotów, ale… funkcjonariusze nie muszą się specjalnie starać, by namierzać kolejne „podziemne” wydarzenia. Wystarczy regularnie śledzić media społecznościowe. Do tego numer alarmowy 112 dzwoni częściej niż zwykle. „Aktywiści” informują o poczynaniach sąsiadów czy kolegów z branży. – Czy skończy się na pouczeniu, czy raczej na mandacie – nie ma jednych wytycznych. To będzie indywidualna decyzja funkcjonariuszy analizujących sytuację – dodaje mł. insp. Joanna Kącka.