Właściciele przedsiębiorstw transportowych wyzywają swoich pracowników od pijaków, złodziei, nierobów. Administrator serwisu SprawdzKierowce.pl umywa ręce. Twierdzi, że strona ma charakter ogólnoinformacyjny
Właściciele przedsiębiorstw transportowych wyzywają swoich pracowników od pijaków, złodziei, nierobów. Administrator serwisu SprawdzKierowce.pl umywa ręce. Twierdzi, że strona ma charakter ogólnoinformacyjny
„Pijak, leń, może podać do wszystkich możliwych organów typu PIP, sąd pracy itp. Nie nadaje się do żadnej pracy, pozorant, kombinator i bezczelny typ. Kombinuje, jak nie robić, żeby zarobić, kradnie paliwo” – to jedna z opinii, które można przeczytać w serwisie SprawdzKierowce.pl. Powstał on z myślą o właścicielach firm transportowych, aby mogli tu sprawdzić, czy nowo zatrudniany pracownik jest godny zaufania. W bazie jest już ponad 270 opinii. Głównie niepochlebnych.
– W serwisie rządzi wolnoamerykanka. Szef może wpisać dowolne oskarżenia, niepoparte żadnymi dowodami. Chociażby z zemsty – mówi, zastrzegając anonimowość, jeden z kierowców, który zdecydował się wystąpić przeciwko administratorowi na drogę prawną. Dostęp do wszystkich opinii na portalu mają tylko zalogowani użytkownicy. Warunkiem rejestracji jest przesłanie dokumentów poświadczających posiadanie firmy transportowej.
– Nie wiem, czy ktoś wystawił opinię na mój temat. Nie mam nawet możliwości obrony – dodaje nasz rozmówca. Mężczyzna na początku grudnia złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do Prokuratury Rejonowej w Kłodzku. Administratorowi serwisu zarzuca bezprawne pomawianie. Jego zdaniem ponosi on odpowiedzialność za nieusunięcie wpisów, co do których ma świadomość, że są karalne.
Serwis działa od lipca zeszłego roku. „Codziennie na polskich drogach dochodzi do kradzieży paliwa, towaru, wyposażenia auta, przemytów alkoholu, a nawet narkotyków. Sprawcami tych czynów są twoi pracownicy. Zrób krok przed nimi. Sprawdź, kogo zatrudniasz” – zachęca twórca portalu. I sam sobie przeczy, bo w regulaminie czytamy, że „strona ma charakter tylko i wyłącznie ogólnoinformacyjny” i nie służy zidentyfikowaniu danych osobowych osób. Widnieje tam też prośba, by nie wpisywać danych służących zidentyfikowaniu kierowcy. Publikowane są jedynie imiona, pierwsze litery nazwiska i miejscowość, z której pochodzi kierowca.
– Ten figowy listek w regulaminie nie wyłącza odpowiedzialności ani w przypadku osób, które wystawiają krzywdzące opinie, ani administratora wspomnianego serwisu – mówi Zbigniew Krüger z kancelarii Krüger & Partnerzy. Adwokat przekonuje, że gdy mowa o naruszaniu dóbr osobistych, jest istotne, czy można zidentyfikować daną osobę, a nie to, jak duża jest grupa, która takiej identyfikacji może dokonać.
– W grę może chodzić nawet pseudonim albo splot okoliczności wskazujących konkretną osobę. Można tu przywołać przykład powieści z kluczem, gdzie bohaterowie występowali pod innym nazwiskiem niż ich pierwowzory, ale opisano wiele innych cech czy wydarzeń, które pozwoliły je utożsamić. Częściowa anonimizacja nie wyłącza bezprawności działania administratora serwisu ani jego członków, którzy przesyłają opinie o kierowcach – tłumaczy Krüger. Jego zdaniem w grę wchodzi zarówno odpowiedzialność karna z art. 212 k.k. mówiącego o pomówieniu, jak i cywilna, za naruszenie dóbr osobistych.
Jak w praktyce wygląda identyfikacja kierowcy? – Byłoby wygodniej, gdyby udostępniano wszystkie dane, bo teraz trzeba zadzwonić do firmy, która wystawiła opinię, i upewnić się, że mamy do czynienia z tą samą osobą – mówi Dariusz Jasiorski z Jasiorski Transport. Ale dla chcącego nic trudnego. Nieoficjalnie właściciele firm współpracujących z serwisem chwalą pomysł. – Mamy ciekawsze zajęcia niż wypisywanie donosów na byłych pracowników w sieci. Tam trafiają opinie o skrajnych przypadkach osób nierzetelnych – słyszymy od jednego z rozmówców. Choć administratorzy żadnych dowodów na piśmie nie żądają, to – jak przekonuje – na każdy opublikowany w serwisie zarzut można przedstawić dowody.
– Trafiałem na takich delikwentów, którzy nie potrafili manewrować albo zostawiali auto gdzieś w Polsce na stacji benzynowej i szli w tango. Dobrze, że jest serwis, gdzie możemy się przed nimi ostrzegać – dodaje nasz rozmówca.
Nie wiadomo, kim jest administrator strony. Nikt nie odpowiedział na nasze pytania. Serwis wziął już pod lupę generalny inspektor ochrony danych osobowych. – Sprawa jest obecnie przedmiotem zainteresowania organu ochrony danych osobowych, który rozważa podjęcie z urzędu stosownych czynności wyjaśniających – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak z Biura GIODO.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama