Po publikacjach „DGP” rząd rezygnuje z planów uniemożliwienia aplikantom z lat 2007 – 2010 otrzymania nominacji sędziowskiej. Nadal jednak dzieli aplikantów na lepszych i gorszych.

Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało nowy projekt ustawy o ustroju sądów powszechnych. Jutro zajmie się nim Rada Ministrów.

W projekcie tym nie ma już kontrowersyjnego przepisu, który około 600 osobom odbierał prawo starania się o sędziowską togę. Prawo to mieli stracić aplikanci, którzy ukończyli szkolenie w latach 2007 – 2010 i mogli starać się o stanowisko sędziowskie po dwóch latach praktyki w zawodzie asystenta lub referendarza.

Decyzja rządu cieszy aplikantów, którzy obawiali się, że resort sprawiedliwości będzie chciał wydłużyć im okres obowiązkowej praktyki do sześciu lat.

– To dobrze, że ministerstwo wycofało się z tych pomysłów. Gdyby tak się nie stało, walczylibyśmy o nasze prawa w Trybunale Konstytucyjnym – mówi Maciej Czubak z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów.

Ten ruch resortu chwalą także sędziowie.

– Projekt ustawy w poprzedniej wersji nie był konsultowany ze środowiskiem sędziowskim. Tak ważna zmiana powinna być omówiona między innymi z Krajową Radą Sądownictwa. Gdyby przepisy te zostały uchwalone w nieskonsultowanej wersji, KRS skierowałaby w tej sprawie wniosek do Trybunału Konstytucyjnego – mówi sędzia Marek Celej, dyrektor biura prawnego KRS.

Krajowa Rada Sądownictwa wydała też stanowisko, w którym skrytykowała poprzednie plany resortu sprawiedliwości dotyczące wydłużenia okresu pracy wymaganego do starania się przez aplikanta o urząd sędziego. Rada podkreśliła, że taka nowelizacja spowodowałaby nieuzasadnioną zmianę sytuacji osób, które już nabyły uprawnienia do zgłaszania się na wolne stanowiska sędziowskie.

Aplikanci zaznaczają jednak, że mimo wycofania się z pierwotnego pomysłu Ministerstwo Sprawiedliwości nadal chce ich dzielić na lepszych i gorszych.

– Dla aplikantów, którzy przez rok będą się uczyć w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, minister sprawiedliwości będzie wyznaczał osobną pulę wolnych stanowisk referendarzy sądowych i asystentów sędziów. To nierówne traktowanie – zaznacza Maciej Czubak.

Aplikanci obawiają się, że dla osób po aplikacji w starym systemie może wtedy zabraknąć wolnych stanowisk referendarskich.

Na wtorkowym posiedzeniu rządu rozpatrywany będzie projekt nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych, przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości wraz z autopoprawką dotyczącą aplikantów sądowych.
Aplikanci z lat 2006 – 2010 będą mogli starać się o stanowisko sędziego po odbyciu dwóch lat praktyki w zawodzie asystenta lub referendarza. Resort sprawiedliwości po serii krytycznych publikacji w „DGP”, wycofał się z pomysłu zablokowania im tej ścieżki dojścia do sędziowskiej togi. Aplikanci zaznaczają jednak, że do projektu nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych Ministerstwo Sprawiedliwości wprowadziło inne przepisy, które pogorszyły sytuację osób wchodzących do zawodu sędziego na starych zasadach, bez ukończenia krakowskiej szkoły. Projekt nowelizacji krytykowany jest także przez środowisko sędziowskie, które nie zgadza się m.in. z poszerzeniem kompetencji dyrektorów sądów oraz wprowadzeniem okresowych ocen pracy sędziów.

Autopoprawka resortu

Nowa wersja projektu zmieniającego prawo o ustroju sądów powszechnych (u.s.p.). nie zawiera już przepisu uchylającego artykuł ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP). Plany jego usunięcia wywołały sprzeciw środowiska sędziowskiego. Przepis ten bowiem umożliwia osobom, które ukończyły aplikację według starych zasad i zdały egzamin sędziowski, starać się o stanowisko sędziego już po dwóch latach praktyki w zawodzie asystenta lub referendarza. Jego usunięcie zamknęłoby drogę dojścia do zawodu sędziego około 600 aplikantom, którzy zdali egzamin sędziowski w latach 2007 – 2010. Rezygnację z tego pomysłu chwalą zarówno sędziowie, jak i sami zainteresowani, którzy obawiali się, że resort będzie chciał wydłużyć im okres obowiązkowej praktyki do sześciu lat.
– Bardzo cieszymy się, że resort wycofał się z tych planów. Nie zmienia się reguł w trakcie gry – mówi Jarema Sawiński, sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Tę opinię podzielają inni sędziowie.
– Odebranie tym młodym ludziom możliwości zostania sędziami to był pomysł, dla którego nie potrafię znaleźć uzasadnienia. Każdy z nich wybierał tę drogę kariery zawodowej w nadziei, że zostanie sędzią – mówi Rafał Puchalski, wiceprezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.

Nierówni aplikanci

Mimo wycofania się z krytykowanego przez środowiska prawnicze pomysłu resort sprawiedliwości planuje wprowadzić przepisy, które mogą różnicować sytuację aplikantów w zależności od tego, w jakim systemie byli oni szkoleni.
– W projekcie znalazły się zapisy, zgodnie z którymi minister sprawiedliwości w drodze zarządzenia będzie co roku określał liczbę wolnych stanowisk referendarzy sądowych i asystentów sędziów przeznaczonych tylko dla tych osób, które ukończyły aplikację ogólną. Naszym zdaniem taki zapis dyskryminuje aplikantów, którzy nie odbyli szkolenia w KSSiP – mówi Maciej Czubak z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów.
Ponadto jeżeli projekt wejdzie w życie, prezesi sądów będą mogli bez przeprowadzenia konkursu zatrudnić w pierwszej kolejności na wolne stanowisko asystenta sędziego lub referendarza aplikantów, którzy ukończyli KSSiP.
– Ten przepis może doprowadzić do tego, że ścieżka dojścia do zawodu sędziego poprzez praktykę w tych dwóch zawodach zostanie znacznie ograniczona dla osób, które ukończyły aplikację na starych zasadach i zdały egzamin sędziowski – zaznacza Rafał Puchalski.



Złe proporcje

Projekt nowelizacji u.s.p. krytykują także sędziowie, którym nie podobają się m.in. nowe zasady podziału miejsc przypadających przedstawicielom poszczególnych sądów w zgromadzeniach ogólnych.
– Sędziowie sądów rejonowych będą najsłabiej reprezentowani, gdyż ich udział w organach samorządu nie będzie proporcjonalny do ich udziału w ogólnej liczbie sędziów – mówi Bartłomiej Przymusiński, rzecznik SSP Iustitia.
Środowisko krytykuje także przepisy, które powierzają zebraniom sędziów danego sądu, a nie zgromadzeniom ogólnym, kompetencje do wyłaniania kandydatów na prezesów danego sądu.
– Oznacza to, że sędziowie sądów rejonowych nie będą mieli żadnego wpływu na wybór kandydatów na prezesów sądu okręgowego i apelacyjnego, a sędziowie okręgowi na wybór kandydata na prezesa sądu apelacyjnego – tłumaczy Bartłomiej Przymusiński.
Jest to niezrozumiałe, gdyż prezesi sądu wyższego rzędu mają istotne dla kariery zawodowej sędziego sądu rejonowego kompetencje.

Kontrowersyjne oceny

W nowym projekcie nowelizacji u.s.p. nadal są przepisy, które wprowadzają tzw. oceny okresowe pracy sędziego. Będą one przeprowadzane co cztery lata. Zdaniem resortu sprawiedliwości oceny stanowić będą obiektywne kryterium stanowiące podstawę do przyznawania sędziom awansu zawodowego i pozwolą zdyscyplinować opieszałych sędziów. Ten pomysł nie podoba się środowisku sędziowskiemu, które uważa, że będzie to narzędzie nacisku.
– Wprowadzenie tych ocen okresowych jest tym bardziej niepokojące, gdyż sędzia, który uzyska negatywną ocenę okresową, będzie musiał pracować trzy lata dłużej, niż wymaga tego ustawa, aby ubiegać się o stanowisko sędziego w sądzie wyższej instancji – zaznacza Rafał Puchalski.
Ministerstwo Sprawiedliwości do czasu zamknięcia numeru nie ustosunkowało się do stawianych zarzutów.

Czerwone kartki

To tylko niektóre z przepisów planowanych przez resort sprawiedliwości, które wzbudzają sprzeciw po stronie sędziów. Inne to m.in. rozszerzenie kompetencji dyrektorów sądów oraz pozostawienie tylko dwóch obligatoryjnych wydziałów w sądach – cywilnego i karnego.
Z tych właśnie powodów SSP Iustitia przeprowadziło akcję protestacyjną, która polegała na wysyłaniu czerwonych kartek premierowi.
– W zaledwie 5 dni zebrano niemal 2 tys. kartek od sędziów. Tak duże poparcie w tak krótkim czasie oceniamy jako sukces – mówi Bartłomiej Przymusiński.
W piątek członkowie Stowarzyszenia złożyli ostanie z 200 zebranych kartek na dzienniku podawczym kancelarii premiera. Pozostałe kartki już wcześniej zostały z całej Polski wysłane pocztą.
Jak podkreślają sędziowie, powodem akcji jest także brak zamiaru podjęcia przez rząd rozmów o tym, jak w przyszłości mają się kształtować wynagrodzenia sędziów.
– Nie chodzi tu o podwyżki w 2011 r., lecz o plany na przyszłość, gdy polepszy się sytuacja finansów publicznych. Brak planów na przyszłość powoduje, że doświadczeni sędziowie przechodzą do innych zawodów – podkreśla Bartłomiej Przymusiński.
Sądy powinien nadzorować pierwszy prezes SN
Marek Celej, sędzia, dyrektor biura prawnego w Krajowej Radzie Sądownictwa
Czy obecny model nadzoru Ministerstwa Sprawiedliwości nad sądami powszechnymi jest właściwy?
Trybunał Konstytucyjny w jednym z wyroków uznał, że przepisy prawa o ustroju sądów powszechnych w przedmiocie nadzoru ministra sprawiedliwości nad działalnością administracyjną sądów powszechnych są zgodne z konstytucją (sygn. akt K 45/07). Orzeczenie to nie powinno jednak zamykać dyskusji nad rozwiązaniem problemów związanych ze stosowaniem tych przepisów w rzeczywistości. Wręcz przeciwnie – należy rozpocząć debatę zmierzającą do zmiany przepisów w celu znalezienia odpowiedniego modelu nadzoru zwierzchniego. W mojej opinii optymalnym rozwiązaniem byłoby powierzenie pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego nadzoru administracyjnego nad działalnością sądów. Ułomność obecnie obowiązującego przepisu uprawniającego ministra sprawiedliwości do nadzoru nad działalnością administracyjną sądów powszechnych polega na jego niedookreśloności.
Czy zmianie powinna ulec pozycja dyrektorów finansowych w stosunku do prezesów sądów?
Jestem zwolennikiem modelu menedżerskiego. W ostatnich latach istotnie zmienił się sposób prowadzenia procesów. Rozwinęła się technika, procesy prowadzone są przy użyciu sprzętu elektronicznego. Ponadto konieczne jest zapewnienie lepszej ochrony danych osobowych. Prezes sądu nie jest w stanie zajmować się wszystkimi kwestiami technicznymi oraz inwestycyjnymi. Takie sprawy powinny leżeć w kompetencjach dyrektora finansowego. Problem w tym, że minister sprawiedliwości chciałby, aby dyrektor odpowiedzialny był także za kadry administracyjne. KRS uważa, że nie jest to właściwe rozwiązanie. Proponowane zmiany spowodują zatarcie granic kompetencji pomiędzy prezesem a dyrektorem sądu, a to może powodować konflikty. Tym bardziej, że prezesowi sądu nie przyznaje się żadnych prawnych instrumentów oddziaływania na dyrektora. Takie zmiany zwiększają wpływ władzy wykonawczej na władzę sądowniczą.
A czy sędziowie powinni podlegać ocenom okresowym?
KRS nie neguje potrzeby oceniania sędziów. Jednak sposób, w jaki chce to czynić minister jest nie do przyjęcia. W jego propozycji brak jest jasnych i czytelnych kryteriów. Ponadto oceny okresowe w dużym stopniu obciążą sędziów wizytatorów, którzy już dziś muszą oceniać każdego kandydata na sędziego, jaki i sędziego przed awansem. Dziś sędziowie oceniani są przez instancje odwoławcze. Zmiany spowodują konieczność powołania nowych sędziów wizytatorów. A wówczas może zabraknąć sędziów, pełniących wyłącznie funkcję orzeczniczą. Wielu już teraz pozostaje na stanowiskach funkcyjnych, m.in. prezesów sądów czy przewodniczących wydziałów.