Mnożenie zbędnych stanowisk kierowniczych, marnowanie ogromnych pieniędzy na nieprzemyślane zakupy i w końcu korupcyjne układy – to wszystko odkryli inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli, którzy wzięli pod lupę Służbę Celną.
– Badaliśmy, czy organizacja, wyposażenie, przygotowanie celników pozwalają na realizację obowiązków wynikających z naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Sprawdzaliśmy również, jak ta służba przygotowuje się do Euro 2012 – mówi rzecznik NIK Paweł Biedziak.

Czyszczenie nie pomogło

Głównym grzechem celników wykrytym przez NIK jest lekceważenie problemu korupcji we własnych szeregach. Stało się tak, mimo że w czasach rządów PiS czyszczenie kadr zapisano jako jeden z najważniejszych celów „Strategii działania Służby Celnej 2007+”, według której ta instytucja miała się rozwijać. – Uprawnienia kontrolne wobec funkcjonariuszy zabrano z regionalnych izb celnych i przekazano do specjalistycznego wydziału kontroli wewnętrznej. Tyle że dokładając mu zadań, nie wzbogacono go nawet o jeden etat – mówi jeden ze znających raport posłów z komisji finansów publicznych.
Co więcej, pracownicy tego wydziału, który miał być policją w policji, nie uzyskali możliwości np. podsłuchiwania podejrzewanych celników. Pomysł wyposażenia ich w uprawnienie do prowadzenia pracy operacyjnej przepadł po sejmowych dyskusjach. Jednak kolejni szefowie Służby Celnej – zarówno za czasów PiS, jak i PO – nie dopilnowali znacznie prostszej sprawy. Nie stworzyli nawet wewnętrznej instrukcji, która mówiłaby celnikowi, co ma zrobić, gdy usłyszy korupcyjną ofertę.
Kuriozalną sytuację inspektorzy NIK wytropili na warszawskim lotnisku. Celnicy pracowali tam w pomieszczeniach, które bezpłatnie odnajmowały im prywatne firmy. Te same, które mieli obowiązek kontrolować. „Do czasu kontroli w powyższym urzędzie celnym istniał więc stan faktycznego, logistycznego uzależnienia organu celnego od przedsiębiorców” – wytknęli inspektorzy.

Lekceważyli konkursy

Kolejnym z wnikliwie skontrolowanych obszarów była polityka kadrowa kolejnych szefów. Każdy z nich lekceważył obowiązek organizowania konkursów na kierownicze stanowiska. Zamiast tego swoim kandydatom powszechnie „powierzali obowiązki” – trwało to latami.
W podobnie kontrowersyjny sposób prowadzono politykę przyznawania nagród i premii. Szefowie nigdy nie uzasadniali swoich decyzji na piśmie. Inspektorzy wykryli też poważne dysproporcje – naczelnicy otrzymywali od 3,5 do 7,5 tys. zł w ramach nagrody, natomiast szeregowi pracownicy – od 1 do 3,4 tys. zł. Jeszcze większe premie były w departamentach Ministerstwa Finansów: kontroli celno-akcyzowej i kontroli gier, gdzie naczelnicy otrzymali od 6 do 10 tys. zł, a pracownicy od 500 do 4 tys. zł.
Inspektorzy wykryli, że dotąd celnicy nie opracowali standardów wyposażenia różnych typów posterunków. W efekcie zdarzało się, że celnicy kupowali słaby bądź nieprzydatny sprzęt. – Na cztery rentgeny do prześwietlania tirów wydano 18 mln zł. Tyle że jeden z nich z 385 dni funkcjonowania spędził w naprawach 224. W tym czasie urządzenie nie zarabiało dla budżetu państwa – wymienia poseł z komisji finansów publicznych.
Jacek Kapica, obecny szef polskich celników, wytknięte zaniedbania tłumaczy potężnym protestem celników na przełomie 2007 i 2008 r. oraz zaniedbaniami poprzedników. Niemal identycznych argumentów używa Marian Banaś, szef celników w czasach rządów PiS.