Aplikacja Kwarantanna domowa zbiera krytyczne opinie użytkowników. A eksperci znaleźli w niej lukę, przez którą mogą wyciekać ważne informacje. Autorzy się tłumaczą.
Aplikacja Kwarantanna domowa zbiera krytyczne opinie użytkowników. A eksperci znaleźli w niej lukę, przez którą mogą wyciekać ważne informacje. Autorzy się tłumaczą.
– SMS: „Za dwie minuty otrzymasz zadanie, którego wykonanie jest Twoim obowiązkiem”. Polega na zrobieniu selfie. Wysyłam zdjęcie, dostaję komunikat, że „Zostało zapisane na serwerze”. Po chwili kolejny: „Nie wykonałeś zadania” – opisuje lekarz ze szpitala w Sandomierzu. Trafił na kwarantannę, bo przebywał na izbie przyjęć w tym samym czasie co pacjentka, u której wynik testu na COVID-19 wyszedł dodatnio. Zainstalował aplikację Kwarantanna domowa. Zaczął dostawać polecenia, średnio co trzecie udawało się wykonać. – To zrodziło obawy o konsekwencje, bo za złamanie kwarantanny grozi przecież kara – opowiada. Rzeczywiście, niedługo później zadzwonił telefon: „Policja, proszę wyjść na balkon i nam się pokazać”. – Nie kwestionuję sensu aplikacji, ale to, jak ona działa. Dla mnie stała się źródłem dodatkowego stresu.
Ministerstwo Cyfryzacji (MC) mówi nam, że z aplikacji korzysta obecnie ok. 30 tys. osób. I zgodnie z regulaminem niezrealizowanie zadania może skutkować powiadomieniem służb.
Tymczasem negatywnych opinii o Kwarantannie domowej w wirtualnych sklepach z aplikacjami nie brakuje: „Wiecznie się zawiesza. Zgłaszałem już telefonicznie kilka razy”, „Przyciski w zadaniu często są nieaktywne. Trzeba robić restart, a i tak nie zawsze da się zakończyć”.
– Ludzie co do zasady nie oceniają pozytywnie aplikacji, której muszą używać. Jeśli coś jest nie tak, chętnie ją krytykują – broni się Sebastian Starzyński, szef firmy TakeTask, w której powstawała aplikacja. Przekonuje, że interwencje techniczne stanowią nie więcej niż 5 proc. zgłoszeń na infolinię.
– Owszem, problemy miały prawo pojawić się na początku. Ale od miesiąca zainstalowanie aplikacji jest w czasie kwarantanny obowiązkowe, a błędy jak były, tak są – ocenia Adam Haertle, ekspert portalu Zaufana Trzecia Strona. Przypomina przy tym, że nakładka była pierwotnie przeznaczona dla osób robiących badania rynku, co oznacza, że jej obciążenie było mniejsze.
Tomasz Zieliński, programista i autor specjalistycznego bloga, zwraca z kolei uwagę, że koszty aplikacji były niemałe. – Wyprodukowanie od zera byłoby tańsze, ale też trwałoby dłużej, a w tym przypadku chodziło o odciążenie policji – wyjaśnia.
– Zakres licencji, możliwości systemu, monitoring 24 h/7 dni w tygodniu w pełni uzasadniał kwotę 2 mln zł netto – odpowiada Starzyński. Przekonuje, że decyzji nie podejmowała spółka, ale resort cyfryzacji. – My w dwa dni postawiliśmy aplikację gotową do testów i po trzech dniach od decyzji została ona udostępniona publicznie. W żadnym państwie aplikacja do monitorowania kwarantanny nie jest tak rozbudowana jak w Polsce – zapewnia.
Adam Haertle zgadza się: – To sukces, że w tak krótkim czasie aplikacja w ogóle zadziałała – mówi. Zaznacza jednak, że najwyraźniej problemy z tym produktem zeszły teraz na drugi plan, bo MC pracuje nad projektem o wyższym priorytecie, czyli aplikacją śledzącą nasze kontakty. – Co, jeśli dojedzie do upublicznienia informacji o naszym stanie zdrowia albo gdy ktoś poda nieprawdziwe dane? Jak wyłapać, że mieliśmy kontakt z osobą zakażoną, bez łamania jej i naszego prawa do prywatności? Tu nie może być skuchy.
To ważne zastrzeżenie. Aplikacja Kwarantanna domowa najwyraźniej skuchę zaliczyła, bo nie zapewniła poufności informacji o charakterze medycznym. – Załóżmy, że instalując ją, wpiszemy nie swój numer, ale osoby, którą chcemy sprawdzić. Jeśli pojawi się komunikat z prośbą o kod, sprawdzający wie, że właściciel numeru jest w bazie, czyli był albo jest poddany kwarantannie – tłumaczy dr Paweł Litwiński z Instytutu Prawa Nowych Technologii i Ochrony Danych Osobowych Uczelni Łazarskiego. – To kompromitacja. Nie neguję konieczności aplikacji, ale nie może być ona wytrychem do szczególnej bazy danych – dodaje.
– Nie możemy zablokować każdej osoby, która np. pomyliła się podczas wpisywania cyfr – broni się Sebastian Starzyński. Opisuje, że system wykrywa nadużycie i po kilku próbach powinien zablokować osobę, która wpisuje po kolei kilka różnych numerów.
Niebezpiecznik.pl przeprowadził test aplikacji pod tym kątem. Marcin Maj, ekspert portalu radzi, by rozważyć posiadanie innego numeru telefonu, tylko na jej użytek. – To rozwiązanie zastępcze, bo błąd należy jak najszybciej naprawić – zastrzega.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama