Już wiemy, nad czym głosujemy – nie krył radości Henryk Kowalczyk, przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Szkopuł w tym, że w chwili, gdy poseł wypowiedział te słowa, rozpoczęła się szósta godzina prac sejmowej komisji. Całość wyglądała niczym dobry kabaret. Niestety, nie wiadomo, czy należy się śmiać – bądź co bądź decydowano o kształcie kolejnej specustawy koronawirusowej (nazywanej tarczą 2.0).
Posiedzenie zaczęło się od solidnego politycznego zgrzytu. Posłanka Krystyna Skowrońska z Koalicji Obywatelskiej zawnioskowała o przerwę. Henryk Kowalczyk zaś poddał wniosek Skowrońskiej pod głosowanie, ale uznał, że apeluje ona o to, by... zrzucić z porządku obrad opozycyjne projekty tarczy antykryzysowej. Nim Skowrońska zdążyła się sprzeciwić, posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którym w nawyk weszły szybkie głosowania, poparli jej wniosek. Można było zatem przystąpić do rozpatrywania jedynego słusznego projektu, czyli wniesionego przez rząd. To znaczy można by, gdyby nie wnioski formalne Lewicy, której projekt także zdjęto z porządku obrad. Kowalczyk jednak, twórczo interpretując regulamin, stwierdził, że wnioski opozycji pod głosowanie podda na kolejnym posiedzeniu komisji – czyli już po uchwaleniu ustawy.
Większość czytelników zapewne nie widziała dokumentu – projektu nowej tarczy. To 139 stron tekstu, w którym postanowiono zmienić ok. 60 ustaw (nikt nie wie, ile dokładnie). Projekt został zaś opublikowany kilka godzin przed posiedzeniem komisji. Efekt łatwy do przewidzenia: nikt nie wiedział, nad czym głosuje. Niektórzy to jednak przyznawali otwarcie, zaś inni starali się skryć. Do odważnych – niewiedzących należała Katarzyna Lubnauer (KO). Spytała więc, czego dotyczą trzy dodawane artykuły, którymi akurat zajmowali się parlamentarzyści. I okazało się, że żaden z przedstawicieli rządu – a było ich na sali kilku – nie wiedział. Po 4,5 godziny prac nikt nie wiedział, co oznaczają akceptowane przez komisję finansów publicznych przepisy. Sprawę starał się uratować szefujący obradom Henryk Kowalczyk. Wyjaśnił, że „to takie przesunięcia różnych tam terminów”. Jak widać, przekonało to zebranych, bo wszyscy wspomniane trzy przepisy zaakceptowali.
Chwilę później jednak swoją niewiedzą postanowiła się pochwalić Hanna Gill-Piątek (Lewica). Przyznała, że nie ma bladego pojęcia, jaki związek z walką z koronawirusem ma zmiana schematu funkcjonowania Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Do odpowiedzi wywołany został przedstawiciel Ministerstwa Rolnictwa... ale nikt go nie zaprosił na posiedzenie (z kolei minister infrastruktury został w trybie nagłym ściągnięty do Sejmu, bo także dorzuconych przez niego do projektu ustawy przepisów nikt nie potrafił objaśnić).
– Trochę pamiętam tę ustawę... – westchnął Kowalczyk. I dodał, że na tyle, na ile pamięta, przepisy trzeba przyjąć. No to posłowie przyjęli.
Większość za to nie chciała przyjąć przepisu zgłoszonego przez opozycję, by ustawowo przesunąć egzamin ósmoklasisty. Jak bowiem wyjaśnił Henryk Kowalczyk, były nauczyciel matematyki, uczniowie powinni się zawsze uczyć. Zawsze. Niezależnie od terminu egzaminu.
I gdy atmosfera robiła się senna, rozbudzić wszystkich postanowiła wspomniana Katarzyna Lubnauer. Projekt tarczy antykryzysowej przewidywał bowiem, że nie można dokonywać eksmisji w czasie epidemii. Ale – jak zaznaczyła czepliwa posłanka – nie powinno to dotyczyć sprawców przemocy domowej. I gdy wszyscy jej przyklasnęli, wiceminister sprawiedliwości Anna Dalkowska stwierdziła, że rząd jest poprawce przeciwny. Bo, zdaniem pani minister, eksmisja sprawcy przemocy domowej mogłaby narazić innych ludzi na utratę zdrowia lub życia. Politycy PiS stanęli w rozkroku: czy poprzeć dobrą poprawkę opozycji, czy kuriozalne stanowisko rządu. Ostatecznie okazało się, że część zagłosowała za poprawką, a część przeciw, i kilka głosów przeważyło za tym, że sprawcy przemocy domowej będą zagrażali innym ludziom, a nie rodzinie.
Przyjęcie opozycyjnej poprawki tak zdziwiło niektórych posłów, że aż zażądali reasumpcji wygranego przez siebie głosowania. Ale można to złożyć na karb kłopotów ze zdalnym połączeniem. A, właśnie! Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, jak poseł łączący się ze swojego domu, powinien zgłosić się do wypowiedzi – spieszę z odpowiedzią: należy mieć przygotowaną kartkę z napisem „proszę o głos” i przykładać ją w odpowiednich momentach do kamerki internetowej.
Cyfryzacja jednak spłatała więcej figli. Do jednego z rozwiązań poprawkę zgłosiło Ministerstwo Cyfryzacji. Wiceminister w tym resorcie przesłała ją do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów jako podmiotu, który powinien ją zaprezentować. Niestety, nie udało mu się to. Powód? Poprawka wiceminister cyfryzacji trafiła do spamu, więc adresat się z nią nie zapoznał.
Czym było później, tym posłowie robili się bardziej senni. Zasnął podczas rozpatrywania przepisów z literami „zzzz” w numeracji (literacji) poseł Konfederacji. Wiemy to stąd, że zgłaszane przez niego poprawki uzyskały zero głosów „za”.
O czwartej nad ranem, po ośmiu godzinach, komisja zakończyła prace. I brzmi to wszystko zabawnie, ale pamiętajmy, że tak wyglądało przyjmowanie jednej z kluczowych w 2020 r. ustaw, której celem jest pomoc obywatelom w uporaniu się ze skutkami gospodarczymi wywołanymi przez epidemię. I nagle przestaje być do śmiechu.