Wójt Daszyny wygrał wybory, mimo że prowadził kampanię, siedząc w areszcie. Prokuratura nie dopuściła, aby złożył ślubowanie, bo podejrzewa, że działał w zorganizowanej grupie przestępczej.
Po raz pierwszy Zbigniew W., wójt gminy Daszyna, został zatrzymany w kwietniu ubiegłego roku. Zarzut: wyłudzanie dotacji z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Razem z nim zatrzymano jego brata, byłego posła Samoobrony, oraz dziewięć innych osób. Wszystkim zarzucono działanie w zorganizowanej grupie przestępczej.
Po kilku dniach wójt wyszedł na wolność, ale niespełna miesiąc później znów trafił za kraty. Tym razem do domu nie wrócił – prokuratura, która początkowo uznała, że na czele grupy stał brat wójta, doszła do wniosku, że procederem wyłudzania dotacji mógł też kierować on sam. Ustaliła również, że kwoty wyłudzeń na szkodę ARiMR wahały się od kilku do ponad 200 tys. zł. A że było ich w sumie około 90, uzbierało się 11 mln zł. Z okładem.
Wójt nie przyznał się do winy. Co więcej, kilka miesięcy po aresztowaniu wystartował w wyborach samorządowych, i mimo że kandydował z celi sieradzkiego aresztu, wygrał w cuglach. W pierwszej turze poparło go ponad 48 proc. głosujących. W drugiej miał się zmierzyć z Tadeuszem Dymnym, kandydatem opozycji, który z 27-procentowym poparciem uplasował się na drugim miejscu. Dymny uznał jednak, że przewaga wójta jest tak duża, iż walka nie ma sensu i wycofał swoją kandydaturę. W ten sposób głosowanie w drugiej turze przerodziło się w plebiscyt – mieszkańcy gminy mieli się opowiedzieć jedynie za lub przeciw Zbigniewowi W.
4 listopada do urn poszło 1021 mieszkańców, z czego 740, czyli ponad 72 proc., zagłosowało za nim. Tym samym Zbigniew W. ponownie został wybrany na urząd wójta gminy Daszyna. Problem w tym, że wciąż przebywa w areszcie, więc funkcji pełnić nie może. Co nie znaczy, że o to nie walczy.
Magazyn DGP 25.10.19. / Dziennik Gazeta Prawna

Chciał, ale nie mógł

Od dnia ogłoszenia wyników Zbigniew W. miał trzy miesiące, by na sesji rady gminy złożyć ślubowanie i objąć urząd. 23 listopada poprosił o przetransportowanie z zakładu karnego w Sieradzu do siedziby Rady Gminy w Daszynie, by dopełnić formalności. Prokuratura nie zgodziła się go przewieźć. Zaproponował więc, że złoży ślubowanie w areszcie, ale na to również zgody nie dostał. Sytuacja się skomplikowała.
Katarzyna Marat, komisarz wyborczy z Łodzi, tłumaczy, że zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym, jeśli w ciągu trzech miesięcy wybrana na wójta osoba nie złoży ślubowania, jej mandat wygasa. Ale dzieje się tak tylko w przypadku, gdy nie złoży go z własnej woli. Zbigniewowi W. wiele można zarzucić, ale na pewno nie to, że nie chciał objąć urzędu, więc mandatu pozbawić go nie można. A to oznacza, że nie można też rozpisać nowych wyborów i wybrać nowego wójta. Co sprawę komplikuje jeszcze bardziej.
Zgodnie z prawem rozwiązania są dwa. Albo wójt opuści areszt, złoży ślubowanie i zacznie pełnić swoją funkcję, albo zostanie skazany prawomocnym wyrokiem sądu i jego mandat wygaśnie. Problem w tym, że zanim nastąpi jedno albo drugie, mogą minąć lata.
Wójt nie chce czekać tak długo. Na jego prośbę dr hab. Anna Rakowska-Trela z Katedry Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, sporządziła opinię prawną, w której przypomniała, że prawa kandydowania w wyborach nie ma osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego lub umyślne przestępstwo skarbowe. Osoba, wobec której dopiero toczy się postępowanie karne, choćby była tymczasowo aresztowana, prawa nie traci. A skoro ma prawo kandydować, to ma też prawo do sprawowania uzyskanego mandatu. Inaczej wybory nie miałyby sensu. Krótko mówiąc, organy ścigania powinny umożliwić Zbigniewowi W. objęcie urzędu. Tym bardziej że z odmowy nie wynikało, by przewiezienie go na sesję rady gminy mogło zagrażać śledztwu.
O wyjaśnienie tej sprawy poprosił też rzecznik praw obywatelskich. Jego zdaniem odmowa transportu wójta na sesję rady gminy mogła ograniczyć nie tylko jego prawo do bycia wybranym, ale też czynne prawo wyborcze mieszkańców gminy, którzy wzięli udział w głosowaniu i w sposób demokratyczny wybrali wójta.
Ani opinia, ani prośba o wyjaśnienie sytuacji wójta nie zmieniła.
Stefana Płażka, adwokata i adiunkta Wydziału Prawa i Administracji UJ, nurtuje co innego. Zgadzając się z tym, że tylko uchylanie się od złożenia ślubowania wygasza mandat, nie może oprzeć się ogólnej refleksji, że prawo wyborcze w Polsce jest zbyt łagodne dla kandydatów, którzy weszli w kolizję z prawem. A biorąc pod uwagę, że niekaralność jest wyznacznikiem przyzwoitości, jeszcze bardziej dziwi go postawa wyborców, którzy na nich głosują.

Skok na gminę

W Daszynie przed wyborami panował umiarkowany optymizm. Wprawdzie wójt siedział w areszcie, ale stara prawda mówi, że kto siedzi, ten w końcu wyjdzie. A ponieważ wójt w opinii większości nie zrobił niczego złego, więc powinien wyjść raczej szybciej niż później. Najpewniej jeszcze przed pierwszą turą.
Tym bardziej że z tego, co do ludzi docierało, wynikało niewiele. Zarzuty niby poważne, bo przecież zorganizowana grupa i miliony wyłudzonych złotych, ale zaraz pojawiły się głosy, że z tą zorganizowaną grupą to przesada, bo to grupa producencka, czyli co najmniej pięciu rolników produkujących to samo, w tym przypadku złożona głównie z wójta i jego rodziny. A wyłudzeń nie było, bo wszystkie działki, na które pobierano dopłaty, były uprawiane, co potwierdzają kontrole i zdjęcia satelitarne.
Do niektórych docierały głosy, że działki może i były uprawiane, ale nie wszystkie przez wójta i jego brata. Chodziły po Daszynie słuchy, że jeśli jakiś właściciel pola nie składał wniosku o dotację, to składali go oni, ale w swoim imieniu i to oni, a nie on, inkasowali pieniądze. Podobno póki dwie osoby nie złożą wniosku o dopłatę na tę samą działkę jednocześnie, wyłapać oszustwo jest trudno. Plotkowano, że w wyszukiwaniu takich działek pomagali urzędnicy z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, co przemawia jednak za grupą zorganizowaną, a nie producencką. Ale kto by tam słuchał plotek.
W przekonaniu, że cała sprawa jest tajemnicza, mało zrozumiała i że najpewniej chodzi o polityczną zemstę, upewniał Daszynę choćby lokalny portal internetowy, z którego czerpią swoją wiedzę mieszkańcy gminy. W publikowanych tekstach pojawiały się takie sformułowania jak „całość wygląda jak nadmuchana bańka, w której mnóstwo pytań i niejasności”, „zarzuty, które prowadzą donikąd”, „jest kilka osób, które mogą mieć interes w tym, aby odsunąć W. od władzy”. Można też znaleźć słowa jednego z adwokatów wójta: „Przekładając to na realia niniejszej sprawy, na chwilę obecną nie ma żadnych dowodów na to, aby W. wyłudzał dotacje unijne i na dodatek kierował zorganizowaną grupą przestępczą”.
Do tego wyliczanie zasług wójta dla gminy. Od tych największych – jak elektrociepłownia opalana słomą (choć wciąż jest w fazie projektów), budowa własnej sieci gazowej czy sprowadzenie do Daszyny zakładu uboju i przetwórstwa drobiu, po modernizację budynków komunalnych, remont lokalnych dróg czy rewitalizację zabytkowego dworu i parku. W sumie, jak tłumaczył Mariusz Gralewski, sekretarz gminy zastępujący wójta po jego aresztowaniu, na terenie gminy Daszyna zainwestowano kwotę ponad 100 mln zł, z czego znaczna część pochodziła ze środków zewnętrznych, krajowych i zagranicznych. W skali kraju jest to niewątpliwie sytuacja niespotykana, podkreślał Gralewski, choć dyskretnie przemilczał, że połowa tej kwoty to pieniądze, które dopiero zostaną zainwestowane w elektrociepłownię. O ile powstanie.
Nic dziwnego, że rada gminy postanowiła poręczyć za wójta. Chciała, by wyszedł na wolność, odpowiadał z wolnej stopy i dalej rządził gminą. Ale nic z tego nie wyszło i gdy pod koniec ubiegłego roku Gralewskiego zastąpił powołany na wniosek wojewody Sebastian Zaborowski, do dziś oficjalnie wykonujący zadania i kompetencje wójta, uznano to za skok na gminę.

Dobrze, ale źle

Zanim jeszcze Zaborowski zastąpił Gralewskiego, lokalny portal ostrzegał, że „(…) pojawienie się osoby z inną wizją, która nagle zatrzyma tę rozpędzoną lokomotywę, może doprowadzić do katastrofy. A przypomnijmy – gmina Daszyna jest obecnie w czołówce najprężniej rozwijających się gmin w Polsce”.
Zaborowski już po kilku tygodniach miał na ten temat inne zdanie. Poprzedni budżet udało się zamknąć tylko dzięki darowiźnie jednej z firm, która przekazała pieniądze na budowę drogi do własnego zakładu. Budżet na rok 2019 Regionalna Izba Obrachunkowa zmiażdżyła z powodu zaplanowanych zbyt wysokich dochodów. Zaborowski miał trzy tygodnie, by plan finansowy urealnić. Ostatecznie budżet został uchwalony, ale początek roku był dramatycznie trudny – pusta kasa i wisząca nad gminą groźba niezapłaconych podatków, składek ZUS i wynagrodzeń.
RIO już w poprzednich latach wskazywała na nierealność budżetów i ryzyko podejmowane przez władze Daszyny, które pozyskiwały pieniądze na kolejne inwestycje, nie zabezpieczając odpowiedniego finansowania ze swojej strony. Kłopoty z dokumentacją, złe projekty czy brak spójnej strategii powodowały opóźnienia – żadna z inwestycji nie zakończyła się w planowanym terminie, więc nie generowała planowanych przychodów.
Zlecony przez Zaborowskiego audyt potwierdził uchybienia w gospodarce finansowej gminy. Trwa ich analiza, a Zaborowski nie wyklucza, że może się skończyć postawieniem zarzutów. Bo choć, jak przyznaje, pomysły władz były niewątpliwie godne uwagi i pożyteczne, to niestety, mało realne. W związku z czym doszło w gminie do niekontrolowanego rozmachu inwestycji i zadłużenia. Wystarczy porównać typowe budżety podobnej wielkości gmin – oscylują wokół 20 mln zł. W przypadku Daszyny tyle wynosi zadłużenie wraz z kosztami jego obsługi.

Plusy i minusy

Henryk Dąbrowski z Jarochowa, były radny, wyjmuje z szuflady wycinki z gazet. Dowody na to, że gmina pod rządami Zbigniewa W. zadłużała się od lat. Proszę bardzo, choćby „Dziennik Gazeta Prawna” z lutego 2014 r. – wśród gmin wiejskich Daszyna zajmuje 12. miejsce w Polsce z wynikiem 71,74 (zadłużenie do realnego dochodu w procentach). Tytuł niechlubnego rankingu mówi sam za siebie: „Samorządowi dłużnicy bronią się przed finansowym toporem”. A przez ostatnie cztery lata dług wzrósł jeszcze o 7 mln zł – z 11 do 18. Plus odsetki.
Pokazuje też dokumenty z kontroli Regionalnej Izby Obrachunkowej z 2014 r., po której zawiadomiła ona prokuraturę o podejrzeniu popełnienia wielu przestępstw. Chodziło m.in. o posługiwanie się przez wójta Zbigniewa W. nierzetelnymi dokumentami „w celu uzyskania wsparcia finansowego dla realizacji planowanych projektów”. I o to, że od 2010 r. do czasu kontroli „wójt był inicjatorem szeregu programów inwestycyjnych, a związane z nimi liczne rozporządzenia finansowe dokonywane były z naruszeniem obowiązku dokonywania ich w sposób oszczędny, gospodarny i celowy”. I że umorzył odsetki od zaległości w podatku od nieruchomości podatnikowi, który kilka dni wcześniej sprzedał bratu wójta działkę ze stacją paliw – czym działał na szkodę Urzędu Gminy. I jeszcze jedno: że chociaż w gminie jest sporo gruntów, na których nie sieje się, tylko kopie piach i żwir, nie naliczał od nich podatku od nieruchomości, tylko rolny. Różnica jest kolosalna – w 2012 r. podatek rolny od 1 ha wynosił 112 zł, a od gruntu zajętego pod kopalnie kruszyw – 6 tys. zł. Ważne jest to, że korzystał na tym także wójt, bo jest udziałowcem w grupie producentów, która jest właścicielem kopalni kruszyw „o znacznej powierzchni”. Krótko mówiąc, on zyskiwał, gmina traciła.
Po trzech latach prokuratura umorzyła śledztwo. Po wpłynięciu zaskarżenia ponownie je wszczęła i w ubiegłym roku ponownie umorzyła.
Dąbrowski pilnie śledził zarówno tamto postepowanie, jak i to, które toczy się obecnie. I nie może się nadziwić, że choć wójt ma prawie 100 prokuratorskich zarzutów na karku, ludzie wciąż go chwalą. Rozumie, że gmina wymieniła okna w mieszkaniach komunalnych i ociepliła budynki, pomogła ludziom zamontować instalacje fotowoltaiczne i solary, zbudowała przydomowe oczyszczalnie ścieków – jest za co chwalić. Ale plusy nie mogą przesłaniać minusów. Chyba że nie o przesłanianie chodzi, ale o zwykły strach.

Wójt a nieposzlakowana opinia

Dzięki bratu Zbigniew W. szybko wchodzi do polityki. Wstępuje do Samoobrony, jeszcze przed trzydziestką zostaje starostą, potem radnym. W 2007 roku przez sześć miesięcy pełni funkcję zastępcy dyrektora Łódzkiego Oddziału Regionalnego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a w 2010 zostaje wójtem Daszyny. Trzy lata później jego mandat wygasa, bo za polowanie na dziki bez zezwoleń zostaje skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Nie przeszkadza mu to w następnym roku wygrać kolejnych wyborów i ponownie zostać wójtem. Uchodzi za człowieka z układami, więc lepiej być z nim niż przeciwko niemu. Pokazuje się z politykami, niekoniecznymi z tymi z obozu władzy, stąd dziś sugestie, że jego aresztowanie ma polityczny podtekst. Ale, jak podkreśla mecenas Wojciech Ludwiczak, jeden z trzech jego obrońców, przede wszystkim jest rolnikiem. I jedynym żywicielem rodziny. Dlatego obrona walczy, by jak najszybciej wyszedł na wolność.
W zażaleniu na przedłużenie tymczasowego aresztu adwokat nie zgadza się z przyjętym przez prokuraturę założeniem, że Zbigniew W. działał w zorganizowanej grupie przestępczej. W jego ocenie również prawdopodobieństwo popełnienia przez niego zarzucanych mu czynów nie jest wysokie, a wiarygodność organów ścigania podważa to, że w przypadku dziewięciu działek, które zostały objęte zarzutami, w ogóle nie wnioskował o dopłaty.
Ale nawet zakładając słuszność oskarżeń, postępowanie, zdaniem obrony, trwa za długo. Zbigniew W. był wielokrotnie przesłuchiwany, a większość dowodów zabezpieczona. Na tym etapie śledztwa wystarczające jest więc zastosowanie środków zapobiegawczych w postaci policyjnego dozoru, poręczeń społecznych i zatrzymanie paszportu z zakazem opuszczania kraju. Mecenas Ludwiczak przypomina, że na utrzymaniu Zbigniewa W. jest żona i dwoje małych dzieci, a jego stuhektarowe gospodarstwo z uwagi na blokadę wypłat dotacji i trudności w spłatach zaciągniętych kredytów stoi na skraju bankructwa. Przypomina też, że tymczasowe aresztowanie nie może zastępować kary.
Prokuratura pozostaje niewzruszona. I na razie nie zdradza zbyt wiele szczegółów. Informuje jedynie, że śledztwo, poza Zbigniewem W., toczy się także przeciwko 12 innym podejrzanym, którym zarzucono popełnienie podobnych czynów. I że zgodnie z postanowieniem Sądu Apelacyjnego w Łodzi środek zapobiegawczy wobec Zbigniewa W. w postaci tymczasowego aresztowania został przedłużony do 13 listopada 2019 r.
Tego dnia, jeśli prokuratura nie zawnioskuje o kolejne przedłużenie aresztu, Zbigniew W. wyjdzie z więzienia. Potem na pierwszej zwołanej sesji rady gminy złoży ślubowanie i obejmie urząd wójta. Bo do tego dnia żaden prawomocny wyrok z pewnością nie zapadnie. A jak zauważył dr Stefan Płażek, chociaż ustawy o służbie cywilnej i o pracownikach samorządowych zawierają wymóg, by urzędnicy „cieszyli się nieposzlakowaną opinią”, to tylko w tej pierwszej znajduje się zapis, że jeśli urzędnik ten warunek przestanie spełniać, powinien stracić pracę. Co do urzędników samorządowych takich wskazań brak.
Chodziły po Daszynie słuchy, że póki dwie osoby nie złożą wniosku o dopłatę na tę samą działkę jednocześnie, wyłapać oszustwo jest trudno. Plotkowano, że w wyszukiwaniu takich działek pomagali urzędnicy z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, co przemawia za grupą zorganizowaną. Ale kto by tam słuchał plotek