Dlaczego prokuratura, gdy już zareagowała, stawia zarzut, który będzie jej bardzo trudno obronić?
Dziennik Gazeta Prawna
Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości: – W Polsce nie może rozwijać się szarlataneria medyczna. Analizujemy w ministerstwie tę sprawę i jeśli okaże się, że brakuje podstaw do skutecznego ścigania ludzi wciskających kit ciężko chorym, zostaną podjęte prace nad nowelizacją przepisów.
Mariusz Bidziński, wspólnik w kancelarii Chmaj i Wspólnicy: – Nie ma potrzeby zmieniania przepisów, trzeba zacząć stosować te istniejące.
Jakub Kosikowski, lekarz: – Krew mnie zalewa, gdy widzę, że ludzie odstępują od konwencjonalnych, działających terapii, by przerzucić się na wymysły Jerzego Zięby. Ale też trzeba być szczerym i przyznać, że niektórzy z lekarzy pomogli mu rozwinąć biznes. Wypowiadają się niezgodnie z obecną wiedzą naukową, a Zięba to błyskawicznie wykorzystuje.
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej: – Sytuacja z Ziębą przypomina nowotwór. Gdy był mały, należało go wyciąć. Ale pozwolono mu urosnąć i teraz o skuteczne cięcie o wiele trudniej. To nie Zięba jest silny, to państwo jest słabe.
Maria Libura, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego: – Pokazowy proces pana Zięby niewiele zmieni, bo pomija podstawowy problem, czyli to, dlaczego jest tak duży popyt na tego typu oferty.

To żaden mały przedsiębiorca

O Jerzym Ziębie napisano wiele. Jedni twierdzą, że to cudotwórca, który „leczy raka skuteczniej niż najwybitniejsi lekarze”. Inni, że to oszust, który naciąga ludzi na bardzo drogie suplementy diety. Na pewno Jerzy Zięba to skuteczny przedsiębiorca. W 2017 r. jedna z jego spółek wypracowała zysk netto w wysokości niemal 23 mln zł.
W ostatnich tygodniach działalności Jerzego Zięby postanowiła przyjrzeć się prokuratura – postanowiono mu zarzut sprzedaży produktów leczniczych bez zezwolenia. To efekt ekspertyzy wykonanej przez fachowców z Narodowego Instytutu Leków. Sam Zięba odpiera, że nie sprzedaje leków, lecz suplementy diety. I wiele wskazuje na to, że ma rację.
– Niepowodzenie prokuratury będzie miało fatalne skutki. Zięba będzie mógł przekonywać, że aparat państwa się na niego uwziął, jednak prawda zwyciężyła. Wówczas walka z jego działalnością stanie się ekstremalnie trudna – wskazuje prof. Mariusz Bidziński. I dodaje, że to, czego obecnie najmniej nam potrzeba, to by właściciel m.in. internetowego sklepu reklamującego się hasłem „Ukryte terapie. Czego ci lekarz nie powie” zaczął kreować się na męczennika. Sam Zięba zresztą już przyjął taką taktykę. W opublikowanych w serwisie YouTube filmach, które obejrzało już grubo ponad 200 tys. osób, mówi o sobie jak o małym przedsiębiorcy, który jest represjonowany przez państwo. Niemal wykrzykuje do kamery, że urzędnicy powinni być dla obywatela, a nie obywatele dla urzędników. – Niech Zięba nie miesza do swoich uczynków wolności gospodarczej, niech tyle nie mówi o małej przedsiębiorczości. Nie przesądzając sprawy, niemal wszyscy przekręciarze tłumaczyli, że są małymi przedsiębiorcami, których nęka państwo – przypomina Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Wystąpienie Zięby jest zresztą w wielu momentach bliźniaczo podobne do słów wypowiedzianych niemal dekadę temu przez Marcina P., twórcę Amber Gold. Gdy Komisja Nadzoru Finansowego wpisała jego biznes na listę ostrzeżeń publicznych, P. utyskiwał na traktowanie przedsiębiorców przez urzędników i zapowiadał pozwy. Zięba też chce pozywać. Ma zacząć od ekspertek, na podstawie których opinii prokuratura zdecydowała się postawić mu zarzuty.
Działalność Jerzego Zięby w wielu innych aspektach można porównać do piramidy finansowej. Po pierwsze, bazuje on na ludzkim zaufaniu. Czego by o nim nie mówić, kilkadziesiąt tysięcy osób zawierzyło mu na tyle, że kupuje sprzedawane przez niego produkty, a kilkaset tysięcy chłonie głoszone przez niego teorie.
Po drugie, jego działalność jest odpowiedzią na brak zaufania do tego, co państwowe. Osoby wkładające pieniądze w piramidy finansowe także to podkreślają – często mówią, że „jedyna piramida to ZUS” albo nie wierzą, iż można legalnie się dorobić. Zwolennicy Zięby mówią z kolei, że państwowa opieka zdrowotna to zło. Część stawia go w opozycji do obsługi w przychodni czy szpitalu. Jerzy Zięba wypada w takim porównaniu korzystnie. Spokojnie, przez kilkadziesiąt minut, objaśnia w filmach udostępnianych w mediach społecznościowych swoje poglądy. Robi to zawsze z uśmiechem na twarzy, elegancko ubrany. Z takiego starcia lekarze, którzy wiecznie nie mają czasu, nie mogą wyjść zwycięsko. Nawet jeśli merytorycznie to oni mają rację.
Po trzecie, Zięba, tak jak twórcy piramid, stawia przed ludźmi cele i potrafi przekonać, że właśnie tego potrzebują. Odpowiada na ich potrzeby. Bo nawet jeśli czujemy się zdrowi, czy nie chcielibyśmy być zdrowi dłużej?
Po czwarte, Jerzy Zięba bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy niedoskonałymi przepisami prawa. Bazuje na tym, że jego klienci wierzą mu, zatem formalnie nie ma osób, którym by zależało na sądowej walce z nim. Z piramidami finansowymi jest tak samo. Ludzie, którzy włożą w nie swoje pieniądze, choćby ewidentne już było, że to oszustwo, nadal wierzą, że zostaną milionerami. Mało kto potrafi sam przed sobą się przyznać, że został oszukany.

Wykałaczka na zawał

Jak to się stało, że działający od lat Jerzy Zięba rozwinął biznes do tak wielkich rozmiarów, skoro przytłaczająca większość ekspertów uważa, że jego działalność jest szkodliwa? Dlaczego prokuratura, gdy już zareagowała, stawia zarzut, który będzie bardzo trudno obronić? I wreszcie – co można zrobić, by walczyć z pseudoekspertami robiącymi biznes na szukających ratunku oraz naiwnych ludziach?
– Z mojej strony jest pełne uznanie dla prokuratury za ofensywne działania i poszukiwanie skutecznych narzędzi reakcji w takich sprawach – mówi prof. Marcin Warchoł. I dodaje, że resort sprawiedliwości przyjrzy się temu, czy nie poprawić przepisów, by ściganie cudotwórców było łatwiejsze. – Chcę, by nasz przekaz wybrzmiał dobitnie: jeśli ktoś sprawia, że ludzie przerywają leczenie i przerzucają się na drogie gusła, powinien podlegać karze. I jeśli odpowiednich regulacji nie ma, to będą. Zapewniam – przekonuje wiceminister sprawiedliwości.
I przypomina, że podobnie sytuacja wyglądała z dopalaczami. Ich sprzedawcy też mówili, że przecież nie robią nic nielegalnego. – Tłumaczyli, że mieszają legalnie dostępne składniki. A że powstawała substancja groźna dla ludzkiego życia? „Prawo nie zabrania” – słyszeliśmy. To zrobiliśmy tak, że prawo zabrania, a rynek dopalaczy ogromie się skurczył. I nic mnie nie obchodzi gadka o wolności gospodarczej, gdy w grę wchodzi ludzkie życie – zaznacza Warchoł.
A czy w ogóle wchodzi? Zdaniem lekarza Jakuba Kosikowskiego – jak najbardziej. Pół biedy, gdy z „ukrytych terapii” Jerzego Zięby korzystają ludzie podążający za nowymi modami, wierzący, że po zażyciu zmiksowanej trawy albo witaminy C w końskiej dawce poczują się lepiej. Nie ma też tragedii, gdy zakupów u Zięby dokonają terminalnie chorzy. Największy kłopot jest z tymi, których można wyleczyć, a którzy odwracają się od konwencjonalnej medycyny. – Znam wiele przypadków, gdy u ludzi wykrywany jest nieduży nowotwór, z którym spokojnie można sobie poradzić. A ludzie ci przestają się u nas pojawiać, bo zaczynają pić ziółka, jeść trawę i pić sok z buraka. Część wraca w stanie o wiele gorszym, często gdy już jest za późno – wskazuje Kosikowski.
Mariusz Bidziński zaś spostrzega, że właśnie takie tragiczne historie mogłyby być podstawą do skutecznego ścigania Jerzego Zięby już teraz. – Prokurator powinien znaleźć kilka przypadków, gdy ludzie przerywali konwencjonalne leczenie na rzecz terapii Zięby. Należałoby wykazać, że stan pacjentów znacznie się z tego powodu pogorszył, co nie powinno być trudne. A to już prosta droga do osądzenia cudotwórcy – wyjaśnia prawnik.
To, że są przepisy w kodeksie karnym, które można by zastosować w przypadkach medycznej szarlatanerii, potwierdza również dr Mikołaj Małecki, karnista z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga Dogmaty Karnisty. – Na pierwszy plan wysuwa się kwestia wprowadzania w błąd co do właściwości sprzedawanego towaru, po to by skłonić inną osobę do jego zakupu. Jest to oszustwo z art. 286 kodeksu karnego – tłumaczy. Jednak zaznacza, że problematyczne mogą być dwa aspekty. Po pierwsze, jeśli sprzedający wierzy we właściwości oferowanych substancji, trudno mówić o wprowadzeniu w błąd. A więc nie ma przestępstwa. – Inna kwestia to oczywista możliwość rozpoznania, że jednak mamy do czynienia z oszustwem – wówczas też trudno mówić o realnym wprowadzaniu kogoś w błąd – wyjaśnia Małecki. Mówiąc jaśniej – jeśli czyjaś zachęta jest tak kuriozalna, że aż niemożliwe, by ktokolwiek uznał ją za realną, wtedy o odpowiedzialności karnej nie ma mowy.
Druga możliwość działania, w skrajnych przypadkach, to zarzut przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Szczególnie gdy z oferowaniem danego produktu wiązałaby się zachęta, by stosować go zamiast konwencjonalnego leczenia. Możemy wtedy mówić – tłumaczy Małecki – o sprowadzaniu zagrożenia dla zdrowia człowieka, a nawet karalnym powodowaniu uszczerbku na zdrowiu. – Granicą jest, podobnie jak przy oszustwie, oczywista możliwość rozpoznania, że mamy do czynienia z szarlatanerią. Na przykład jeśli ktoś poleciłby nam, byśmy zamiast zażywania lekarstw przepisanych przez lekarza wypijali w samo południe, stojąc na jednej nodze, dwie szklanki zimnej wody z kranu – wskazuje prawnik z UJ.
Jerzy Zięba tak nie działa. Jest znacznie sprawniejszy retorycznie. Nie zniechęca do korzystania z konwencjonalnych metod leczenia, mówi jedynie o tym, że często są nieskuteczne. Kontrowersyjne tezy z kolei często podpiera lekarskim autorytetem. – Gdy opowiada bajki o lewoskrętnej witaminie C, cytuje szanowanego lekarza, który w programie śniadaniowym naopowiadał bzdur w nieswojej dziedzinie. Gdy mówi o leczeniu sepsy, wynajduje niepotwierdzone badania, które nie dają jeszcze podstaw do żadnych wniosków, a tym bardziej terapii. Albo po prostu wymyśla przypadki – opowiada Jakub Kosikowski. Mimo to jego zdaniem skuteczną metodą walki z Jerzym Ziębą mogłoby być sięgnięcie przez śledczych do przepisów karnych z ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Za rozpoznawanie chorób oraz ich leczenie bez uprawnień w celach zarobkowych grozi nawet roczna odsiadka. – Na kanale YouTube Jerzego Zięby aż roi się od porad medycznych. Jego ostatnia kretyńska akcja z leczeniem zawału wykałaczką jest najlepszym tego przykładem – podkreśla Kosikowski.

Za człowieka ukarać firmę

– Pokazowy proces Jerzego Zięby to rozwiązanie najprostsze, ale nie będzie skuteczne – mówi Maria Libura. Nie dotyka bowiem podstawowego problemu – skąd bierze się popyt na tego typu ofertę i dlaczego jest on tak duży. Jej zdaniem nisza w postaci biznesu robionego na medycynie alternatywnej jest na tyle intratna, że na miejsce Jerzego Zięby pojawi się trzech innych rezolutnych uzdrawiaczy, być może jeszcze skuteczniej wabiących wizją prostych recept na wszelkie choroby. – Zgadzamy się co do tego, że działalność Jerzego Zięby jest szkodliwa, ale skoro najtęższe głowy przyznają, że szukanie podstaw do jego ukarania jest prawniczą ekwilibrystyką, może należy najpierw zastanowić się jak dostosować przepisy, a dopiero potem je egzekwować – pyta retorycznie ekspertka Klubu Jagiellońskiego. To jednak nie będzie wcale proste, co pokazują przykłady z innych krajów. W większości państw istnieje problem medycznej szarlatanerii. Dlatego zdaniem Marii Libury należy się skupić na ograniczaniu największych szkód, np. zniechęcania chorych do skutecznych terapii onkologicznych.
Marek Tomków twierdzi jednak, że ukaranie Jerzego Zięby mogłoby sytuację choć częściowo uzdrowić. – Nie ma nic gorszego niż bezkarność. Świadomość, że za popełnione czyny nie poniesie się odpowiedzialności, rozzuchwala. Jest na to wiele dowodów: proceder nielegalnego wywozu leków urósł u nas do astronomicznych rozmiarów, jego skala sięgała 2 mld zł rocznie, bo w zasadzie nic za to nie groziło. A gdy aparat państwa zaczął wysyłać sygnały, że nie ma przyzwolenia na odwrócony łańcuch dystrybucji, sytuacja się trochę uspokoiła – przekonuje wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Marcin Warchoł z kolei podkreśla, że najważniejsze jest to, by nielegalny czyn został odpowiednio wyceniony. Może nie należy za szarlatanerię medyczną wsadzać do więzienia, m.in. by nie tworzyć z cudotwórców męczenników. Może wystarczy surowo karać finansowo, tak by tego typu biznes się nie opłacał. Ministerstwo Sprawiedliwości opracowało niedawno projekt ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych (musi go jeszcze przyjąć parlament). Przewiduje on, że za czyny zabronione osób fizycznych odpowiadać będzie mogła osoba prawna. A tłumacząc inaczej: jeśli właściciel firmy lub jej pracownik zrobi coś, za co może zostać ukarany, a firma na jego czynie skorzysta – ukarać będzie można również przedsiębiorstwo. Kary sięgać mają nawet 30 mln zł. To jednak pieśń przyszłości i przepisy, które Jerzego Zięby już, przynajmniej za dotychczasowe działania, nie obejmą.
– Popyt na alternatywną medycynę jest także wynikiem niedostatecznej informacji i edukacji o zdrowiu, które karmią sceptycyzm wobec medycyny. Skupmy się na tym, jak skutecznie dotrzeć z rzetelną wiedzą do pacjentów, a powstrzymać zalew informacji wprowadzających w błąd – przekonuje Maria Libura. A jak? Jej zdaniem przede wszystkim trzeba zacząć od tego, by tłumaczyć pacjentom, czym się różni lek od suplementu diety oraz dlaczego tymi ostatnimi nie wyleczymy np. nowotworu. Rozmawiać muszą lekarze, do których pacjenci przychodzą, ale potrzebne są też działania szeroko pojętej administracji publicznej. Od dawna przecież trwają prace nad ustawą regulującą rynek suplementów diety, ale wszystko wskazuje na to, że nie skończą się w obecnej kadencji parlamentu. – Elementem sprawnie funkcjonującego systemu jest stworzenie opartej na zaufaniu relacji pomiędzy lekarzem a pacjentem. Ale jak do tego doprowadzić, gdy u nas często nie ma ciągłości opieki, chorego przyjmuje na zmianę pięciu różnych lekarzy, bo pacjent szuka miejsca, gdzie zostanie szybciej przyjęty? – zastanawia się Libura. I dodaje, że skoro jako racjonalnie myślący ludzie mówimy o tym, że nie ma drogi na skróty w leczeniu, nie powinniśmy się też łudzić, że uda się ją znaleźć w przypadku rozwoju alternatywnej medycyny. Ostatecznie receptą powinna być poprawa działania systemu medycyny konwencjonalnej, a nie spektakularna, ale jedynie punktowa reakcja na szarlatanerię.
Niepowodzenie prokuratury będzie miało fatalne skutki. Zięba będzie mógł przekonywać, że aparat państwa się na niego uwziął, jednak prawda zwyciężyła. Wówczas walka z jego działalnością stanie się ekstremalnie trudna – wskazuje prof. Mariusz Bidziński