W pierwszej księdze polskiego kodeksu cywilnego ustawodawca dokonał rozróżnienia podmiotów prawa na osoby fizyczne i prawne. Dlaczego za te pierwsze uchodzą tylko ludzie?
Odnośnie do osób fizycznych w k.c. napisano: „Każdy człowiek od urodzenia ma zdolność prawną”. Mamy prawo z tego wnosić, że osobą fizyczną może być jedynie człowiek. Nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale natchniony zwyczajami panującymi w warszawskich korporacjach kwestionuję zasadność tego rozwiązania. Najwyższy czas rozszerzyć zakres podmiotowości prawnej i objąć nim również zwierzęta i przedmioty nieożywione.
Zwierzęta jak ludzie
Faworyzowaniu ludzi na gruncie prawnym można zarzucić niekonsekwencję. Świadome bądź podświadome antropomorfizowanie różnych obiektów jest stare jak ludzkość. Na przestrzeni wieków różnie pojmowaną osobowość odkrywano przecież nie tylko w człowieku. Kogo nudzi historia, niech się rozejrzy wokoło. W naszym kraju wciąż zdarzają się gospodarze, którzy w wigilijną noc udają się do obór, by tam przełamać się opłatkiem ze zwierzętami. Ba, wciąż znajdą się zapewne tacy, którzy gotowi są przysiąc, iż zwierzaki ten jeden raz w roku w istocie przemawiają do nich ludzkim głosem!
Święty Franciszek z Asyżu nie był jedynym, któremu udawało się toczyć długie dialogi ze stworzeniami pieszczotliwie zwanymi „braćmi mniejszymi”. Po dziś dzień wielu kociarzy (i kociar) doskonale wyczuwa nastroje swoich pupili, rozumie ich, a także (najczęściej na szczęście jedynie w wymiarze moralnym) przypisuje im odpowiedzialność za podjęte działania i zaniechania. Koty bywają więc nagradzane i karane. Podobnie jest z psami (proszę o wybaczenie, ale szczupłość miejsca zmusza mnie do skupienia się jedynie na tych dwóch gatunkach). O więzi, jaka łączy z nimi rodzaj ludzki, napisano setki książek. Psy są zwykle wierne, czujne, uczciwe oraz towarzyskie. Bywają jednak również oschłe, nieufne, agresywne i antypatyczne. Ich zachowanie determinuje nasz stosunek do nich. Liczba ludzi przedkładających towarzystwo zwierząt nad kompanię przedstawicieli własnego gatunku idzie w tysiące, jeśli nie w miliony.
Skala zjawiska upoważnia do zadania prostego pytania: skoro zwierzęta ponoszą konsekwencje własnych działań i niejednokrotnie oceniamy ich postępowanie, stosując kryteria czysto ludzkie, dlaczego na gruncie prawa jedynie człowiek zasłużył sobie na zaszczytne miano osoby fizycznej? Dlaczego nie możemy np. poczynić na rzecz naszego pupila darowizny bądź uczynić jedynym dziedzicem w testamencie?
Kochamy rzeczy
Antropomorfizujemy również przedmioty. Angielski historyk sztuki, awanturnik i obieżyświat Bruce Chatwin (1940–1989), trafnie zauważył, że ci z nas, którzy z różnych powodów nie potrafią zbudować trwałej relacji z innymi ludźmi, często lokują uczucia w rzeczach. Jest to popularna przypadłość zwłaszcza u wszelkiej maści kolekcjonerów. Chatwin zaobserwował, że zbieracze obrazów powszechnie wieszają najcenniejsze płótna nad łóżkiem. Przyczyna jest prosta: chcą mieć je blisko, kiedy zasypiają i kiedy się budzą. W sensie symbolicznym podnoszą więc obraz czy grafikę do rangi... współmałżonka. To nie wszystko! Ponieważ natura ludzka jest niezmienna, zdarza się, i to często, że nawet przedmiotom człowiek nie jest w stanie... dochować wierności. Szczęśliwy posiadacz sygnowanej grafiki Leona Wyczółkowskiego bez wahania zamieni ją na płótno Picassa przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Mniej dewastujące psychikę zachowania polegają na konwencjonalnym nadawaniu przedmiotom imion. Miecz legendarnego króla Artura nazywał się Excalibur. Czołg, którym podczas kampanii włoskiej dowodził żołnierz II korpusu polskiego Bohdan Tymieniecki, miał na imię Lilly. Czułości, jakich nie szczędzą kierowcy ukochanym samochodom, nie wypada opisywać – to zbyt osobiste. Oczywiście auta zwykle noszą żeńskie imiona.
Imiona miewają również konkretne drzewa, krzewy i kwiaty. Bliska mi osoba opowiadała o swoich przedszkolnych doświadczeniach. Otóż przedszkolanka wyprowadziła raz całą grupę do lasu, po czym każde dziecko miało wsłuchać się w szum wierzb, podjąć z nimi rozmowę, a następnie zreferować ją zaintrygowanej pani. Choć ona sama (moja znajoma) niewiele wyniosła z tego spotkania, wśród innych dzieci znalazły się takie, z którymi wierzbowe zalecenia pozostały na lata.
Powtórzmy pytanie: dlaczego nie można rozciągnąć pojęcia osoby bliskiej na najcenniejszy obiekt z posiadanej kolekcji? Czy to sprawiedliwe, że obiekty, dzięki którym osiągamy stany, jakich nigdy nie przysporzyło nam towarzystwo drugiego człowieka, są na gruncie prawa w tak ostentacyjny sposób dyskryminowane?
W garniturach i bez
W starym amerykańskim dowcipie pojawia się postać dziekana wydziału medycznego jednego z uniwersytetów, który ogłasza, że postanowił zastąpić szczury wykorzystywane w medycznych eksperymentach pracownikami korporacji. Jego argumentacja jest prosta: „korposzczurów jest więcej, studenci się do nich nie przywiązują, a poza tym istnieją rzeczy, których nawet szczury nie zrobią”.
Media obiegła niedawno wiadomość o filmie nakręconym w jednej z warszawskich korporacji, na którym młoda kobieta defiluje całkiem naga przed rozbawionymi kolegami i koleżankami z pracy. Zrobiła to, jak głosi communis opinio, dobrowolnie i za późniejszym wynagrodzeniem w wysokości 10 tys. zł. Wydaje mi się, że osiągnęliśmy moment, w którym można podjąć merytoryczną dyskusję na temat redefinicji osoby w kodeksie cywilnym. Film jest tu najmniej ważny. To jedynie pretekst do podjęcia szerszej dyskusji. Każdy, kto miał okazję zetknąć się chociaż pobieżnie z warszawską subkulturą korporacyjną, z pewnością zgodzi się, że rozciągnięcie praw podmiotowych na zwierzęta i przedmioty nieożywione wcale nie jest takim złym pomysłem.
Szklanka do połowy pusta czy do połowy pełna? Mając wciąż w pamięci żenujący spektakl, jaki zafundowali widzom „młodzi i piękni z wielkich miast”, mógłbym ze swadą napisać o zbydlęceniu i uprzedmiotowieniu człowieka. To przecież standard wielu warszawskich korporacji – również tych prawniczych. Przyjąłem jednak inną optykę. Zróbmy nareszcie coś dobrego dla ukochanych zwierząt i ulubionych przedmiotów! Trudno wymarzyć sobie lepszy moment dla próby dokonania radykalnych zmian na gruncie naszego prawa. Miano człowieka już nie brzmi dumnie. Widok zadowolonej z siebie roznegliżowanej panienki oraz dopingującej ją czeredy małpiszonów w garniturach niczym kwas solny rozpuszcza wszelkie argumenty przeciwne wynikające z prawa rzymskiego, religii czy filozofii.
Najwyższy czas rozszerzyć zakres podmiotowości prawnej i objąć nim również zwierzęta i przedmioty nieożywione. Widok zadowolonej z siebie roznegliżowanej panienki oraz dopingującej ją czeredy małpiszonów w garniturach niczym kwas solny rozpuszcza wszelkie argumenty przeciwne wynikające z prawa rzymskiego, religii czy filozofii