"To nie jest żadne nałożenie kagańca; chodzi o przypomnienie zasad prawa i zapewnienie mediom dostępu do informacji ze śledztwa zgodnie z prawem" - powiedziała w czwartek PAP rzeczniczka prokuratora generalnego Katarzyna Szeska. Podkreśliła, że zasady obowiązujące w tej kwestii nigdy się nie zmieniły, "zdarzało się zaś, że nie były one przestrzegane", czego wynikiem były np. doniesienia do prokuratury o łamanie prawa.
Szeska potwierdziła, że 9 lipca prokurator krajowy Edward Zalewski rozesłał prokuratorom apelacyjnym i szefów policji, CBA i ABW list w tej sprawie. Zdaniem czwartkowego "Dziennika", list ma oznaczać, że Zalewski "próbuje wprowadzić cenzurę". Szeska zaprzecza i przypomina, że zgodnie z Kodeksem postępowania karnego to prokurator - jako gospodarz śledztwa - wyraża zgodę na rozpowszechanianie informacji z czynności procesowych, takich jak zatrzymanie, przeszukanie, przesłuchanie. "To on decyduje, co można ujawnić bez szkody dla postępowania" - podkreśliła.
"List dotyczy szczególnych przypadków, gdy w mediach pojawiają się, bez zgody prokuratora lub z przekroczeniem zakresu takiej zgody, ujawniane przez organa ścigania informacje lub materiały filmowe z czynności procesowych" - powiedziała Szeska.
SA odrzucił argumenty pozwanych, że dziennikarz mógł podać pełne dane K., bo były one już wcześniej ujawniane w mediach
Ponadto rzeczniczka przypomniała, że zgodnie z obowiązującym Prawem prasowym, na ujawnienie w mediach wizerunku lub danych osobowych osoby podejrzanej musi się zgodzić ona sama. "Było z tym różnie; niektóre konsekwencje tego do dziś są badane np. przez komisje śledcze. Przez zbyt pospieszne ujawnianie może dojść np. do stygmatyzacji osoby podejrzanej, a w prawie obowiązuje domniemanie niewinności osoby podejrzanej" - podkreśliła Szeska.
PAP opisywała w lutym br. wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który potwierdził, że zakaz podawania przez media nazwisk podejrzanych obejmuje także osoby pełniące funkcje publiczne. SA przyznał wtedy prawomocnie Piotrowi K. 25 tys. zł zadośćuczynienia od "Pulsu Biznesu" za bezprawne podanie przez tę gazetę w 2006 r. pełnego nazwiska tego członka zarządu spółki "Cashflow" jako jednego z podejrzanych o działanie na szkodę spółki "Montochem".
SA odrzucił argumenty pozwanych, że dziennikarz mógł podać pełne dane K., bo były one już wcześniej ujawniane w mediach i w prospekcie emisyjnym, oraz że podejrzany był osobą publiczną jako członek władz spółki giełdowej. SA podkreślił, że Prawo prasowe zakazuje mediom podawania danych osobowych podejrzanych niezależnie, czy pełnią one funkcje publiczne. "Podanie nazwiska w kontekście śledztwa powoduje, że dobre imię danej osoby jest naruszone, gdyż jest ona postrzegana piętnująco - podkreślił sąd. - Nie ma podstaw, by dziennikarz sam decydował o uchyleniu zakazu podawania nazwiska, bo prawo do tego ma tylko prokurator i sąd".