Postanowienie Sądu Najwyższego dotyczy sprawy o stwierdzenie nabycia spadku po Antonim G. Mężczyzna zmarł w 2009 r., ale wcześniej sporządził dwa testamenty notarialne: w 2000 r. i 2006 r. W pierwszym powołał do spadku dwoje swoich dzieci: Stanisława G. oraz Halinę J. W drugim odwołał pierwszy testament i jako jedyną spadkobierczynię wskazał córkę.
Mimo to po śmierci Antoniego G. jego syn wystąpił do sądu o stwierdzenie nabycia spadku po ojcu na podstawie pierwszego testamentu. Twierdził, że drugi testament jest nieważny z powodu stanu zdrowia ojca w chwili jego sporządzania. Wówczas bowiem Antoni G., wskutek udaru, jakiego doznał w 2003 r., był częściowo sparaliżowany i nie mówił. Na dodatek cierpiał na zespół otępienny i epilepsję.
Sąd I instancji ustalił jednak, że w czasie sporządzenia testamentu z 2006 r. Antoni G. był w stanie porozumiewać się z otoczeniem za pomocą gestów i ruchów głowy. Sąd ustalił też, że na życzenie ojca córka przygotowała projekt testamentu i przekazała go notariuszowi. Notariusz na tej podstawie spisał testament i odebrał ostatnią wolę Antoniego G. w jego mieszkaniu, odczytując testament i zadając pytania. Na testamencie zamiast podpisu Antoniego G. znalazł się odcisk jego kciuka.
Jeszcze przed spisaniem testamentu córka uzyskała zaświadczenie lekarza psychiatry potwierdzające, że ojciec jest zdolny do świadomego przekazania swej ostatniej woli. Potwierdziły to również zeznania świadków w sądzie: lekarza prowadzącego i lekarza, który wystawił zaświadczenie, a także opinie biegłych: lekarza psychiatry i neurologa. Również notariusz zeznał w sądzie, że pozostawał ze spadkodawcą w logicznym kontakcie za pomocą gestów.
Na tej podstawie sąd I instancji uznał, że Antoni G. w czasie sporządzania testamentu był zdolny do świadomego podejmowania decyzji i wyrażania swej woli. Dlatego uznał drugi testament - ten z 2006 r. - za ważny i stwierdził, że cały spadek po Antonim G. odziedziczyła jego córka. Postanowienie to zaakceptował sąd II instancji.
Syn spadkodawcy wniósł do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną. W postanowieniu z 14 czerwca 2012 r. SN uchylił werdykt sądu II instancji i przekazał mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. Zdecydowało o tym jednak naruszenie przez sądy przepisów proceduralnych.
Sędzia Teresa Bielska-Sobkowicz potwierdziła natomiast, że błędny jest pogląd, iż osoba, która nie jest w stanie mówić ani pisać, nie może sporządzić testamentu. "Nie ma przepisu, który pozbawiłby takie osoby zdolności testowania" - powiedziała sędzia.
Według SN nie można uznać testamentu za nieważny tylko z tego powodu, że został przygotowany na podstawie danych, które podała inna osoba (w tym wypadku córka) niż spadkodawca. To, czy jest to oświadczenie woli spadkodawcy i czy akceptuje on treść testamentu, musi ustalić notariusz, bo jest on osobą zaufania publicznego. "Można to ustalić za pomocą pytań i komunikując się ze spadkodawcą w sposób pozasłowny" - tłumaczyła sędzia.
Natomiast ocena, w jakim stanie znajdował się Antoni G. w chwili sporządzania testamentu, nie należy do notariusza, bo nie jest on specjalistą. To muszą wyjaśnić biegli - podkreślił SN.
Błędy sądów obu instancji polegały na tym, że sądy te pytały biegłych tylko o zdolność Antoniego G. do świadomego podjęcia decyzji. Zupełnie pominęły ocenę zdolności do swobodnego powzięcia decyzji i wyrażenia woli. A właśnie to jest - zgodnie z art. 945 kodeksu cywilnego - drugą przesłanką ważności testamentu. Nie chodzi o groźby czy naciski - tłumaczyła sędzia Bielska-Sobkowicz - ale "o swobodę jako cechę wewnętrzną, o to, czy wola spadkodawcy jest tak silna, że może on swobodnie podjąć decyzję".
Sędzia stwierdziła, że brak w testamencie wyjaśnienia, dlaczego spadkodawca nie złożył podpisu, nie powoduje nieważności testamentu.