Obecnie, uchwalając plan zagospodarowania, burmistrz nie musi uwzględniać uwag właścicieli. Spory mieszkańców z lokalną władzą wydłużają procedurę realizacji inwestycji budowlanych. Ministerstwo chce obowiązkowej mediacji pomiędzy lokalnymi politykami a mieszkańcami.
Właściciele nieruchomości nie mają dziś wpływu na sposób ich zagospodarowania. Nawet jeżeli działka jest budowlana, to wcale nie oznacza, że jej właściciel w przyszłości wybuduje na niej dom. Gmina może bowiem uchwalić miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który całkowicie zmieni przeznaczenie nieruchomości. Co prawda, przy uchwalaniu planu właściciel może zgłaszać uwagi i wnioski, jednak wójt, burmistrz lub prezydent miasta nie musi ich uwzględniać. Przedstawiciel lokalnej władzy nie ma obowiązku uzasadniać właścicielom nieruchomości swojej decyzji.

Lokalna polityka

O tym, jak krzywdzące dla właścicieli nieruchomości mogą być obowiązujące w Polsce procedury planistyczne, przekonali się m.in. mieszkańcy Okrzeszyna z podwarszawskiej gminy Konstancin.
– Z przeprowadzonej przez nas ankiety wynika, że prawie 90 proc. mieszkańców sprzeciwia się zapisom przygotowywanego planu miejscowego. Dla burmistrza nie jest to żaden argument. Bez realnych konsultacji z mieszkańcami przygotowuje plan, który jest niekorzystny dla interesów gminy i właścicieli nieruchomości – mówi Eugeniusz Gieracha z Okrzeszyna.
Mieszkańcy nie chcą zgodzić się na poprowadzenie trasy szybkiego ruchu, tzw. Czerniakowska Bis, przez unikalny ekologicznie obszar nad Wisłą, który ich zdaniem stanowi dziś teren wypoczynkowy dla mieszkańców Warszawy. Proponują oni inny przebieg drogi, ale burmistrz nie chce z nimi rozmawiać. Zdaniem mieszkańców gminy przy uchwalaniu planów decydują najczęściej lokalne interesy i układy, jak np. miejsce zamieszkania przedstawicieli władzy.



Władza absolutna

Problem mieszkańców podwarszawskiej gminy Konstancin nie jest wyjątkowy. Podobne spory pojawiają się na terenie całego kraju.
– Przykład Konstancina doskonale pokazuje cały mechanizm uchwalania w Polsce planów miejscowych. Lokalna społeczność się aktywizuje i chce współpracować z władzą, jednak jest przez tę władzę ignorowana – mówi Grzegorz Buczek, sekretarz Głównej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej.
Dlaczego lokalni politycy mają tak dużą władzę przy decydowaniu o sposobie zagospodarowania nieruchomości? Wszystko przez obowiązujące od 2003 roku przepisy. To właśnie wtedy protesty i zarzuty, jakie przysługiwały mieszkańcom, zastąpiono wnioskami i uwagami do projektów planów i debatą publiczną.
– Problem polega na tym, że sposób rozstrzygania wniosków i uwag jest dosyć arbitralny i zależy od woli burmistrza, prezydenta czy wójta. Większość zgłaszanych przez mieszkańców wniosków i uwag nawet bez żadnego uzasadnienia jest odrzucana – wyjaśnia Grzegorz Buczek.
Realizacja inwestycji
Zastąpienie protestów i zarzutów wnioskami i uwagami miało przyspieszyć uchwalanie planów, a w konsekwencji realizację inwestycji budowlanych. W praktyce stało się odwrotnie. Planów zagospodarowania jak nie było, tak nie ma, a inwestorzy co jakiś czas muszą toczyć spory z protestującymi na placu budowy mieszkańcami.
– Mieszkańcy nie zapoznają się z zapisami planów zagospodarowania przestrzennego i dopiero na etapie powstawania inwestycji składają protesty. To sprawia, że tworzą się konflikty pomiędzy społeczeństwem a władzą, zatrzymywane są także prace budowlane – mówi Jerzy Tokajuk wieloletni naczelnik Wydziału Planowania i Zagospodarowania Przestrzennego w Białymstoku.



Propozycje zmian

Problemy właścicieli nieruchomości dostrzegło Ministerstwo Infrastruktury. Przygotowało ono nowelizację ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, która daje mieszkańcom większy wpływ na zapisy planu miejscowego. Jest szansa, że jeszcze w tym roku zmiany trafią do Sejmu. Już w poniedziałek projekt będzie omawiany na posiedzeniu zespołu Komisji Infrastruktury.
Zgodnie ze zmianami, jeżeli do projektu planu zagospodarowania wpłynie choćby jedna uwaga lub wniosek, to konieczne będzie przeprowadzenie postępowania mediacyjnego pomiędzy lokalną władzą a mieszkańcami.
– Mediator będzie wywodził się spośród członków samorządowego kolegium odwoławczego. Wyznaczał go będzie prezes SKO – mówi Olgierd Dziekoński, wiceminister infrastruktury.
W toku postępowania mediator będzie musiał przeprowadzić oględziny terenu, zapoznać się z uwagami mieszkańców oraz wytłumaczyć im, dlaczego przeprowadzenie określonych inwestycji jest konieczne. Całe postępowanie będzie się kończyło sporządzeniem protokołu i przekazaniem go lokalnym politykom. Ma to ograniczyć protesty i konflikty społeczeństwa z władzą.
– Rozwiązanie to pochodzi z Francji, gdzie funkcjonuje tzw. komisarz ankiet. Na etapie uchwalania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego komisarz rozmawia z mieszkańcami i zbiera ich opinie na temat planu. Potem sporządza raport i pokazuje przedstawicielom lokalnej władzy – mówi architekt Wojciech Chrabelski, który przez wiele lat pełnił we Francji funkcję komisarza ankiet.
Zwolennicy nowych rozwiązań uważają, że dzięki nim właściciele nieruchomości uzyskają realny wpływ na sposób zagospodarowania ich działek w przyszłości.
– Kierunek tych zmian jest zgodny z trendami obowiązującymi w krajach Unii Europejskiej, jak np. Wielka Brytania czy Francja, gdzie udział lokalnej społeczności w uchwalaniu planów jest znaczny – wyjaśnia Grzegorz Buczek.
2,5 tys. zł szacunkowy koszt uchwalenia planu dla jednego hektara działki