Przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej odbyło się wczoraj wysłuchanie w precedensowej sprawie (C-131/12), która ma przesądzić, czy można domagać się od największej na świecie wyszukiwarki prawa do bycia zapomnianym. Stara się o to pewien Hiszpan, któremu nie podoba się, że po wpisaniu w Google jego nazwiska pojawia się odesłanie do strony internetowej gazety z ogłoszeniem o licytacji jego nieruchomości.
Hiszpański odpowiednik generalnego inspektora ochrony danych osobowych uznał, że mężczyzna nie ma prawa domagać się usunięcia tych danych ze stron gazety, gdyż publikacja była prawnie uzasadniona. Przyznał jednak mu rację, że na jego żądanie powinien zareagować Google Spain i usunąć jego dane osobowe z wyników wyszukiwania.
Sprawa trafiła do sądu, a ten postanowił poprosić o opinię unijny trybunał. Chociaż zadał aż dziewięć pytań prejudycjalnych, to ostatecznie sprowadzają się one do jednego – czy można domagać się od wyszukiwarki prawa do bycia zapomnianym. Konkretnie zaś tego, by po wpisaniu naszego imienia i nazwiska nie wyskakiwały linki do stron, z którymi nie chcemy być wiązani.

Wyrok odpowie, czy każdy może żądać usuwania niewygodnych dla siebie informacji

Francisco Enrique Gonzalez-Diaz, prawnik Google Spain, przekonywał na wczorajszej rozprawie, że wyszukiwarka pełni jedynie funkcję pośrednika, a sama nie sprawuje kontroli nad tym, jakie linki pojawiają się po wpisaniu odpowiedniej frazy. Zamiar zmuszenia firmy do usuwania treści określił nawet jako próbę cenzury.
Trybunał odroczył rozstrzygnięcie sporu. Wyrok będzie bardzo istotny dla Google, gdyż da odpowiedź na pytanie, czy każda osoba może domagać się usuwania niewygodnych dla niej informacji.
„Wierzymy, że odpowiedź na to pytanie brzmi nie. Wyszukiwarki powinny wskazywać informacje, które zostały opublikowane w internecie. W naszej opinii tylko wydawca może podjąć decyzję o usunięciu takich treści. Po wyjęciu ze strony źródłowej zawartość zniknie z indeksu wyszukiwarki” – napisał na swoim blogu William Echikson z Google.
Eksperci zwracają uwagę, że samo przetwarzanie danych osobowych przez wyszukiwarkę jest już przesądzone.
– W sprawie Lindqvist (C-101/2001) trybunał uznał, że proces prowadzący do pokazania użytkownikowi wyników wyszukiwania z wykorzystaniem nazwiska, numeru telefonu itd. ma cechy przetwarzania danych osobowych. Skoro tak, to nie bardzo jest jak bronić tezy, że administrator jest zwolniony z zaprzestania przetwarzania danych, gdy wygasa jego cel – komentuje Piotr Bodył Szymala, radca prawny, wykładowca CEE WSB, dyrektor obsługi prawnej BZ WBK.
– Tyle teoria. W praktyce ze względu na mechanizm zwielokrotniania treści w internecie usuwanie danych osobowych ze stron WWW jest dramatycznie trudne – zaznacza.