Kalifornia kojarzy się raczej z opalenizną i krótkimi spodenkami. Polacy pojechali tam jednak, aby w zamkniętych pomieszczeniach, w garniturach i żakietach, udowodnić, że na arbitrażu znają się najlepiej na świecie. I z tego zadania wywiązali się znakomicie.
Tegoroczny konkurs odbył się w dniach 24-26 października na Pepperdine University (Kalifornia). Drużyna UW, która była reprezentowana przez studentów prawa (Dominikę Jędrzejczyk, Aleksandrę Orzeł, Katarzynę Lubianiec, Marka Szolca i Wojciecha Rzepińskiego), w drodze po zwycięstwo pokonała m.in. drużyny z King's College London, Harvard University, National Law University Jodhpur, Seoul National University, Uniwersytetu Jagiellońskiego i New York University.
Startujące w konkursie drużyny wcieliły się w role zespołu pełnomocników reprezentujących w fikcyjnym sporze inwestycyjnym powoda - inwestora oraz pozwane przed międzynarodowy trybunał arbitrażowy państwo. Podczas pierwszego pisemnego etapu zespoły przygotowywały pisma procesowe dla obu stron sporu. Etap ustny był natomiast symulacją rozprawy przed trybunałem arbitrażowym. Rolę arbitrów pełnili praktycy i profesorowie uczelni z całego świata.
- Udział w konkursie może wydawać się łatwy i przyjemny: parę godzin lotu do Kalifornii, a potem tydzień spędzony na słonecznych plażach Malibu i malowniczo położonym kampusie Pepperdine University. Pierwsze wrażenie bywa jednak mylne. Nasze przygotowania zaczęliśmy znacznie wcześniej, bo już w maju. Wtedy rozpoczęła się pierwsza faza konkursu – tworzenie pism procesowych dla powoda i pozwanego – mówi Katarzyna Lubianiec. Dodaje, że w trakcie przygotowań uczestnicy uczyli się prawa międzynarodowego, poznawali orzecznictwo oraz ćwiczyli umiejętności jasnego i zwięzłego przekazywania myśli, które są szczególnie istotne przy tego typu konkursach.
Potwierdza to jej kolega z zespołu, Wojciech Rzepliński. Jak zauważa, łatwo jest mówić przez 40 minut. Większym wyzwaniem jest czynić to we właściwy sposób.
Marek Szolc z kolei porównuje turniej do mundialu.
- Drużyny dobrano w koszyki, z których wychodziły tylko dwie, by walczyć w fazie pucharowej. Szanse na „wyjście z grupy” ocenialiśmy dość wysoko, ale w takim konkursie nie można być nigdy niczego zbyt pewnym. Stres był początkowo spory. Dopiero po powrocie dowiedzieliśmy się, że wygraliśmy wszystkie „mecze eliminacyjne”. Wydaje mi się, że o naszym sukcesie zadecydowało gruntowne przygotowanie merytoryczne oraz praca zespołowa, z którą wielu innych uczestników miało kłopoty – mówi Szolc.
Jak drużyna zareagowała na wiadomość o tym, że zwyciężyła w całym turnieju?
- Naprawdę nie mogliśmy uwierzyć. Nie spodziewaliśmy się, że zajdziemy aż tak daleko. Przedtem zaplanowaliśmy wiele trudnych do zrealizowania sposobów na świętowanie ewentualnej wygranej. Nagle okazało się, że trzeba je wprowadzić w życie – śmieje się Dominika Jędrzejczyk.
Sukces studentów z Uniwersytetu Warszawskiego byłby niemożliwy bez wsparcia trenerów, którzy przygotowywali ich do zawodów.
- Przygotowuję drużyny UW do udziału w różnych konkursach typu moot-court od kilku lat i praca z najzdolniejszymi studentami prawa jest zawsze bardzo satysfakcjonująca. I w tym roku trenowaliśmy najlepszych z najlepszych, ale to jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Kluczem do niego jest, po pierwsze, intensywna praca nad budowaniem argumentacji prawnej, pismami procesowymi oraz ciągłe doskonalenie wystąpień ustnych, a, po drugie, praca zespołowa, odpowiedni podział zadań i zaangażowanie w znalezienie najlepszego rozwiązania problemu – mówi jedna z trenerek, Monika Diehl, prawniczka w kancelarii Clifford Chance.
Wtóruje jej Natalia Kabacińska z kancelarii Kochański Zięba Rapala i Partnerzy: - Tegoroczny sukces to wynik konsekwencji, kilkuletniej pracy ludzi związanych z drużyną reprezentującą UW. Dobrze obrazuje to nasz przypadek: Marek trenował drużynę, której członkiem była Monika, Monika trenowała mnie, ja sama już drugi rok trenuję kolejną grupę studentów. Ciągłość pozwala coraz bardziej pogłębiać naszą wiedzę i dopracowywać szczegóły, które później decydują o sukcesie – podkreśla.
Wspomniany przez Kabacińską Marek to Marek Neumann, kolejny trener zwycięskiej ekipy, a przy tym radca prawny w kancelarii Allen & Overy oraz doktorant na WPiA UW. Zwraca on uwagę na to, że można już mówić o „warszawskiej szkole symulacji rozpraw”.
- Chociaż wcześniej nie towarzyszyło nam takie zainteresowanie medialne, jakim cieszą się np. konkursy informatyczne, sukcesy w konkursie FDI Moot odnosimy już od 2010 r. – podkreśla Neumann. - Dr Rafał Morek z WPiA UW kilka lat temu powierzył przygotowania do konkursu jego dawnym uczestnikom i ta taktyka się opłaciła – zaznacza.
Dodaje, że sukces byłby niemożliwy bez wsparcia sponsorów. Tego typu zawody bowiem to znaczące koszty, o czym trzeba pamiętać.
Sukces w konkursie umożliwiło wsparcie finansowe i merytoryczne, którego udzieliły kancelarie: Allen & Overy, Baker & McKenzie, Bird & Bird, Clifford Chance, CMS Cameron McKenna, Sąd Arbitrażowy przy Krajowej Izbie Gospodarczej, Fundacja Universitatis Varsoviensis, a także Władze Wydziału Prawa oraz Uniwersytetu Warszawskiego.
Tegoroczna edycja konkursu okazała się pomyślna nie tylko dla ekipy z Uniwersytetu Warszawskiego. Trzecie miejsce zajęła bowiem reprezentacja Uniwersytetu Jagiellońskiego.