Prof. Lech Morawski zostanie sędzią Trybunału Stanu. Choć tego wybitnego prawnika wielu widziałoby raczej w innym trybunale. Konstytucyjnym.
Formalnego wyboru posłowie dokonają dopiero na dzisiejszym posiedzeniu Sejmu, jednak trudno się spodziewać, aby ta kandydatura nie znalazła uznania w oczach parlamentarzystów. Lech Morawski zajmie w tej instytucji miejsce niedawno zmarłego senatora Zbigniewa Romaszewskiego, który był członkiem zgłoszonym przez Prawo i Sprawiedliwość. Inne ugrupowania nie zgłaszały w tej sytuacji kontrkandydatów.
Mariusz Błaszczak, przewodniczący klubu PiS, tłumaczy, że o zgłoszeniu kandydatury prof. Morawskiego zadecydowały nie tylko względy merytoryczne, ale także wzorowy życiorys i postawa. – Jest wybitnym prawnikiem, człowiekiem, który daje gwarancje, że będzie pracował zgodnie z najlepszą swoją wiedzą – mówi Błaszczak.
- Niezwykle doświadczony, o bogatej karierze, a zarazem człowiek o pięknej karcie opozycyjnej. W związku ze swoją działalnością w strukturach „Solidarności”, ma status pokrzywdzonego nadany przez Instytut Pamięci Narodowej – przypomina poseł.
Jest jednym z najwybitniejszych teoretyków prawa. Obecnie kieruje Katedrą Teorii Państwa i Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, swojej Alma Mater, ale odbył też wiele studiów zagranicznych. Był stypendystą Fundacji Humboldta oraz uniwersytetów: w Kilonii i Bochum w Niemczech, Sydney w Australii, Glasgow i Hull w Wielkiej Brytanii, Leuven w Belgii i Lund w Szwecji. Jest autorem ponad 70 publikacji naukowych, także podręczników, takich jak „Wstęp do prawoznawstwa” czy „Zasady wykładni prawa”, czy też ekspertyz dla Biura Analiz Sejmowych. Wychował kilkunastu doktorów i był promotorem setek praw magisterskich.
Obecnie zajmuje się problematyką państwa prawa czy aktywizmu sędziowskiego, choć aż do początku lat 90. parał się wyłącznie filozofią analityczną. – W czasach, kiedy zaczynałem, a więc w drugiej połowie lat 70., nie było możliwe pisanie w autentyczny i wiarygodny sposób o problemach konstytucyjnych czy społecznych. Taka sytuacja dotykała wielu filozofów i teoretyków prawa, którzy żeby się nie kompromitować pisaniem o wyższości demokracji socjalistycznej, zajmowali się głównie filozofią analityczną – wyjaśnia prof. Morawski.
W środowisku naukowym uchodzi za erudytę. – Jest wybitnym specjalistą w może niezbyt popularnej dziedzinie, ale każda jego publikacja jest rozchwytywana z uwagi na bardzo oryginalne podejście i ciekawe spostrzeżenia – mówi prof. Krystyna Pawłowicz, która współpracuje z nim w redakcji kwartalnika „Prawo i Więź”, którego prof. Morawski jest redaktorem naczelnym.
– Jest autorem bardzo cennych, syntetycznych analiz, w których stosuje fantastyczne modelowe opisy, używając jednocześnie barwnego języka – dodaje prawniczka.
Wykłada w sposób niezwykle barwny i emocjonalny, ale w tekstach naukowych jest uporządkowany, co w jego przypadku absolutnie nie oznacza, że nudny.
W latach 70. zdał egzamin sędziowski, jest też wpisany na listę radców prawnych oraz pełni funkcję arbitra Sądu Polubownego przy Komisji Nadzoru Finansowego. Funkcja sędziego Trybunału Stanu jest uhonorowaniem jego dokonań, choć zdaniem prof. Pawłowicz, niewystarczającym. – Z jego autorytetem, wiedzą i zdolnościami powinien zasiadać w Trybunale Konstytucyjnym – stwierdza posłanka, która wcale nie jest w tych sądach odosobniona.
Sam prof. Morawski uważa, że choć TS prawie nigdy nie obraduje, jest bardzo potrzebną instytucją. – Mamy do czynienia z taką dziwną logiką, bo można by sądzić, że im mniej spraw mamy przed TS, tym lepiej świadczy to o stanie państwa – mówi prof. Morawski. – Uważam, że mimo iż jest to instytucja działająca sporadycznie, to jest takim strażnikiem, o którym wszyscy rządzący w tym kraju powinni pamiętać.