Raptem kilka miesięcy temu (w lipcu 2019 r.) stwierdził choćby, że nie można ujawnić nazwisk sędziów popierających kandydatury do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, bo narażałoby to popierających na utratę prywatności.
W obronie potencjalnie wystawionych na lincz sędziów nie przeszkadzał Nowakowi nawet prawomocny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w tej sprawie. Ostatecznie listy zostały ujawnione, ale o szefie UODO większość osób zaczęła myśleć już jak o klasycznym partyjniaku. Zresztą nie bez podstaw, gdyż tuż przed objęciem stanowiska, w kwietniu 2019 r., Nowak był jeszcze czynnym politykiem Prawa i Sprawiedliwości.
Wiele wskazuje na to, że krytykowany za nadmierną troskę o prywatność obywateli Nowak wyciągnął z tamtej sprawy naukę. Gdy kilka dni temu przyszło mu opiniować nową ustawę wyborczą, stworzoną naprędce przez posłów PiS, szef UODO w ramach swych uwag stwierdził, że „nie zgłasza uwag”. Gdy zaś o braku aktywności Nowaka ludzie zaczęli już zapominać, postanowiła przypomnieć o tym Poczta Polska, na którą w tym sezonie politycznym scedowano zadanie przygotowania wyborów prezydenckich. Otóż państwowy operator – aby pomóc w ich przeprowadzeniu – zażądał od wójtów, burmistrzów i prezydentów miast przekazania mu danych osobowych milionów obywateli. W tym numerów PESEL oraz adresów. Dane mają zostać przekazane w plikach TXT, spakowanych, bez hasła. Żądanie sformułowano poprzez wysłanie e-maila w środku nocy.
Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć, że jeśli samorządowcy zrealizują żądania Poczty Polskiej, narazi to Polaków na ryzyko gigantycznego wycieku danych.
„Niezależnie od sympatii politycznych i zgadzania się bądź nie z argumentami obecnego rządu, trzeba mieć świadomość, że jeśli już coś się realizuje, to warto pomyśleć o «bezpieczeństwie» tego czegoś, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi wyciek danych większości obywateli...” – skomentował sprawę branżowy portal Niebezpiecznik.pl.
A jak to skomentował ten, kto stoi na straży prywatności Polaków, czyli Jan Nowak? Do czasu zamknięcia wydania – wcale. Efekt? Gdy RODO wchodziło w życie, wielu twierdziło, że Urząd Ochrony Danych Osobowych będzie najpotężniejszym organem w Polsce. Wystarczyło jednak, by jego szefem został polityk partii rządzącej, a dziś UODO stał się jedynie pośmiewiskiem.