Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE ) nie zgadza się, by smartfony i tablety zostały obłożone opłatą reprograficzną. Z kolei przedstawiciele Organizacji Zbiorowego Zarządzania, w tym ZAiKS, oczekują szybkiej decyzji ministra kultury, która spowoduje, że pieniądze należne z mocy ustawy, będą mogły trafiać do artystów. - To nie jest żadna „opłata za piractwo”, żaden podatek , ani żaden haracz od smartfonów! – prostuje upowszechniane nieścisłości prof. Dorota Sokołowska z UAM w Poznaniu.

Spór dotyczy opłaty od czystych nośników czyli tzw. opłaty reprograficznej. Jest ona formą rekompensaty dla twórców i artystów za dozwolone w ramach użytku osobistego kopiowanie i rozpowszechnianie ich utworów. ZAiKS oraz inne organizacje zarządzania zewnętrznego (OZZ) tłumaczą, że objęcie opłatą reprograficzną tabletów i smartfonów byłoby naturalną konsekwencją szybkiego rozwoju technologicznego i potrzebą nadążania prawa za nimi.

Plan rozszerzenia obecnie obowiązującej listy urządzeń, wywołuje zdecydowany sprzeciw ZIPSEE. Jego przewodniczący, Michał Kanownik uważa, że brak jest powodów, by właśnie te urządzenia znalazły się na liście, a ponadto wprowadzenie projektu w życie, skutkowałoby wzrostem ich cen. Do wsparcia swojej inicjatywy „Nie płacę za pałace”, wymierzonej przeciwko ZAiKS , namówił nawet słynnego fryzjera z Wałbrzycha, który „ogolił ZAiKS” i teraz razem mają walczyć z „haraczem od smartfonów i tabletów” .

- Ignorantia iuris nocet. I faktycznie wielu chyba zaszkodziła. Zwłaszcza tym, którzy do jednego worka wrzucają historię fryzjera z Wałbrzycha i opłatę reprograficzną – uważa dr hab. Dorota Sokołowska z UAM w Poznaniu, gość konferencji „Wielkie koncerny przeciw twórcom”, zorganizowanej przez ZAiKS w Warszawie. Pani Profesor przypomina, że mijaniem się z prawdą jest sugerowanie konsumentom, że jest to „opłata za piractwo” (nie jest, bo nie sankcjonuje nielegalnego pozyskiwania treści, ale dotyczy dozwolonego użytku osobistego) czy nowa forma podatku (nie spełnia żadnej cechy tego instrumentu finansowego, nie zasila skarbu państwa!).

Jak podkreśla prof. Sokołowska, gdyby wszyscy ze zrozumieniem przeczytali podstawowe dla tego tematu art. 20 i 23 ustawy o Prawie autorskim i prawach pokrewnych, nie byłoby tej dyskusji, i nie byłoby manipulowania konsumentami.

Skąd się wzięła opłata reprograficzna

Mówiąc najprościej: jest to forma „godziwej rekompensaty” dla artystów, z tytułu potencjalnej straty, jaką mogliby ponieść z powodu wykorzystania ich utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego, który „obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego” ( Art. 23 pkt 2 PrAut).

System rekompensat dla twórców nie jest polskim rozwiązaniem. Jako pierwsze wprowadziły je w 1965 roku Niemcy. Później dołączały kolejne kraje. W Polsce opłata reprograficzna jest pobierana od 1996 roku i niewielu konsumentów do tej pory zdawało sobie sprawę, że jest wliczona w cenę papieru do kserokopiarek czy kart pamięci, płyt DVD i CD, pendrive’ów, dysków twardych i innych podobnych urządzeń. Obecnie opłata ta funkcjonuje w 23 na 28 krajów europejskich. Wnoszą ją producenci i importerzy sprzętu elektronicznego lub – tak jak w Hiszpanii i Finlandii - pokrywa budżet państwa.

U nas ma źródło w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Art. 20. 1. definiuje wyraźnie jej adresata i jego obowiązki: Producenci i importerzy: magnetofonów, magnetowidów i innych podobnych urządzeń, kserokopiarek, skanerów i innych podobnych urządzeń reprograficznych umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu, czystych nośników służących do utrwalania, w zakresie własnego użytku osobistego, utworów lub przedmiotów praw pokrewnych, przy użyciu urządzeń wymienionych w pkt 1 i 2 – są obowiązani do uiszczania, określonym zgodnie z ust. 5, organizacjom zbiorowego zarządzania, działającym na rzecz twórców, artystów wykonawców, producentów fonogramów i wideogramów oraz wydawców, opłat w wysokości nieprzekraczającej 3% kwoty należnej z tytułu sprzedaży tych urządzeń i nośników.

Katalog urządzeń, które objęte są opłatą, reguluje Rozporządzenie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z 2003 r. To właśnie on jest odpowiedzialny za wprowadzenie na listę nowych kategorii sprzętu, po zasięgnięciu opinii organizacji zbiorowego zarządzania (OZZ) i co ważne „kierując się zdolnością urządzenia i nośnika do zwielokrotniania utworów, jak również ich przeznaczeniem do wykonywania innych funkcji niż zwielokrotnianie utworów”.

Niestety, zdaniem prof. Sokołowskiej, rozporządzenie wykonawcze, to prawny gniot, który doprowadził do takiej sytuacji jak obecna. Na jego nowelizację środowisko artystyczne czeka od lat. Preambuła unijnej dyrektywy w pkt. 35 traktuje o „należytym uwzględnieniu rozwoju technologicznego”, tymczasem w Polsce, tablety i smart fony, które posiadają funkcje służące zwielokrotnieniu treści, na listę wciąż nie trafiły. Są za to magnetowidy i kasety VHS. – Rozporządzenie powinno przedstawiać spis kategorii urządzeń, od których opłata reprograficzna jest pobierana. Zamiast tego zawiera ich wykaz - listę, której nie można łatwo uzupełnić o smartfony i tablety - wyjaśnia prof. Sokołowska.

„Wielkie koncerny przeciw twórcom”

Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego ZIPSEE, który stoi za akcją „Nie płacę za pałace”, reprezentuje firmy takie jak: Samsung, LG, Nokia, Panasonic, Sony, Xerox, Panasonic, Canon, Konica Minolta, Sharp, ABC Data i wiele innych zainteresowanych osiąganiem zysków. To właśnie ZIPSEE prowadzi kampanię na rzecz nieumieszczenia na liście ministerialnej tabletów i smartfonów. Nietrudno przewidzieć, że gdy dojdzie do skutku rozszerzenie listy urządzeń, od których wnoszona jest opłata reprograficzna, ich dochody mogą zmaleć, ale – o czym często zapominamy - zyskaliby na tym twórcy.

W walce o utrzymanie status quo doszło nawet do niecodziennego sojuszu biznesu z konsumentami, a wiceprezes Federacji Konsumentów Aleksandra Frączek na konferencji zorganizowanej przez ZIPSEE zadeklarowała: „Opłata reprograficzna pobierana jest od różnego rodzaju przedsiębiorców: producentów i importerów sprzętu, zakładów fryzjerskich, hoteli itp., jednak na koniec tę opłatę zawsze poniesie konsument. Rzadko się zdarza, że interesy konsumentów i przedsiębiorców są zbieżne, jednak w tej sytuacji tak jest” (dla porządku warto odnotować, że opłata pobierana od zakładów fryzjerskich i hoteli nie jest tożsama z opłatą reprograficzną).

„Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeżeli w grę wchodzą koncerny, to nie chodzi o niczyje dobre prawa[…] O nas się kompletnie nie myśli. Chyba że jak o dojnej krowie, którą można jeszcze wydusić. Mówimy o smartfonach, tabletach , o tych wszystkich urządzeniach które zawojowały świat i wyparły wszystkie inne nośniki. Stąd konieczność zmiany prawa – bo prawo musi nadążać za rzeczywistością” - mówi piosenkarka Maria Sadowska (Wiadomości, nr 9, grudzień 2014 , ZAiKS).

ZIPSEE oczekuje na ekspertyzę: czy smartfon i tablet służą do powielania utworów

Na opłatach od czystych nośników kultura czeska zyskuje rocznie ok. 4 mln euro rocznie, węgierska 12 mln euro, francuska 180 mln euro, niemiecka ok. 200 mln euro, a polska… 1,7 mln euro rocznie.

To zobowiązani prawem importerzy i producenci, wnosząc zapisane w ustawie opłaty (OZZ chcą, by było to 1,5 proc. ceny smartfona i 2 proc. ceny tabletu) rozwiązaliby w znacznym stopniu problem emerytur dla twórców, jak to się dzieje w Europie. Michał Kanownik z ZIPSEE pyta jednak: czy istnieje ekspertyza oceniająca do czego faktycznie służą te urządzenia?

Producenci i importerzy w Europie nie mają z tym pytaniem problemu. I płacą. Dlaczego więc w Polsce te same firmy nie wiedzą, do czego służą urządzenia, które produkują?

Portal gadżetomania.pl we współpracy z Panasonic opublikował tekst „Smartfon – domowe centrum rozrywki”, w którym czytamy: „Dzisiejszy sprzęt mobilny nie jest już prostym następcą dawnych odtwarzaczy muzyki. Smartfony i tablety to prawdziwe centra domowej rozrywki, a zarazem gigantyczne zasoby muzyki – każdy z nas ma obecnie legalny dostęp do zbiorów, o których 15 lat temu nie śnili nawet dziennikarze muzycznych rozgłośni radiowych”.[…] Standardem w naszych mieszkaniach i domach stała się lokalna sieć bezprzewodowa, pozwalająca na komunikowanie się między sobą różnych urządzeń i łatwe dzielenie się ich zasobami. Mamy kolekcję muzycznych plików na laptopie? Żaden problem, w każdej chwili możemy mieć do nich dostęp na naszym tablecie. Wolimy posłuchać muzyki z Sieci? Bez kłopotu zrobimy to za pomocą telefonu czy tabletu”.

Jeszcze jeden przykład do czego m. in. służą smartfony: W ramach premiery nowej płyty U2, za darmo udostępniono ją WSZYSTKIM użytkownikom iTunes na całym świecie. „Z iTunes możesz odtwarzać swoją ulubioną muzykę na dowolnym urządzeniu, którego używasz w danej chwili — telefonie iPhone, iPadzie, iPodzie touch, Macu, pececie albo Apple TV. Dawaj czadu w drodze do pracy. Odpręż się w domu. Przygotuj listy odtwarzania na imprezę. W iTunes możesz wybierać spośród ponad 43 milionów piosenek, więc znajdziesz coś odpowiedniego na każdy nastrój” – reklamuje się apple.com

„Technologia bez treści nie istnieje” pisał w ubiegłym roku na łamach DGP Paweł Nowacki, zwracając uwagę, że bez dobrej treści, dostępnej na komórki, zaawansowany sprzęt nie da przychodu. „Bo klient coraz częściej poza satysfakcją z wysokiej rozdzielczości ekranu, długo działającej baterii czy trwałości tabletu oczekuje wartościowych tekstów, filmów, aplikacji. Technologia bez treści nie istnieje”. Trudno, by producenci tego nie wiedzieli.

Zdanie to podziela prof. Jan Błeszyński, radca prawny, wykładowca na UW, partner w kancelarii Błeszyński i Partnerzy Radcowie Prawni: „Ostra konkurencja między firmami oferującymi taki sprzęt najdobitniej pokazuje, o jak opłacalnym biznesie mówimy. Tyle że producenci, importerzy i dystrybutorzy czerpią zyski z umożliwiania korzystania z dóbr, które zostały wytworzone przez kogo innego. Unormowanie dotyczące opłat jest więc elementem społecznej równowagi (odnosi się oczywiście wyłącznie do dostępu legalnego)” - cały tekst na eDGP.

Trudno nie przyznać racji Michałowi Kanownikowi, gdy zwraca uwagę, że coraz bardziej powszechna jest technologia streamingu, która nie wymaga, a nawet uniemożliwia kopiowanie treści. Jednak badania pokazują, że nadal muzyka, zaraz po zdjęciach, jest najczęściej zapisywaną formą plików w smartfonach, a jej słuchanie to trzecia najczęściej wykorzystywana funkcja telefonów, tuż po rozmowach i smsach oraz robieniu zdjęć (wg badania TNS z lipca 2014, za Wiadomości nr 9, 2014). Także Instytut Badań Rynku i Opinii Publicznej CEM, który analizował zachowania konsumentów, zauważa, że co 5. audiobook i ebook są kopiowane na urządzenia mobilne.

Marek Hojda, kompozytor, zastępca przewodniczącego zarządu ZAiKS, podkreśla, że prawo autorskie dba, by twórcy dostali honorarium za eksploatację ich utworów. - Producenci i importerzy powinni się częścią zysku dzielić, bo korzystają z dzieł twórców. Gdybyśmy nie potrzebowali tych wszystkich funkcji, to byśmy z nich nie korzystali i nie kupowali takiego sprzętu.

Marek Kościkiewicz, muzyk i założyciel zespołu "De Mono" przypomina: - Opłata od czystych nośników wynika z rewolucji technologicznej, bo większość twórczości przeniosła się do sfery cyfrowej. Pobieranie, kopiowanie i nagrywanie danych jest dziś bardzo łatwe i nie ma możliwości monitorowania tego.

Czy będzie drożej? Jeszcze drożej?

Ceny sprzętu elektronicznego w Polsce już należą do najwyższych w Europie. Dla porównania: iPhone 5S 16GB w Polsce kosztuje 711 euro. W Hiszpanii i Niemczech 699 euro, we Francji 709. iPad Air 16GB w Polsce kupimy za 627 euro, w Hiszpanii i Niemczech za 599, we Francji za 609 euro. iPad Air128GB w Polsce kosztuje 916 euro, w Hiszpanii i Niemczech 869, we Francji 885 euro (dane wg: store.apple.com. Przeliczenie na EUR według średniego kursu NBP na dzień 18.07.2014 r).

- Kompletną bzdurą jest wmawianie konsumentom, że tablet będzie droższy o 100 zł – twierdzi Krzysztof Lewandowski, prezes zarządu ZAiKS. - I to w sytuacji, gdy w Europie ceny są niższe, choć tam pobierana jest opłata reprograficzna od tabletów i smartfonów.

Innego zdania jest Michał Kanownik, który w wywiadzie dla AIPP mówił: „Opłata przełoży się wymiernie na cenę finalną, na każdym etapie dystrybucji urządzenie będzie coraz droższe i na półce sklepowej cena może wzrosnąć nie o 3, ale nawet o 8 do 10 procent".

„Nie ma powodu, aby polscy twórcy byli pozbawiani należnych im środków, a dystrybutorzy i producenci tylko w naszym kraju korzystali z niezasłużonego przywileju. Doświadczenie innych krajów pokazuje, że ceny sprzętu kształtują rynek, a opłaty tam wprowadzone - znacznie wyższe niż planowane do wprowadzenia w Polsce, nie spowodowały podwyższenia cen” - napisało w oświadczeniu Ministerstwo Kultury.

„Nie płacę za pałace” czyli jak ZAiKS został chłopcem do bicia

Pałac w Janowicach, kupiony przez ZAiKS za 4 mln 700 zł stał się dla ZIPSEE narzędziem walki z tym stowarzyszeniem. „Mówimy o ZAiKS-ie, bo jest największy i ma najsilniejszy wpływ na decydentów – mówił Michał Kanownik na konferencji 25 lutego. "Chodzi nam o to, by artyści dostawali należne im pieniądze jak najszybciej. Ale ZAiKS-u nie interesuje los artysty, jedynie wpływ na jego konto”. Jest to dość zaskakująca wypowiedź, bo z łącznej kwoty z opłat reprograficznych, do podziału między członków OZZ na ZAiKS przypada zaledwie 12 procent środków. 88 procent trafia do innych organizacji: od SFP (filmowcy), ZASP (aktorzy), ZPAF (fotograficy) aż po wydawców z COPYRIGHT POLSKA.

ZAiKS odpiera zarzuty braku transparentności i podaje: kontroluje nas MKiDN, organy uprawnione do kontroli podatkowej, UOKiK, ZUS, CISAC czyli Międzynarodwa Konfederacja Stowarzyszeń Autorów I Kompozytorów. Co roku sprawdza ZAiKS niezależny rewident, a na stronie związku dla zainteresowanych i mających pewne podstawy rachunkowości można znaleźć sprawozdanie finansowe. Dodać też warto, że corocznie ZAiKS płaci 100 mln zł podatku skarbowi państwa.

- To absurd, by wytykać artystom i twórcom, że chcą ratować zabytki - oburza się Krzysztof Lewandowski. - Kupiliśmy pałac w Janowicach w konkretnym celu. Będzie służyć młodym, zdolnym twórcom, którzy nie mają dostępu do prywatnych studiów nagrań, nie są w stanie zapłacić za kosztowne warsztaty. Znajdą się tam sale ćwiczeń, studia nagrań, a młodzi będą mogli się kształcić pod okiem wybitnych muzyków, ponieważ pałac sąsiaduje z położonym w Lusławicach centrum muzycznym Krzysztofa Pendereckiego.

Lewandowski podkreśla, że pałac w Janowicach zyska nowe życie, jak kiedyś zniszczony Dom pod Królami czyli dawna Biblioteka Załuskich w Warszawie, która staraniem ZAiKS została odbudowana i jest od lat jego siedzibą. I przypomina: - To nie OZZ-y są beneficjentami opłat pobieranych od czystych nośników. Są nimi twórcy.

Artyści dziękują. Nawet Kazik

W apelu do ministra kultury 600 artystów wyraża swoją dezaprobatę dla działań przedstawicieli producentów i importerów urządzeń elektronicznych i reprograficznych. „Ci sami producenci sprzętu w ponad 20 krajach Europy akceptują znacznie wyższe świadczenia na rzecz kultury niż w Polsce” zauważają artyści. I potępiają manipulowanie opinią publiczną oraz nastawianie jej przeciwko twórcom i artystom.

„Wmawianie polskim odbiorcom kultury, że opłaty podniosą ceny sprzętu elektronicznego, nie ma pokrycia w faktach ustalonych m.in. w krajach Unii Europejskiej. Obserwujemy drenaż kieszeni polskich konsumentów bez uwzględnienia ich obiektywnych możliwości nabywczych. Stosowana w Polsce polityka cenowa importerów i producentów sugeruje, iż nie troszczą się o kupujących" - czytamy.

List z 3 listopada 2014 r. podpisali m. in. Stan Borys, Jan Borysewicz, Monika Brodka, Krzysztof Cugowski, Robert Janson, Jan Kidawa-Błoński, Antoni Komasa-Łazarkiewicz, Marek Kościkiewicz, Magdalena Łazarkiewicz, Paweł Mykietyn, Katarzyna Nowicka (Novika), Krzysztof Penderecki, Artur Rojek, Maria Sadowska, Anna Rusowicz, Justyna Steczkowska, Leon Tarasewicz, Mika Urbaniak, Michał Urbaniak, Wojciech Waglewski , Bartosz „Fisz” Waglewski, Piotr „Emade” Waglewski, Krzysztof Zanussi i wielu innych.

„Nie wiedziałem, że między tantiemami otrzymywanymi z ZAIKS-u są także te za tzw. czyste nośniki. Który artysta sprawdza skąd przyszła kasa” – mówi Kazik ("Ukryte koszty kultury", Uważam Rze, Sandra Borowiecka, Grudzień 2014).