Jestem za wprowadzeniem przepisów pozwalających na to, aby przestępcy z zaburzeniami preferencji seksualnych byli decyzją sądu przymusowo leczeni w zakładzie zamkniętym - mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.

Od tego roku zaczynają wychodzić na wolność seryjni mordercy i gwałciciele, którzy ponad dwadzieścia lat temu zostali skazani na karę śmierci, jednak w wyniku ogłoszenia moratorium na karę śmierci, a następnie amnestii w 1989 r. – karę tę zamieniono im na 25 lat więzienia. Nie było wtedy dożywocia, które wprowadziła dopiero kolejna nowelizacja przepisów karnych. To błąd?

To był niewątpliwie błąd ustawodawcy, że wtedy kiedy zamieniano karę śmierci na inną najsurowszą, nie było jeszcze dożywotniego pozbawienia wolności. Wprowadzając moratorium, trzeba było zmienić kodeks karny i je wprowadzić.

Boi się pan konsekwencji?

Myślę, że media trochę wyolbrzymiają tę sprawę. Informują, że społeczeństwo powinno się obawiać ponad stu przestępców wychodzących na wolność. Faktycznie ten problem dotyczyć będzie od dwudziestu do trzydziestu zabójców, którzy opuszczą zakłady karne. To oczywiście też jest bardzo duża liczba. Nie można jednak stwierdzić, że akurat wszyscy oni są bardzo niebezpieczni i zaczną na nowo zabijać. Problem jest z tymi, co do których proces resocjalizacji się nie powiódł. W tych przypadkach zachodzi obawa, że wrócą na drogę przestępstwa.

Jeden z nich, Mariusz Trynkiewicz, „szatan z Piotrkowa”, groźny pedofil i morderca czterech chłopców, wyjdzie z więzienia w przyszłym roku. Powiedział przed sądem, że po wyjściu na wolność nadal będzie zabijał. Można coś z tym zrobić?

Myślę, że w dużej mierze chce jedynie zwrócić na siebie uwagę tego typu oświadczeniem. Takie osoby powinny jednak zostać przymusowo poddane terapii po odbyciu kary, nawet w zamkniętym zakładzie, jeżeli dotychczasowe leczenie w więzieniu nie przyniosło efektów.

Czy osoba pokrzywdzona w wyniku przestępstwa popełnionego przez sprawcę, który miał wyrok śmierci, a skorzystał z amnestii, wyszedł wcześniej i znów złamał prawo, mogłaby żądać odszkodowania od państwa?

Nie. Amnestia jest aktem łaski. Ma zazwyczaj charakter powszechny i nie ma możliwości, by dochodzić od państwa w takiej sytuacji odszkodowania czy zadośćuczynienia.

Resort sprawiedliwości proponował, by wprowadzić nowy środek zabezpieczający orzekany po odbyciu kary, polegający na umieszczeniu niezresocjalizowanego przestępcy z zaburzeniami preferencji seksualnych w zamkniętym zakładzie leczniczym. To dobry pomysł?

Moim zdaniem można wprowadzić takie przepisy także wobec osób, które w niedługim czasie wyjdą na wolność. Już dziś jest tak, że alkoholików czy narkomanów można poddać przymusowemu leczeniu. Osoby z zaburzeniami psychiatrycznymi czy niepoczytalne stanowiące zagrożenie dla porządku publicznego też mogą być umieszczone decyzją sądu w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Wprowadzenie środka, który zobowiązywałby do przymusowego leczenia po odbyciu kary osób mogących stanowić zagrożenie dla porządku publicznego nie byłoby, moim zdaniem, sprzeczne z konstytucją. Powinno to dotyczyć jednak tylko tych, którzy stwarzają istotne zagrożenie.

A czy obecne przepisy dają możliwość jakiegokolwiek kontrolowania przestępców?

Dość marną. Proces związany z ukaraniem sprawcy kończy się bowiem po odbyciu przez niego kary. W zasadzie nic więcej nie można zrobić.
Art. 95 a kodeksu karnego umożliwia wprawdzie umieszczanie przestępców z zaburzeniami preferencji seksualnych po odbyciu przez nich kary w zakładach zamkniętych lub otwartych oraz poddanie ich przymusowemu leczeniu. Nie dotyczy to jednak osób, które zostały ukarane, zanim ten przepis wszedł do porządku prawnego, czyli przed 26 września 2005 r.

Czy prawo karne wymaga jeszcze innych zmian, by skutecznie zabezpieczyć społeczeństwo przed przestępcami?

W tej chwili nie ma takiej potrzeby, gdyż ci groźni zabójcy o zaburzonych preferencjach seksualnych przebywają nadal w zakładach karnych. Nie da się zresztą zabezpieczyć społeczeństwa skutecznie w stu procentach przed możliwością popełnienia przestępstwa. Na tym polega właśnie recydywa przestępcza.

Czy uważa pan więc, że polskie przepisy karne są na europejskim poziomie?

Z całą pewnością tak. Nasz kodeks karny nie odstaje od przepisów innych państw. Jest nawet uważany za dość surowy.

Niektóre przepisy należałoby złagodzić?

Generalnie nie, ale dyskutuje się o tym, jeśli chodzi o poszczególne przestępstwa. Wskazać można choćby przypadek zniesławienia. Tu od dawna toczy się dyskusja, czy nie powinno ono być zniesione, a ochronę ewentualnie należałoby ograniczyć do kodeksu cywilnego. Pojawiają się też nowe zachowania, nieznane wcześniej, a związane z rozwojem techniki, które wpisuje się do kodeksu karnego jako przestępne. Dotyczy to na przykład przestępstw komputerowych, pedofilii, stalkingu czy prezentowania wizerunku nagiej osoby w internecie.

W niektórych krajach jest możliwość powtarzalności kary, jeżeli sąd dojdzie do wniosku, że spędzone w więzieniu lata nie wystarczyły, by zresocjalizować sprawcę. Takie przedłużanie kary to dobry sposób na morderców, którzy wciąż mogą stanowić zagrożenie?

W naszych warunkach nie byłoby możliwe, by kontynuować pobyt w zakładzie karnym po odbyciu wyroku. Poza tym nasza konstytucja nie pozwala na to. Jednak sąd, orzekając karę dożywotniego pozbawienia wolności, może równocześnie orzec, że przedterminowe zwolnienie nastąpi nie wcześniej niż np. po trzydziestu, czterdziestu czy pięćdziesięciu latach. Wówczas taka kara jest w rzeczywistości dożywotnim odizolowaniem sprawcy od społeczeństwa. Poza tym warunkowe przedterminowe zwolnienie z odbywania kary nie jest obowiązkiem sądu, ale ma charakter wyłącznie uznaniowy.