Przedsiębiorcy produkujący wódki są zdecydowanie przeciwni rozwiązaniom proponowanym w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o wyrobie niektórych napojów spirytusowych. Są zdania, że ustawy powinny zawierać wyrażenie: „zboża i ziemniaki”, czyli tak jak jest obecnie.

Rozmowa z Leszkiem Wiwałą, prezesem zarządu Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy

Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy, z którego wynika, że polską wódkę można będzie produkować tylko z żyta, pszenicy, jęczmienia, owsa oraz ziemniaków. Czy dla przemysłu spirytusowego to dobre rozwiązanie?

Przedsiębiorcy produkujący wódki są zdecydowanie przeciwni rozwiązaniom proponowanym w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o wyrobie niektórych napojów spirytusowych. Są zdania, że ustawy powinny zawierać wyrażenie: „zboża i ziemniaki”, czyli tak jak jest obecnie.

Dlaczego producentom tak bardzo zależy na zachowaniu obecnych zasad?

Dzięki nim znak „Polska Wódka/Polish Vodka” mogą nosić wódki wyprodukowane z wielu zbóż, które tradycyjnie w ciągu ostatnich kilkuset lat były wykorzystywane w naszym kraju. Należy do nich również kukurydza, wykorzystywana przez wiele firm ze względu na słodszy i łagodniejszy smak uzyskanego z niej spirytusu.

Jak rządowe pomysły wpłyną na rynek?

Wbrew zapewnieniom autorów projektu proponowane zmiany dotkną niektórych producentów. Podpisują oni przecież długoterminowe kontrakty na zakup surowców, w tym przypadku głównie kukurydzy. Mają też umowy na dostawy polskiej wódki za granicę. Wprowadzenie zmian oznacza, że nie będą mogli nadal posługiwać się oznaczeniem, na którego wypromowanie poświęcili mnóstwo pieniędzy i wysiłku.

Ale resort rolnictwa uzasadniał zmiany tym, że nazwa „Polska Wódka” nie może służyć jedynie promocji wyrobu, ale powinna być nobilitacją wyrobu i przysługiwać tylko produktowi spełniającemu szczególne wymagania surowcowe i technologiczne.

Czy taka argumentacja pana nie przekonuje do zmian?

Nie, bo wiem, że w powstałą w ten sposób lukę natychmiast wejdą firmy z innych krajów. Wódka jest jedynym towarem z naszego kraju, który jest rozpoznawalny na całym świecie i wysoko oceniany. Eksport polskich wódek od kilku lat nieustannie rośnie, w tym roku po raz kolejny znacznie się zwiększy z 99 mln euro w 2010 r. do 110 mln euro. Zamiast wspomóc firmy przynoszące zyski dla budżetu i zapewniające miejsca pracy, rząd funduje zmianę, której branża nie chciała. Nie wyobrażam sobie, aby we Francji minister narzucał winiarzom, z jakich szczepów winogron mają robić wina, tylko dlatego, że niektóre z nich uzna za bardziej francuskie.

Kto najbardziej straci na tych zmianach?

Zawężenie bazy surowcowej ograniczy wykorzystanie oznaczenia geograficznego „Polska Wódka”, a wówczas stracą wszyscy: od rolników po gorzelników, zakłady rektyfikacyjne i producentów wódki. Jeżeli nacisk będzie położony wyłącznie na markę produktu, to oznaczenie geograficzne, czy też jego pochodzenie, przestanie mieć znaczenie. Wówczas takie niby polskie wódki będą mogły być produkowane na całym świecie, o ile będą nawiązywały na naszych tradycji, np. przez nazwę. Jest to bardzo realne zagrożenie.

Kto może zyskać na tych rozwiązaniach?

Tak naprawdę nikt na tym nie zyska. Firmy, które będą produkowały wódkę z ograniczonej bazy surowcowej, będą nieliczne. Tymczasem tylko połączone siły kilku czy kilkunastu firm są wystarczające, aby dotrzeć do konsumentów na zagranicznych rynkach, jak dzieje się ze szkocką whisky.

Ale są tradycjonaliści, którzy chcą, aby polska wódka była produkowana tylko z ziemniaków i żyta. Chcą też wprowadzić przepisy o tradycyjnych technologiach. Może więc rozwiązanie proponowane przez rząd jest rozsądnym kompromisem?

Rygorystyczne przepisy dotyczące jakości wódki, w tym i używanych surowców, już mamy i są one przestrzegane. Tylko wódka wyprodukowana w naszym kraju z użyciem polskich surowców może się poszczycić oznaczeniem „Polska Wódka/Polish Vodka”. Kilka ostatnich lat spędziliśmy na promowaniu marki „Polska Wódka/Polish Vodka” na światowych rynkach. W tym czasie producenci przyzwyczaili klientów do określonego smaku. Ogromnie cieszy mnie troska o jakość polskiej wódki, przejawiana przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Uważam jednak, że w kwestii surowców używanych do produkcji wódki ostatnie słowo powinno należeć do producentów.

Dlaczego?

To właśnie nam najbardziej zależy na jak najwyższej jakości naszych trunków. Ich walory smakowe są weryfikowane codziennie przez klientów w Polsce i na całym świecie. Jeśli zmieni się smak wódki, który polubili, poszukają innej, wyprodukowanej w innym kraju. Straci na tym zarówno nasz rodzimy producent, jak i budżet.