PiS proponuje wprowadzenie kadencyjności dla prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie mogliby sprawować władzy dłużej niż osiem lat. To dobre rozwiązanie?
Ograniczenie liczby kadencji mogłoby zapobiegać skostnieniu i różnym formom patologii, jakie obserwujemy na poziomie lokalnym. Dziś zdarzają się sytuacje, gdy jeszcze przed wyborami wiemy, kto je wygra. Brakuje prawdziwej alternatywy programowej i personalnej. Dlatego takie rozwiązanie sprzyjałoby rozwojowi gmin.
Ale z drugiej strony wiele miast straciłoby dobrych liderów.
Dlatego należy się zastanowić nad długością kadencji. Tak naprawdę w ciągu ośmiu lat niewiele da się zrobić. Proponowane rozwiązanie powinno się więc wiązać z wydłużeniem kadencji np. do 5 – 6 lat. Dawałoby to samorządowcom czas do wykazania się efektami pracy.
Dziś działają pod taką presją?
Samorządowcy muszą się szybko wykazywać, więc nie współdziałają między sobą, tylko kierują się wąskimi, partykularnymi interesami. Włodarze miast i wsi uważają się za samotne wyspy i nie dostrzegają korzyści płynących z kooperacji z inną gminą.
Może to wina rozwiązań prawnych?
Po części pewnie tak. Mechanizmy finansowe nie zachęcają do współpracy. Dlaczego nie premiować współpracy gmin bonusami, np. zwolnieniem z podatku lub zwrotem jego części? Zdarzają się również trudności natury kompetencyjnej. Przykładowo powiat świdnicki podczas rozdziału mienia pod zarządzanie otrzymał blisko 1/5 dróg, którymi powinna zarządzać gmina. Wcześniej ten sam powiat otrzymał kilka dróg wojewódzkich, na których utrzymanie dostawał połowę potrzebnych środków.
Kolejnym problemem jest słaba pozycja rad miejskich wobec prezydentów i burmistrzów.
Przewaga organów wykonawczych samorządów jest ewidentna. Bywa, że prezydent, burmistrz czy wójt zachowują się, jakby mogli rządzić bez udziału rady. Nie pojawiają się na sesjach rad, wysyłając tylko podrzędnych urzędników. Z kolei radni też są nieraz uzależnieni od lokalnych układów i nie umieją się dogadać z wójtem. Słyszałem nawet argumenty, by w ogóle rady zlikwidować. W Polsce brakuje ponadto tradycji wychowywania następców. Burmistrz traktuje swoich zastępców, którzy często też startują w wyborach, jak rywali, a ich działanie jak przejaw nielojalności.
Wprowadzenie okręgów jednomandatowych wzmocniłoby pozycję radnych?
Z powodów politycznych nie jest to najlepsze rozwiązanie, ponieważ taka ordynacja nie daje żadnych gwarancji budowania konsensusu. Okręgi jednomandatowe sprawdzają się przy mniejszych jednostkach samorządu terytorialnego, np. do 20 tys. mieszkańców.
Samorządy w Polsce mają silną pozycję niż w innych krajach Europy?
Trudno porównywać systemy, które wyrastały z różnych tradycji. W Bawarii burmistrz jest organem wykonawczym, przewodniczącym rady i ma długą kadencję. Niektórzy sprawowali urząd przez 10 – 20 lat, ciesząc się dużym zaufaniem społecznym. A w Wielkiej Brytanii nie ma systemu bezpośredniego wybierania władzy samorządowej.