Rozmawiamy z prof. ANDRZEJEM ZOLLEM o przewlekłości postępowań sądowych i niezbędnych reformach wymiaru sprawiedliwości
ROZMOWA
ANNA MARSZAŁEK:
Prokuratura jest w stanie doprowadzić do przetrzymywania człowieka w areszcie przez lata. Przedsiębiorcy mówią wprost o polowaniu z nagonką, a śledztwa i procesy trwają latami.
PROF. ANDRZEJ ZOLL*:
Musimy skończyć ze wszystkimi postępowaniami, w których areszty ciągną się miesiącami albo i latami. Maksymalnie muszą się też skrócić takie postępowania, w których wprawdzie nie ma aresztu, ale postawiono zarzuty i potem przez lata nie ma rozstrzygnięcia. Człowiek zostaje napiętnowany. Stoi pod pręgierzem opinii publicznej. Tutaj wyjątkowo trudną sytuację mają przedsiębiorcy, których firmy wówczas przeżywają kryzys, a oni sami tracą zaufanie kontrahentów. Zwłaszcza że często po wielu miesiącach czy latach postępowanie przeciw nim jest umarzane.
Co można zrobić, by pogonić do szybszej pracy prokuraturę i sąd?
Podczas prac komisji padła propozycja, którą będę się starał lansować. Jeżeli w określonym czasie po postawieniu zarzutów prokurator nie jest w stanie ani napisać aktu oskarżenia, ani umorzyć postępowania, to podejrzany może się zwrócić do sądu o umorzenie postępowania.
A ile czasu powinien mieć prokurator na zakończenie śledztwa?
Wydaje mi się, że najwyżej rok. Po analizie sprawy sąd mógłby dać prokuratorowi jeszcze trochę czasu. Ale uważam, że nawet w wypadku jakichś wyjątkowo skomplikowanych spraw postępowanie nie powinno trwać dłużej niż półtora roku.



To jest ten model austriacki, o którym mówił w swoim referacie profesor Cezary Kulesza z Uniwersytetu w Białymstoku.
Tak. Wydaje mi się, że należy z niego skorzystać. By nie trzymać ludzi w takim stanie niepewności w nieskończoność. To jest też problem praw człowieka.
Prokuratorzy twierdzą, że w skomplikowanych sprawach gospodarczych często ich pracę opóźnia zagraniczna pomoc prawna lub konieczność uzyskania opinii biegłych. Na jedno i drugie czekają niekiedy latami.
Zastanawiam się, czy to nie jest czasami takie alibi dla przedłużania postępowania. Czy aby na pewno zawsze taka opinia biegłych jest konieczna? Myślę, że często można z tego zrezygnować. Ale sąd miałby ewentualną możliwość przedłużenia postępowania, jeśli byłaby taka potrzeba.
A co można zrobić, by skrócić proces sądowy?
Na przykład chcemy zredukować powtarzanie przez sąd dokładnie tego, co zrobił w śledztwie prokurator. Sąd nie może być adiustatorem akt prokuratorskich. Bo to wygląda tak, że jedzie palcem po zeznaniach świadka i przepytuje go, czy to powiedział i czy to podtrzymuje.
Czyli w praktyce wyglądałoby to tak, że zeznania zostałyby odczytane, a na proces wzywano by tylko niezbędnych świadków?
Tak. Właśnie przeczytałem, że prokuratura w sprawie kibiców chce przesłuchiwać kilkuset policjantów. No i czy oni mają wszyscy zeznawać przed sądem? To przecież jakiś absurd. Kilka tysięcy zeznań świadków jest w sprawie Jaruzelskiego. Zajmowałem się tym jako rzecznik praw obywatelskich. Część z nich nic nie wie o sprawie, a są świadkami, bo żyli w PRL. Z tego trzeba zrezygnować. Sąd nie powinien się bać, że jak nie przepyta 568. świadka, to mu apelacja uchyli wyrok, bo go nie przepytał.
To częściowe odejście od legalizmu.
Opowiadam się za rozszerzeniem zasady oportunizmu. Często mamy jedno poważne przestępstwo z mocnymi dowodami i do tego trzy marginalne i wątpliwe. Prokurator nie może jednak napisać aktu oskarżenia bez zbadania tych marginalnych podejrzeń. I prowadzi postępowanie w czterech sprawach, bo zasada legalizmu tego wymaga. Czy nie lepiej byłoby w sprawach ewidentnych kierować szybko do sądu akt oskarżenia i osądzić człowieka?
A jaka pana zdaniem powinna być rola sędziego? Dziś to on tak naprawdę prowadzi przesłuchania przy biernej postawie prokuratora i adwokata, a czasem nawet bez nich.
Jestem za zwiększeniem kontradyktoryjności postępowania. Ale tu jest pewien problem. Z danych, które otrzymała komisja, wynika, że prokurator na sali rozpraw przebywa tylko w kilkunastu procentach procesów. A liczba spraw, w których pojawia się prokurator prowadzący wcześniej śledztwo i będący autorem aktu oskarżenia, jest minimalna. Z obrońcami mamy to samo. Jak więc tu mówić o kontradyktoryjności? Sąd jest niejako skazany na prowadzenie spraw. A z drugiej strony możliwość prowadzenia procesów bez udziału w każdej rozprawie prokuratora, obrońcy i oskarżonego bardzo je przyspieszyła. Musimy nad tym pomyśleć. Nie chciałbym przed dyskusją w komisji przesądzać, w jakim kierunku pójdziemy.
Jak jeszcze przyspieszyć proces?
W jednym z referatów padła propozycja, by przed rozpoczęciem postępowania sądowego dochodziło do konferencji, w której braliby udział oskarżony, oskarżyciel i obrońca. Zakreśliliby zakres dowodowy i czasowy, czyli krótko mówiąc, zaplanowaliby proces.
*prof. Andrzej Zoll, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego