Programy studiów prawniczych są bardzo obszerne i ukierunkowane na naukę teorii. Doradca prawny tylko po ukończeniu studiów, bez doświadczenia praktycznego, ma znikome szanse na reprezentowanie klientów przed sądami.
Ministerstwo Sprawiedliwości chce dopuścić grupę tzw. doradców prawnych do reprezentacji stron przed sądami. Czy obecny program studiów prawniczych przygotowuje do wykonywania zawodu adwokata czy radcy prawnego?
- Na pewno nie przygotowuje. Nie ma nawet takich założeń, gdyż rolę tę wyznaczono specjalistycznemu okresowi kształceniu, czyli aplikacjom. Studenci prawa mają przyswoić sobie głównie teorię, a więc nie tylko przepisy prawa, ale i specyfikę poszczególnych działów prawa, zasady i mechanizmy ich funkcjonowania oraz wiele dodatkowych informacji. Dopiero na tych podstawach można budować warsztat praktyka.
• Z czego to wynika?
- Obecne programy studiów prawniczych są najczęściej bardzo obszerne, po brzegi wyładowane wiedzą z bardzo wielu przedmiotów. Sprawia to, że mają głównie charakter pamięciowy, gdyż na wgłębianie się w poszczególne zagadnienia student nie ma zazwyczaj czasu. Egzamin zaś zdać trzeba, gdyż bez absolutorium nie ma co marzyć o dalszej karierze.
Dlatego uważam, że doradca prawny tylko po ukończeniu studiów, bez doświadczenia praktycznego, ma znikome szanse na reprezentowanie klientów przed sądami na poziomie porównywalnym z radcą prawnym czy adwokatem.
• Co należałoby uczynić, aby studia prawnicze były bardziej praktyczne?
- Najprościej byłoby wprowadzić obowiązkowe praktyki do programu studiów. A raczej je przywrócić po wielu latach. Kiedyś bowiem studenci musieli odbywać praktyki w trakcie studiów - w sądzie, prokuraturze i okręgowych komisjach arbitrażowych. Można też, i wielu wykładowców to robi, rozwiązywać ze studentami kazusy, a więc praktyczne przykłady. Faktem jest, że nierzadko trudno to pogodzić z napiętym obowiązkowym programem przedmiotu. Trudno będzie jednak kompleksowo zreformować programy studiów z naciskiem na stronę praktyczną. Ciężko mi nawet to sobie wyobrazić w przypadku niektórych przedmiotów.
• A czy w zdobywaniu doświadczenia zawodowego sami studenci mogą się jakoś wykazać?
- Sami studenci starają się bardzo często o praktyki w kancelariach i poradniach prawnych. Uważam, że to najlepsze rozwiązanie nauki zawodu dostępne w okresie studiów. Są nadto szanse, że dla dobrego praktykanta zaowocują ofertą pracy czy współpracy z daną kancelarią, coraz częściej także pokryciem kosztów aplikacji korporacyjnej.



• Jak powinna wyglądać relacja profesor-student? Dziś coraz częściej jest ona anonimowa, bowiem na jednym roku studiów prawniczych jest od kilkuset do nawet ponad tysiąca studentów.
- Jedną ze spraw, które dokuczały mi przez całe studia, był niemal całkowity brak relacji mistrz-uczeń, która jest niewątpliwie idealna. Zresztą o profesorach, którzy stosowali ją w swojej pracy dydaktycznej, do dziś krążą serdeczne, ciepłe wspomnienia. Obecnie jednak studia straciły charakter elitarny i stały się masowe. Ma to swoje dobre i złe strony. Do tych ostatnich należy wszechobecna anonimowość oraz niemal całkowity brak kontaktu nie tylko z wykładowcą egzaminatorem, ale często też z prowadzącym ćwiczenia. Po prostu studentów jest zbyt wielu, by móc ich identyfikować personalnie, a co dopiero nawiązywać głębsze relacje. Smutne jest to, że bardzo wielu adeptów prawa, także dziennych, nie tylko nie identyfikuje się z uczelnią czy wydziałem, ale nawet nie przykłada większej wagi do tego, że jest studentem. Nauka na uniwerku to dla nich tylko jedna z rzeczy w życiu, często obok innych, którym poświęca się więcej sił i uwagi. Zestawiając taki stan rzeczy z rozlicznymi obowiązkami kadry naukowej mamy obraz dwóch dróg, które idą w najlepszym wypadku obok siebie. Obawiam się jednak, że raczej się rozchodzą.
• Czy wzorem studiów medycznych należałoby zlikwidować wieczorowe i zaoczne studia prawnicze?
- Nigdy nie dzieliłem studiów na dzienne - lepsze i zaoczne czy wieczorowe - gorsze. Jeśli ktoś chce się uczyć, będzie to robił bez względu na tryb studiów i może zostać świetnym prawnikiem. Upatrywałbym raczej problemu w mniejszej liczbie godzin na studiach niestacjonarnych, co wymaga od ambitnych studentów większego nakładu pracy we własnym zakresie. A to oni przecież mają mniej czasu na naukę, gdyż w tygodniu pracują zawodowo, nieraz bardzo ciężko. Zamiast likwidacji, można byłoby pomyśleć raczej o modyfikacji programu studiów, uwzględniając specyfikę studentów niestacjonarnych, by dać im dodatkowe szanse na zdobycie wiedzy. Jednak bez dobrej woli i wysiłku tych ostatnich nawet najlepszy program nie poprawi sytuacji.
• Dziś często pojawiają się zarzuty, że aplikacje prawnicze są powieleniem programu studiów i również nie przygotowują do zawodu adwokata czy radcy prawnego. Jak powinien wyglądać model szkolenia na aplikacjach prawniczych?
- Szkolenie na aplikacji jest mocno zróżnicowane, w zależności od izby. Poziom merytoryczny szkolenia zależy przecież od nich, a ściślej biorąc - od wykładowców. Skoro jednak aplikacja ma być ukierunkowana na praktykę, niedopuszczalne jest, by po prostu powtarzać teoretyczną wiedzę akademicką. Muszą pojawiać się kazusy, sytuacje z życia, a także rozbudowane praktyki we wszystkich tych miejscach, gdzie mogą później wykonywać swój zawód przyszli radcowie i adwokaci. W tym kontekście trudno zgodzić się z projektem ustawy, który likwiduje praktyki w sądach.