Jak pogodzić unijne wymagania ze zdrowym rozsądkiem? Oto wyzwanie, jakie stoi przed urzędnikami Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, które musi opracować przepisy zezwalające na rejestrację aut z kierownicą po prawej stronie. Dopuszczenie do ruchu anglików, czyli samochodów przystosowanych do ruchu lewostronnego, bez przemontowania kierownicy na drugą stronę, jest konsekwencją przegranej sprawy przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Problemy legislacyjne

– Po analizie uzasadnienia Polska niezwłocznie przystąpi do prac mających na celu dostosowanie prawa w zakresie przedstawionym w orzeczeniu TSUE – mówi Piotr Popa, rzecznik MiR. Dodaje, że przewidywane zmiany w prawie mogą dotyczyć m.in. ustawy – Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 2012 r. poz. 1137 z późn. zm.) rozporządzenia w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz ich obowiązkowego wyposażenia (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 951 z późn. zm.) oraz rozporządzenia w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów oraz wzorów dokumentów stosowanych przy tych badaniach (Dz.U. z 2012 r. poz. 966 z późn. zm.).
Odpowiedni projekt nowelizacji ustawy kodeksu drogowego był już nawet przedmiotem obrad Rady Ministrów, ale wskutek negatywnych stanowisk resortów gospodarki oraz środowiska postanowiono zaczekać ze zmianami do czasu wydania wyroku przez TSUE. Ówczesne Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, spodziewając się wyniku rozstrzygnięcia w Trybunale, zamierzało dopuścić rejestrację aut sprowadzonych z Wysp, tylko po dostosowaniu do ruchu prawostronnego lusterek i świateł. Teraz nie ma już wyjścia i prace legislacyjne umożliwiające rejestrację samochodów z kierownicą po prawej stronie muszą zostać wznowione.

Negatywne skutki

Pytanie, w jaki sposób zmienić przepisy, by ograniczyć ich negatywne skutki. Chodzi przede wszystkim o możliwe zwiększenie liczby wypadków oraz obfitość znaków zapytania przy prognozowaniu stopnia, w jaki wpłynie to na branżę motoryzacyjną. Eksperci Instytutu Transportu Samochodowego podkreślają, że takie minimalne przeróbki będą miały negatywne konsekwencje i mogą doprowadzić do większej liczby wypadków. Największymi zagrożeniami, jakie wiążą się z korzystaniem z tego typu aut na naszych drogach, jest niedostateczna widoczność. Z tego powodu wyprzedzanie jest znacznie trudniejsze, zwłaszcza na drogach jednojezdniowych dwukierunkowych.
– Dopuszczenie pojazdu zaprojektowanego i zbudowanego do ruchu lewostronnego w Polsce wymaga znaczącego ograniczenia warunków poruszania się nim w stosunku do pojazdu przystosowanego do ruchu prawostronnego, a także świadomości i odpowiedzialności kierującego takim pojazdem – mówi Mikołaj Krupiński, rzecznik ITS. Tłumaczy, że w wielu sytuacjach konieczne jest poruszanie się ze znacznie mniejszą prędkością, niż pojazdem przystosowanym do ruchu prawostronnego oraz zaniechanie manewru wyprzedzania. Zważywszy na statystyczne przyczyny wypadków drogowych w Polsce, gdzie dominuje czynnik ludzki, wydaje się, że dopuszczanie do ruchu takich pojazdów powinno być możliwe wyłącznie incydentalnie.
Na tym etapie prac resort infrastruktury nie jest w stanie przewidzieć, czy dla kierowców prowadzących angliki zostaną wprowadzone ograniczenia prędkości i zakazy wyprzedzania na drogach jednojezdniowych.
Wszystko zależy od skali zjawiska. Choć Ministerstwo Gospodarki szacuje, że zmiana przepisów może spowodować sprowadzenie nawet 100 tys. takich aut rocznie, to wcale nie jest takie pewne, że ich właściciele nie zechcą jednak przerobić pojazdów. – W naszych warunkach jazda takim autem jest bardzo niewygodna. Parkingi, bramki na autostradach, cała infrastruktura jest przecież przystosowana do ruchu prawostronnego – przypomina Ryszard Stefański, prawnik z Uczelni Łazarskiego.
Natomiast Marek Stępień z PZMOT dodaje, że zmiany w prawie nie muszą automatycznie przełożyć się na zalew importowanych aut.
– Samochody na wyspach są istotnie tańsze i ich duży napływ mógłby odbić się spadku sprzedaży nowych aut w Polsce. Jednak wszystko zależy od tego, jak zareagują towarzystwa ubezpieczeniowe. Choćby ceny części zamiennych do takich aut sprawią, że polisy będą droższe – uważa ekspert.