Problemy z interpretacją, czym w świetle prawa są zawrotki, powodują, że znaki są niewłaściwie ustawiane. W rezultacie sypią się mandaty
Co widzi kierowca / Dziennik Gazeta Prawna
Zawrotki czy przełączki to połączenie jezdni na drodze dwujezdniowej, służące do zawracania. Ustawa – Prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1137 ze zm.) nie traktuje takich miejsc jak skrzyżowań, ale jak się okazuje, zarządcy dróg podchodzą do tego różnie. Przykładem jest takie połączenie jezdni w ciągu ul. Targowej w Warszawie (patrz infografika), które umożliwia kierowcom jadącym w kierunku północnym zawrócenie na jezdnię prowadzącą w kierunku południa. Obowiązuje na niej zakaz zatrzymywania pod rygorem odholowania auta (znak B-36 z tabliczką T24). Kłopot w tym, że jest on ustawiony przed zawrotką. Kierowca, który po zawróceniu jedzie na południe, nie wie, że obowiązuje go zakaz zatrzymywania. W rezultacie straż miejska nie dość, że wystawia mandaty, to jeszcze odholowuje auta.
Zawrotkowy zawrót głowy
Jej funkcjonariusze wychodzą z założenia, że przełączka nie jest skrzyżowaniem, a więc nie uchyla obowiązywania postawionego wcześniej znaku zakazu zatrzymywania.
– Jednocześnie na jezdni w kierunku południowym zarządca postawił znak B-21 – zakaz skrętu w lewo, a ten jak wiadomo obowiązuje na najbliższym skrzyżowaniu. Więc na potrzeby znaku B-36 przełączka nie jest skrzyżowaniem, ale na potrzeby znaku B-21 już jest. Niemożliwe bowiem, by odnosił się do kolejnego skrzyżowania, gdzie jest zresztą wydzielony pas do skrętu w lewo – tłumaczy Paweł Ziółkowski, prawnik reprezentujący jednego z kierowców, któremu w ten sposób odholowano auto.
Przytacza przykłady, jak niekonsekwentne oznakowanie przełączek jest wykorzystywane przez służby kontrolujące ruch drogowy.
– Znane mi są przypadki, gdzie przy zawrotce dla samochodów jadących z przeciwka postawiony jest znak zakazujący skrętu w lewo. Kierowcy myślą, że odnosi się on do zawrotki, tymczasem dalej jest skrzyżowanie. Gdy kierowcy skręcą w lewo, są zatrzymywani i karani mandatami, bo straż miejska tłumaczy, że ten zakaz skrętu w lewo odnosił się do najbliższego skrzyżowania, a nie zawrotki – opowiada Paweł Ziółkowski.
Jednak zdaniem prof. Ryszarda Stefańskiego z Uczelni Łazarskiego, definicja skrzyżowania zawarta w kodeksie drogowym („przecięcie się w jednym poziomie dróg mających jezdnię, ich połączenie lub rozwidlenie”) wyklucza możliwość uznania zawrotki za skrzyżowanie.
– Tym jest połączenie dróg, a dwie jezdnie przedzielone pasem zieleni stanowią przecież jedną drogę – tłumaczy Stefański.
Znak należy powtórzyć
Nawet jeśli zawrotka nie jest skrzyżowaniem, to i tak okazuje się, że straż miejska i odholowuje auta niesłusznie.
– Kierowca zawracający musi mieć szasnę dowiedzieć się, jakie zakazy czy nakazy obowiązują na drodze, na którą właśnie wjechał. Jeśli po zawróceniu zabrakło znaku, to nie można kierowcy ukarać – twierdzi Adam Jasiński, prawnik specjalizujący się w ruchu drogowym.
Jego zdaniem nie ma więc mowy nawet o wykroczeniu nieumyślnym, bowiem takie można popełnić na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach.
Strażnicy nie dają jednak za wygraną.
– Zgodnie z art. 46 ust. 4 prawa o ruchu drogowym kierujący pojazdem jest obowiązany stosować sposób zatrzymania lub postoju wskazany znakami drogowymi. Jeśli zawraca i nie jest pewien, czy nie ma zakazu zatrzymywania, to powinien po zaparkowaniu wyjść z auta, cofnąć się i upewnić, czy wcześniej nie stał znak B-36 – przekonuje Andrzej Krysik, pełniący obowiązki naczelnika Straży Miejskiej na warszawskiej Pradze-Północ.
– To bzdura. Kierowca musi przestrzegać wszystkich znaków, jakie widzi, poruszając się samochodem, a nie pieszo – komentują prawnicy.
Inne przewinienie
Tymczasem straż miejska zwraca też uwagę, że nawet gdy po zawróceniu kierowca nie widzi znaku B-36, to są inne – np. D-18 oznaczające parking, wraz z tabliczką T-30 obrazującą sposób parkowania w stosunku do osi jezdni.
– Jeśli kierowca stawia pojazd poza miejscami do tego wyznaczonymi przez zarządcę drogi, to również popełnia wykroczenie – wskazują strażnicy.
Tyle tylko, że to już zupełnie inne przewinienie: niedostosowanie się do znaku D-18 z tabliczką T-30 może co najwyżej stanowić wykroczenie z art. 97 k.w., a nie złamanie zakazu zatrzymywania (art. 92 k.w.).
– Dzieje się tak wówczas, gdy kierowca, który nie staje na wyznaczonym miejscu parkingowym narusza inne przepisy ruchu drogowego, np. auto znajduje się za blisko skrzyżowania, przystanku, zastawia bramę czy zostawia zbyt mało miejsca pieszym. Jeśli stoi poza miejscami wyznaczonymi, a nie łamie innych przepisów dotyczących zatrzymania, to nie popełnia wykroczenia – mówi Mariusz Wasiak z Komendy Stołecznej Policji.
Jednocześnie zwraca on jednak uwagę, że organizator ruchu z reguły tak wyznacza miejsca parkingowe, że każde zatrzymanie poza stanowiskiem będzie oznaczało naruszenie jakiejś zasady.
Ale też organizator ruchu powinien mieć na względzie zasady umieszczania znaków. Reguluje je rozporządzenie w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych (Dz.U. z 2003 r. nr 220 poz. 2181). Punkt 3.2.36 załącznika nr 3 do tego aktu stanowi m.in., że w celu oznaczenia kontynuacji obowiązywania znaku B-36 (zakaz zatrzymywania) powtarza się ten znak za każdym miejscem do zawracania.
Zła wiadomość dla ukaranych jest jednak inna: mandat przyjęty już na drodze staje się prawomocny z chwilą jego podpisania.