Używanie przez lekarza w reklamie jego działalności określeń takich jak „instytut europejski” czy „instytut niemiecki”, gdy w istocie chodzi o niewielką prywatną klinikę, w której nikt nie prowadzi działalności badawczej, a tylko wykonywane są zabiegi chirurgiczne, jest działaniem wprowadzającym w błąd potencjalnych pacjentów.
Mogą oni bowiem sądzić, że ich operacja zostanie wykonana w zupełnie innych warunkach niż te, którymi dysponuje reklamowana placówka medyczna. Niemniej nieproporcjonalnie surowe kary nakładane na lekarzy praktykujących w innym państwie członkowskim niż to, z którego pochodzą, stosujących mylącą reklamę, jest ograniczeniem swobody świadczenia usług – uznał rzecznik generalny Pedro Cruz Villalón w opinii dla luksemburskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Drogi grecki chirurg

Doktor Kostas Konstantinides praktykuje nie tylko w Grecji, gdzie został wpisany do izby zawodowej, lecz także raz lub dwa razy w miesiącu operuje w Niemczech, w centrum medycznym Elizabethenstift w Darmstadt.
Po wykonaniu specjalistycznych, niezwykle wyrafinowanych zabiegów natychmiast wyjeżdża. Późniejsze konsultacje i opiekę pooperacyjną świadczy jego pacjentom niemiecki personel placówki. Jeden z operowanych przez niego Niemców wniósł jednak skargę na zbyt wysoką cenę, którą umieścił na fakturze za wykonaną pracę dr Konstantinides.
Wówczas izba zawodowa lekarzy Hesji wszczęła dochodzenie, które zakończyło się postępowaniem dyscyplinarnym. Przed sądem zawodowym rozpatrującym takie sprawy izba – przyjrzawszy się sprawie ze wszystkich stron – domagała się nałożenia na Konstantinidesa drakońskich sankcji za dwa naruszenia.
Drugie wyglądało nawet groźniej niż wystawienie rachunku za usługę medyczną bez podania stosownego kodu, którego zresztą Grek podać nie mógł (niemieckie przepisy nie przewidują numeru dla tego rodzaju zabiegu, jaki wykonał oburzonemu ceną pacjentowi)
. Heska izba lekarska odkryła mianowicie, że Grek reklamuje się w internecie, pisząc, że świadczy usługi medyczne w niemieckim instytucie, używając tego pojęcia zamiennie z określeniem „instytut europejski”.
Berufsgericht, który musi rozstrzygnąć sprawę, miał jednak wątpliwości, czy heskie przepisy korporacyjne lekarzy nie łamią zasad dyrektywy 2005/36 o swobodnym świadczeniu usług i odpowiedniego przepisu Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Poprosił więc o wykładnię Trybunał Sprawiedliwości. A TS zwrócił się do rzecznika generalnego Pedra Cruza Villalóna o opinię w tej kwestii.

Szpital, nie instytut

Rzecznik uznał, że reklama usług medycznych w małej, prywatnej klinice sugerująca, że jest to instytucja prowadząca badania naukowe, jest myląca i powinna być ukarana ze względu na ochronę konsumentów, a w tym wypadku – pacjentów.
Zachowanie Konstantinidesa trudno bowiem zaliczyć do etycznych standardów obowiązujących lekarza. Nie można więc zakładać, że niemieckie regulacje tej kwestii muszą się kłócić z prawem europejskim.
Niemniej zawsze konieczne jest zachowanie w takich sytuacjach proporcji między wagą przewinienia a ewentualnie nałożoną karą. Zbyt surowy reżim sankcji może bowiem stanowić ograniczenie swobody świadczenia usług.
Co się zaś tyczy cen, to rzecznik uznał pogląd niemieckiego sądu dyscyplinarnego, że wolno stosować analogiczne ceny, jeśli konkretnych zabiegów nie przewidziano w cenniku usług medycznych.
Dlatego to, że osoba prowadząca niezależną działalność zawodową naraża się na karę dyscyplinarną za ustalenie ceny mimo przysługującego marginesu swobody, niewątpliwie powoduje u takiego lekarza niepewność co do prawa. Dlatego groźba kary dyscyplinarnej rzędu 50 tys. euro wraz z uznaniem wykonywania zawodu za nielegalne stanowi ewidentne ograniczenie swobody świadczenia usług.

ORZECZNICTWO
Opinia rzecznika generalnego w sprawie C-475/11