Rodzice nie ponoszą odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez ich dziecko, jeżeli szkody tej nie można było przewidzieć – orzekł Sąd Najwyższy.
Dziesięcioletni Patryk W. namówił kolegę, Damiana G., do zabawy na podwórku przed domem. Matka Damiana pozwoliła mu wyjść na 15 minut. Chłopiec zabrał z domu kredki, plastelinę i wykałaczki. Z przedmiotów tych chłopcy skonstruowali procę i strzelali w drzewa. W trakcie zabawy doszło jednak do wypadku: Damian strzelił w stronę kolegi i wykałaczka utkwiła Patrykowi w oku. W efekcie chłopiec niedowidzi. Rodzice poszkodowanego złożyli pozew do sądu i zażądali od rodziców sprawcy zadośćuczynienia.
Zgodnie z art. 427 kodeksu cywilnego każdy, kto jest zobowiązany do nadzoru nad osobą, „której z powodu wieku winy poczytać nie można”, zobowiązany jest również do naprawienia szkody wyrządzonej przez tę osobę. Od odpowiedzialności tej można się uchylić, wykazując, że obowiązek nadzoru został wypełniony lub że szkoda powstałaby także przy starannym wykonywaniu nadzoru.
Sąd Rejonowy w Łodzi uwzględnił powództwo w części i zasądził na rzecz Patryka 50 tys. zł, a także rentę w kwocie 100 zł miesięcznie. Sąd oddalił jednocześnie powództwo w stosunku do ojca, uznając, że skoro ten był w pracy, to za sprawowanie nadzoru nad Damianem odpowiadała matka, a do wypadku doszło z powodu jej zaniedbania.
Odpowiedzialność pojawia się, gdy można wykazać normalny związek przyczynowy
Matka wniosła jednak apelację, a sąd okręgowy zmienił zaskarżony wyrok i oddalił powództwo w stosunku do matki Damiana. Sędziowie uznali, że nie można jej zarzucić zaniedbań wychowawczych. Chłopcy byli kolegami, matka Damiana zezwoliła mu na krótkie wyjście, a wykałaczki były wykorzystywane przez chłopców w szkole na lekcjach plastyki. Nic zatem nie zapowiadało niebezpieczeństwa.
Rodzice Patryka wnieśli kasację. Ich pełnomocnik przekonywał, że przepisy nie precyzują, czy nadzór powinien być bezpośredni, czy też należy go rozumieć szeroko. Pełnomocnik rodziców Damiana argumentował jednak, że w sytuacji gdy oboje rodzice pracują, nadzór taki należy rozumieć szeroko.
Sąd Najwyższy oddalił kasację. Stwierdził, że można pociągnąć do odpowiedzialności na zasadzie art. 427 k.c. tylko, gdy wystąpi normalny związek przyczynowy między zaniedbaniem rodzica a incydentem. Zdaniem SN w tej sytuacji był to typowy nieszczęśliwy wypadek.
Trudno bowiem przewidzieć, że z kredek, plasteliny i wykałaczek można skonstruować procę. Ponadto chłopiec nie był trudnym dzieckiem, więc także nie było konieczności, aby matka pilnowała go podczas zabaw na podwórku. Nie było więc podstaw, by zarzucać jej niewłaściwy nadzór.

Wyrok SN z 3 października 2012 r., sygn. akt II CSK 737/11.