Tuż przed wakacjami parlament postanowił, że zakaz sprowadzania roślin genetycznie modyfikowanych do produkcji pasz, jak też samych pasz z tych roślin, zostanie zawieszony na kolejne pięć lat. Czyli do końca 2017 roku. Konsumenci nawet tego nie zauważyli. Tak jak nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji ekonomicznych, gdyby zakaz rzeczywiście wprowadzono. Z tego, że od nowego roku czekałaby nas wysoka fala podwyżek cen żywności, zwłaszcza mięs, mleka i jaj.
Poważnej dyskusji na ten temat żadna partia nie usiłuje bowiem prowadzić. Politycy z lubością uprawiają za to już od sześciu lat zabawę w zakazywanie i zawieszanie zakazu. Polega ona na tym, że najpierw z biciem w bębny ogłaszają Polskę krajem wolnym od GMO, jak uczyniła to koalicja PiS, LPR i Samoobrony w 2006 roku, by zaraz potem, już po cichu, zawiesić swój własny zakaz.
Na skutek interwencji samych rolników zabiegał o to Andrzej Lepper. I od tej pory kolejne już koalicje głośno podsycają strach wielu ludzi przed roślinami genetycznie modyfikowanymi, zaś po cichu pozwalają, żebyśmy je jedli. Paszami z nich karmi się bowiem drób, świnie, krowy itp.
Aż 95 proc. pasz na naszym rynku, podobnie jak w pozostałych krajach Unii Europejskiej, produkowanych jest z roślin modyfikowanych genetycznie. Przed zagrożeniem chorobą wściekłych krów wysokobiałkowe pasze robiono także z mączki kostnej zwierząt, czego obecnie UE zakazuje.
Dzisiaj posłowie PiS i Solidarnej Polski przekonani są, że GMO niszczy Polaków. W każdym razie usiłują o tym przekonać naród.
o przez jedzenie mięsa zwierząt karmionych paszami z roślin modyfikowanych genetycznie częściej cierpimy na alergię, nowotwory i bezpłodność. W debacie przywoływali pięćdziesięciu bliżej niezidentyfikowanych naukowców i lekarzy, którzy protestują przeciwko zawieszaniu zakazu.
Każdy ma prawo się bać i cytować autorytety, które wydają mu się bardziej wiarygodne. Warto więc przytoczyć także badania renomowanego Instytutu Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego w Krakowie, robione we współpracy z nie mniej renomowanym Państwowym Instytutem Weterynaryjnym PIB w Puławach.
Otóż wbrew temu, co głosi opozycja, wyniki badań jednoznacznie stwierdzają, że w naszej strefie klimatycznej nie ma alternatywnych pasz wysokobiałkowych mogących całkowicie zastąpić importowaną śrutę sojową. To informacja ważna dla producentów zwierząt i drobiu.
Dla nas, konsumentów, istotne jest co innego: badania, którymi objęto aż sześć pokoleń kur, świń, cieląt czy krów mlecznych, karmionych paszami ze zmodyfikowanych genetycznie roślin, nie wykazały w ich mięsie żadnych śladów transgenicznego DNA, nie stwierdziły też reakcji alergicznych na białko zmodyfikowanych pasz. Oznacza to, że organizmy zmodyfikowane genetycznie ulegają całkowitej destrukcji i trawieniu.
Mówiąc prosto – nie są dla naszego zdrowia szkodliwe ani też nie pozwalają na odróżnienie mięsa zwierząt karmionych modyfikowanymi paszami od tych, które jadły wyłącznie pasze tradycyjne. Oba instytuty zgodnie podpisują się też pod stwierdzeniem, że: „Ustawowy zakaz stosowania pasz GMO w żywieniu zwierząt w Polsce, wprowadzony w 2006 r., wchodzący w życie 1 stycznia 2013 r., pomija wyniki badań podstawowych instytutów naukowych oraz opinie naukowych towarzystw biotechnologicznych, pomija również wyniki ponad 80 zakończonych projektów badawczych w Unii Europejskiej”.

Kolejne koalicje głośno podsycają strach ludzi przed roślinami modyfikowanymi genetycznie, zaś po cichu pozwalają, żebyśmy je jedli

Oczywiście, nie wszyscy muszą się czuć tymi argumentami przekonani. Wszyscy jednak powinniśmy wziąć pod uwagę co innego – następstwa wprowadzenia wspomnianego zakazu, gdyby nie został przez parlament ponownie zawieszony.
„Ponowny zakaz spowoduje zwiększony import produktów żywnościowych z zagranicy, w tym mięsa drobiowego i wieprzowego, wytwarzanych na paszach GMO, bowiem we wszystkich krajach UE i świata w produkcji zwierzęcej stosowane są pasze zmodyfikowane genetycznie. Wobec braku transferu transgenicznego DNA do tkanki mięśniowej, mleka i jaj, nie ma możliwości stwierdzenia, jakimi paszami były karmione”.
Czyli – zamiast mięsa tańszego, wyprodukowanego w kraju, jedlibyśmy droższe, importowane. Karmione takimi samymi paszami z GMO, czego jednak żadna kontrola nie byłaby w stanie wykryć.
Posłowie otrzymali wyniki badań. Stanisław Kalemba, wtedy jeszcze poseł PSL, obecnie nowy minister rolnictwa, też zabrał głos w debacie nad GMO. Oto puenta jego wypowiedzi: „Czy dalej rząd, ministerstwo, będzie prowadzić badania nad skutkami stosowania pasz genetycznie modyfikowanych? Trzeba je pogłębić i to jest kierunek”.