Ostatnie zamieszanie na najwyższych stanowiskach prokuratorskich jeszcze jakiś czas potrwa. W pewnej jednak chwili zainteresowanie mediów osłabnie, znużeni poczują się także politycy i wszystko zapewne powróci do dawnej normy, czy raczej nienormalności.
Może za kilka, kilkanaście miesięcy znowu da o sobie znać wpisany niejako w strukturę najwyższych władz prokuratury konflikt, zmierzający do kolejnego przesilenia (czy da się dwóm paniom służyć?). Tymczasem każdego dnia toczą się śledztwa i dochodzenia; każdego dnia dziesiątki tysięcy ludzi stykają się z organami wymiaru sprawiedliwości nie za pośrednictwem telewizji czy gazet, ale wprost – bezpośrednio i na własnej skórze doświadczając, jako podejrzani, oskarżeni, świadkowie oraz biegli sądowi, czym polski model procesu karnego jest w rzeczywistości.
Zwykle wszczynają go policjanci. Na szczęście w coraz mniejszym stopniu przypominają dawnych milicyjnych stróżów prawa, nazywanych trafnie swego czasu władzą. Są dziś lepiej wykształceni i zdecydowanie lepiej rozumieją swoją pozycję w strukturach władzy publicznej, ale zaufanie ustawodawcy do czynności prowadzonych przez policję generalnie jednak nie wzrosło. Wszystkie policyjne czynności procesowe, a w szczególności zeznania świadków, muszą być powtórzone przez prokuratora, który również nie jest darzony przez polski proces karny – i co ważniejsze, przez jego utrwaloną praktykę – pełnym zaufaniem. Prokurator nie jest dawnym sędzią śledczym, w pewnym sensie tylko go udaje, ale ponieważ nie jest niezawisłym organem władzy sądowniczej, stąd konieczność podejmowania decyzji o areszcie przez sąd jako taki.
Sędzia badający podstawy ewentualnego aresztu ma przed sobą już dwa komplety protokołów zeznań świadków i podejrzanego – policyjny i prokuratorski, ale ponieważ instytucjonalnie nie może im ufać, wszystkie te czynności powtarza osobiście. Kiedy jednak sprawa po jakimś czasie trafi z aktem oskarżenia do sądu, trzeba będzie tych samych podejrzanych i świadków przesłuchać po raz czwarty, ponieważ właściwie wszystkie poprzednie fazy były niejako wstępną przymiarką do rozprawy głównej przed sądem.
Świadkowie, zeznając po raz czwarty o tych samych faktach i ich okolicznościach, ale najczęściej po kilku miesiącach od zdarzenia stanowiącego oś sprawy, rzadko pamiętają wszystkie istotne szczegóły i zwykle popadają w większe czy mniejsze sprzeczności. Psychologia poucza, że zeznania składane w różnym czasie, ale identyczne w treści, są zdecydowanie mniej wiarygodne od kolejnych relacji tej samej osoby, ale różniących się w mniej istotnych szczegółach.

Czas wskazać jeden organ odpowiedzialny za postępowanie przygotowawcze

Zeznania identyczne, składane w pewnych odstępach czasu, mogą świadczyć o ich nieautentyczności – o wyuczeniu się ich treści na pamięć, z myślą o założonym efekcie. Dla sądu sprzeczności w zeznaniach świadków to kłopotliwie utrapienie. Niejednokrotnie procesy sądowe przekształcają się w swoiste rozprawy nad świadkami, którzy gubiąc się w szczegółach, sprawiają największe kłopoty właśnie sędziom. Ci najchętniej słuchaliby świadków zeznających identycznie przed policjantem, prokuratorem i sędzią stosującym areszt. Ale to, co z punktu widzenia sędziego orzekającego w I instancji byłoby optymalne, psychologia radzi akurat traktować z podejrzliwością.
Nic więc dziwnego, że po latach tak prowadzonych procesów nikt już niczego nie pamięta. Wszyscy wtedy zdążają zgodnie do jakiegoś rozmycia się sprawy – do jej umorzenia czy nawet uniewinnienia – byle tylko sprawa ostatecznie z wokandy spadła. Czasami następuje to po kilkunastu latach zmagania się z materią procesową niezliczonych rzesz policjantów, służb specjalnych, prokuratorów, adwokatów, sędziów wreszcie.
Społeczeństwo przekonywane jest nieustannie, że całe zło to brak w swoim czasie weryfikacji sędziów. W ostatnich latach kolejni ministrowie sprawiedliwości przekonują z kolei, że panaceum na wszystkie te bolączki to szkoła dla sędziów i prokuratorów oraz dalsza informatyzacja sądów.
Tymczasem problem leży... w początkowej fazie postępowania przygotowawczego, w której nadal, mimo licznych zmian w procedurze karnej, nie ma jednego, wyraźnie wskazanego organu – w pełni odpowiedzialnego za przedsądowy początek procesu, zasadniczo wpływający na cały jego przebieg.