Ci posłowie Sejmu II kadencji, którzy optowali za wprowadzeniem konstytucyjnej bariery dla wzrostu długu publicznego, ustanawiając ją na maksymalnym poziomie 3/5 rocznego produktu krajowego brutto, mogą z pewnością czuć dziś olbrzymią satysfakcję.
Bariera ta nie tylko chroni nas, jak dotychczas skutecznie, przed nadmiernym zadłużeniem, ale nawet wskazuje się na nią jako rozwiązanie wzorcowe dla przyszłych regulacji tej kwestii w konstytucjach innych państw Unii Europejskiej.
Abyśmy jednak nie popadli w stan samouwielbienia, warto przypomnieć, że nie jest to nasz oryginalny, polski pomysł, ale kopia unormowania przyjętego w Protokole w sprawie procedury dotyczącej nadmiernego deficytu – protokole dołączonym do Traktatu o Unii Europejskiej (traktatu z Maastricht).
W tym samym artykule Protokołu mowa jest jeszcze o wskaźniku 3 proc., wyrażającym dopuszczalny stosunek planowanego lub rzeczywistego deficytu publicznego do PKB. Tej ostatniej „wartości odniesienia” (definicja protokołu) do naszej konstytucji już nie wprowadzono. Chciałoby się powiedzieć: a szkoda, ponieważ stan finansów publicznych w naszym państwie byłby dziś zdecydowanie lepszy.
Przywoływane tu „wartości odniesień” nie zostały wzięte z sufitu. Pojawiły się w traktacie z Maastricht w wyniku skumulowanego europejskiego doświadczenia w przestrzeni finansów publicznych, a wprowadzono je do prawa europejskiego na kilka lat przez przyjęciem wspólnej waluty (euro) – zapewne po to, by stworzyć właściwe warunki dla jej wprowadzenia w niedalekiej przyszłości.
Bariera 60 proc. długu do produktu krajowego brutto nie była entuzjastycznie witana w całej Komisji Konstytucyjnej ówczesnego Sejmu, zdarzały się nawet i później w piśmiennictwie głosy, że niepotrzebnie byliśmy nadgorliwi „transformując przepis prawa wspólnotowego w prawo krajowe i to rangi konstytucyjnej, »miękkiemu« zaleceniu nadając równocześnie rygorystyczną postać bezwzględnie obowiązującego konstytucyjnego zakazu”.
Argumentowano na przykład, że tego rodzaju szczególna implementacja w ogóle nie była potrzebna, gdyż akurat to unormowanie prawa europejskiego obowiązuje bezpośrednio i na dodatek z mocą wyższą od ustawy, bo w przypadku kolizji prawa międzynarodowego z ustawą stosuje się przecież umowę.

Zapisana w naszej konstytucji bariera dla wzrostu długu publicznego jest wskazywana jako rozwiązanie wzorcowe dla innych krajów Wspólnoty

Powoływano się także na liczne fakty naruszania „wartości odniesień” nawet przez stare państwa członkowskie, które rzekomo miały wiedzieć lepiej, co przynosi ujemne konsekwencje, a co nie. Na szczęście zwyciężył wówczas zdrowy rozsądek, wyrażony między innymi głosem jednego z parlamentarzystów, że tę barierę trzeba wprowadzić „dla ochrony przyszłych pokoleń”.
Polsce tym razem w pełni opłacało się być papugą narodów (unijnych). Niestety, te ostatnie przestały słuchać samych siebie... Stąd dzisiejsze kłopoty państw całej strefy euro i tylko pośrednio samego wspólnego pieniądza, bo jak na razie ten ma się nie najgorzej, sadząc z relacji do innych walut, a do złotówki w szczególności.
A może tym razem wcale nie byliśmy pawiem i papugą, może po prostu mamy zakodowany w naszej zbiorowej świadomości poniższy tekst:
„Chociaż niezliczone są klęski, wskutek których zazwyczaj podupadają królestwa, księstwa i Rzeczypospolite, to jednak najgroźniejsze są – moim zdaniem – cztery: niezgoda, śmiertelność, nieurodzajność ziemi oraz spadek wartości monety.
Trzy pierwsze są tak oczywiste, że nie ma nikogo, kto by o tym nie wiedział, jednakże czwarta, która dotyczy monety, dostrzegana jest przez niewielu i to jedynie przez najgłębiej myślących, ponieważ nie powoduje natychmiastowego i gwałtownego upadku państw, ale doprowadza do tego stopniowo i jakby niewidocznie”.
Dziś już nie fałszuje się monety tak, jak w czasach Kopernika (to z jego listu do Zygmunta I ten cytat), ponieważ same monety kruszcowe zniknęły chyba już bezpowrotnie. Współcześnie nie chodzi więc o wartość monety, ale o wartość pieniądza jako takiego i w takiej formie, w jakiej go używamy. Ale pokusa, by pieniądz fałszować, okazuje się trwała.
W istocie nie chodziło jednak nigdy o to, by w obiegu była moneta fałszywa, ale by było jej więcej, niż jest to uzasadnione stanem gospodarki. Swego czasu Hiszpanie zalali świat ogromną ilością w pełni kruszcowego reala, doprowadzając Europę do głębokiej zapaści na wiele dziesięcioleci, choć takiego skutku przecież nie chcieli.
Dziś pieniądz fałszuje się właśnie nadmiernym deficytem i zadłużeniem publicznym. Konstytucja na coś jednak się przydaje.