Chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zwykle... Tym razem w „DGP” piszemy o skandalicznych sprawach, które by się nie zdarzyły, gdyby państwo poważnie podchodziło do stanowienia prawa. O kafkowskiej sytuacji partii Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego, który nie może się odwołać od decyzji Państwowej Komisji Wyborczej. I o stadionowych chuliganach, którzy nie obejrzą meczu np. Podbeskidzia z Jagiellonią, ale wejść na spotkanie Euro 2012 nikt im nie zabroni.

Korwin-Mikke, choć zarejestrował listy wyborcze w 21 okręgach, został potraktowany tak, jakby się to nie zdarzyło. Kiedy Sejm pracował nad „wielkim” kodeksem wyborczym, ponieważ była taka potrzeba polityczna, do projektu wepchnął parytety. Ale nie coś, co jest podstawą demokracji – możliwość odwołania się od decyzji dowolnej instytucji. I mamy lukę w prawie, wręcz czarną dziurę, w którą wpadnie całe ugrupowanie.

Podobnie w przypadku Euro. Nasze władze nie porozumiały się z UEFA co do mechanizmu eliminacji z trybun chuliganów ze stadionowym zakazem. I kibole, którym rząd wypowiedział wojnę, będą mogli szukać azylu na Stadionie Narodowym, tudzież innych arenach Euro 2012. Spokojnie sobie usiądą i korzystając z nowelizacji innych przepisów, kupią sobie piwo, by wypić zdrowie posłów i urzędników. A na odchodne krzykną „Sędzia kalosz” albo raczej coś bardziej popularnego w ich kręgu. Co im zależy: zakaz stadionowy poza Stadionem Narodowym i tak już mają.