Sędziom nie opłaca się już zwlekać z uzasadnianiem wyroków. Pilnują ich rzecznicy dyscyplinarni.
Rzecznicy dyscyplinarni zaczęli walkę z pewnym powszechnym wśród sędziów zjawiskiem – chodzi o zwlekanie z pisaniem uzasadnień do wydanych wyroków. Sędzia jednego z wydziałów cywilnych łódzkiego sądu rejonowego została postawiona w stan dyscyplinarnego oskarżenia, po tym jak spóźniła się z napisaniem uzasadnienia w ośmiu sprawach. Przekroczyła instrukcyjny termin 14 dni: raz o 22 dni, co było jej najkrótszym spóźnieniem, innym razem o 123 dni.
Z pewnością lepiej zabrać się do tego rodzaju sądowej patologii później niż wcale. W sądach zalegają sterty akt bez pisemnych uzasadnień. Zdarza się, że sędziowie zabierają się za ich pisanie nawet kilkanaście miesięcy po terminie. A przecież wyroki bez pisemnych uzasadnień to rozstrzygnięcia tak naprawdę ślepe. Strona, która przegrała sprawę, nie może zaskarżyć wyroku, jeśli nie ma on uzasadnienia. A ileż to razy eksperci odmawiają dziennikarzom komentarzy prawnych do wydanego wyroku tylko dlatego, że nie jest jeszcze znane pisemne uzasadnienie.
Dobrze więc się stało, że rzecznicy dyscyplinarni dostrzegli wreszcie problem zaległości w pisaniu uzasadnień. Naruszanie obowiązków służbowych przez sędziów jest w tym wypadku oczywiste.
Rzecznikom dyscyplinarnym należy się tym większa pochwała, gdyż jak do tej pory z tym gorącym problemem nie poradzili sobie w sądach ani przewodniczący wydziałów, ani prezesi sądów. Znam przypadek prezesa sądu okręgowego, znakomitego organizatora i sądowego gospodarza, który sam zalegał z pisaniem uzasadnień. W dodatku jego zaległości były znacznie większe niż zaległości podlegających mu służbowo sędziów. Prezes stracił w końcu swoje stanowisko. Taką karę za rażące zaniedbywanie obowiązków służbowych wymierzył mu lubelski sąd dyscyplinarny.
W sprawie pani sędzi z wydziału cywilnego sąd był bardziej wyrozumiały. Odstąpił od wymierzenia kary dyscyplinarnej, choć również w tym wypadku naruszenie obowiązków służbowych było dla wszystkich oczywiste. Naruszenie to nie było jednak, zdaniem sądu dyscyplinarnego, rażące.
W ten sposób niepozorne słówko „rażące” stało się źródłem paradoksu. Prezes sądu stracił swoją funkcję, choć wykonywał ją wzorowo i nienagannie. Natomiast sędzia z wydziału cywilnego uniknęła kary, choć jej zaniedbania były takie same. Warto więc, by sądy dyscyplinarne, wypowiadając wojnę zaległym uzasadnieniom, przyjrzały się bliżej temu z pozoru niewinnie wyglądającemu zwrotowi: rażące zaniedbanie. Po co prezesi sądów mają tracić swoje stanowiska, choć byli wzorowymi szefami, a sędziowie unikać kary, mimo że nie pisali uzasadnień w terminie?